Literackie porwania i zaginięcia

Takie historie zdarzały się zawsze, ale mam wrażenie, że dopiero w ostatnim roku zyskały one status medialnego headline’u. Ludzkie cierpienie zapisane w statystykach zaginięć trafiło nagle wszystkich między oczy i wbiło się w naszą świadomość.

Kiedy dwa lata temu zabrałam się za pisanie powieści „Nikt nie widział, nikt nie słyszał”, nie miałam pojęcia, że w Polsce zjawisko zaginięć ludzi ma tak dużą skalę. Ze zdumieniem zapoznawałam się z informacjami, z których wynikało, że codziennie w Polsce znika troje dzieci, rocznie znika ich ponad tysiąc. Oczywiście większość się odnajduje: wracają same, albo są „ściągane” z ulicy przez policję, jednak największy mój niepokój wzbudzają te sprawy, które nie znajdują rozwiązania mimo mijających lat.

W ubiegłych latach, gdy odnajdywały się zaginione dziewczynki: Natascha Kampusch, Jaysee Lee Dugard, Elizabeth Fritzl, Elizabeth Smart oraz wiele innych; świat truchlał z przerażenia. Okazało się bowiem, że fikcja literacka zapoczątkowana przez Johna Fowlera w 1963 roku w powieści „Kolekcjoner”, gdzie psychopata uwięził pod swoim domem młodą dziewczynę, stała się prawdą.

Historie kobiet przetrzymywanych w ukryciu przez kilka, bądź kilkanaście lat (!) są też dowodem na to, że policja jest niedoskonała i co gorsza wciąż popełnia błędy i zaniedbania, a system alertu w przypadku zaginięć nie jest tak dobry, jak chcielibyśmy wierzyć.

(Elisabeth Fritzl uprowadzona przez swojego ojca gdy miała 18 lat. Przez 24 lata więziona w piwnicy jego domu)

Polska pod tym względem kuleje niestety bardziej niż inne kraje: jeśli nawet w przypadku zaginięcia dziecka alert jest szybki i często skuteczny; w zniknięcie osoby pełnoletniej policja angażuje się dopiero po czterdziestu ośmiu godzinach, co utrudnia późniejsze śledztwo. Tak było w przypadku Iwony Wieczorek, dziewczyny z Sopotu, która zaginęła półtora roku temu w drodze z klubu do domu. Gdańska prokuratura kilka tygodni temu, po półtora roku od zaginięcia nie znajdując nowych dowodów, umorzyła śledztwo w jej sprawie.

Kiedy promowałam swoją książkę pod koniec 2010 roku, Iwona była tematem numer jeden w trójmiejskich mediach, a samo zjawisko porwań i zaginięć budziło wiele kontrowersji i pytań. Rynek literacko – filmowy pod tym względem był nienasycony, moja powieść pojawiła się na nim jako jedna z pierwszych, jednak już kilka miesięcy później, wraz z nastaniem nowego roku, nastąpił pod tym względem prawdziwy książkowy wysyp!

(Elisabeth Smart- nastolatka uprowadzona z własnego pokoju w domu rodziców i przetrzymywana przez porywacza 7 km od rodzinnego domu)

Według mnie, na plan pierwszy wysunęła się pozycja wydana przez Świat Książki, powieść mocna, autorstwa Anji Snellman „Dziewczynki ze świata maskotek”. Książka opowiedziana z chłodnym obiektywizmem, oszczędna w słowach, a jednocześnie cudownie wrażliwa, bez lukru opisuje świat nastolatek – dziewczynek, spragnionych dorosłości i przez to łatwych do zmanipulowania. Szesnastoletnia Jaśmin Martin – bohaterka powieści trafia do „Świata maskotek”, sklepu zoologicznego, gdzie na zapleczu są kręcone filmy porno, a młode dziewczęta świadczą tam usługi seksualne. Jaśmin nie szczędzi wobec siebie przykrych słów. O tym, co robiła dla „Świata maskotek” opowiada bez lukru. Pisze: „Byłam głupia. Byłam w tym cholernie dobra!”. Dziewczynka w końcu pada ofiarą szalonego klienta, który pragnie mieć ją na własność i ukryć przed wzrokiem świata…

„Jak kamień w wodę” Chevy Stevens okazała się mniej emocjonująca, chociaż miała „wstrząsać” i być „niezwykle sugestywna”. W opowieści o agentce handlu nieruchomościami, która przez rok była przetrzymywana przez szaleńca w domku w górach, czegoś niestety zbrakło.

