Powieść „Na własne oczy” Linwooda Barclaya porównuje się z jednym z najbardziej znanych dzieł Alfreda Hitchcocka, „Oknem na podwórze”. I jest w tym zestawieniu sporo słuszności. Po pierwsze, zbieżność pomysłu. W filmie unieruchomiony