(Lee Dugard zaginiona w 1991r, w Kalifornii. Więziona przez 18 lat przez porywacza)

Autorka przeprowadziła czytelnika przez koszmar porwania i późniejsze próby odzyskania własnego życia, ale według mnie książka jest dość koniunkturalna i przewidywalna i na tle pozostałych powieści dotyczących zjawiska porwań, wypada gorzej.

Wydawnictwo Sonia Draga przyzwyczaiło mnie do tego, że ma świetną intuicję w wyborze książek, które przedrukowuje na nasz ojczysty język, a wypuszczając na rynek autobiografię Nataschy Kampusch potwierdziło opinię, że koło tych pozycji nie da się przejść obojętnie. „3096 dni” to historia wstrząsająca, bo prawdziwa. Natascha otwiera przed czytelnikiem drzwi do piwnicy, która była jej domem przez osiem długich lat, buduje też portret swojego porywacza i tłumaczy, w jaki sposób udało się jej przetrwać samotnie tak długi czas, nie poddając się. Zdumiewa, że w jej świecie zbudowanym pod ziemią nic nie jest czarne ani białe, chociaż właśnie tego doszukują się media i policja.

Gdybym jednak miała ułożyć ranking książek dotyczących porwań i wybrać wśród nich faworyta, zdecydowanie na miejscu pierwszym znalazłaby się historia Emmy Donoghue. „Pokój” bije wszystkie inne pozycje na głowę i to nie tylko w kategorii literatury dotyczącej porwań, ale pod każdym względem!

(Natascha Kampusch – dziesięciolatka, którą przez osiem lat przetrzymywał porywacz w celi pod swoim domem)

Emma Donoghue dokonała cudu! Myślę, że nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że to jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam. Jest naprawdę doskonała. Oczywiście, że należy się jej bać, ponieważ wywołuje ogromne emocje! Oczywiście, że pani Donoghue poruszyła w niej temat bardzo trudny i niestety aktualny. Jednak sposób, w jaki to zrobiła, budzi moje najwyższe uznanie. Autorka włożyła narrację książki w usta pięcioletniego chłopca i gdyby nie jej zdjęcie na tylnej okładce, można by poddać się temu złudzeniu, ponieważ świat opisany w powieści jest właśnie światem widzianym oczami dziecka. To świat wyczarowany z miłości i wyobraźni. Chłopczyk i jego matka spędzają cały czas w pokoju, który nie ma okien, a drzwi są hermetycznie zamykane przez porywacza.

Chłopiec nigdy nie był na dworze, nie czuł na skórze wiatru, nie rozmawiał z innymi ludźmi. Pokoju, w którym mieszka, nie ma na żadnej mapie, został stworzony specjalnie dla kobiety, ale po pewnym czasie jego przestrzeń wypełniło też dziecko. Emma Donoghue poszła jednak o wiele dalej niż jej pisarskie poprzedniczki. Uwięzienie ukazane w powieści jest tylko pretekstem, by skupić się na problemie o wiele ważniejszym, jakim jest wyjście na wolność.  Zróbmy bowiem mały eksperyment: wyobraźmy sobie, że jesteśmy kobietą, która urodziła w niewoli dziecko i robiła dla niego wszystko, co potrafiła, by czuło się ono „normalnie” w tej „nienormalnej” sytuacji. A teraz dajmy tej kobiecie wolność, o której tak marzyła. Czy będzie chciała podtrzymywać schematy, które wprowadziła w niewoli i które wyznaczają pory dnia jej synka?

Czy pokój, do którego tęskni chłopczyk nie będzie ostatnim miejscem, w które ona chciałaby wrócić? I wreszcie, czy uczepiony jej kurczowo chłopiec, któremu nadała imię Jack, nie stanie się na wolności jej własnym, kolejnym więzieniem?

Małgorzata Warda

About the author
Małgorzata Warda
gdyńska pisarka, rzeźbiarka, malarka, autorka kilku powieści, między innymi "Nikt nie widział nikt nie słyszał", "Środek lata" "Dziewczynka, która widziała zbyt wiele". Jej teksty znajdziecie także na jej blogu: www.warda.com.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *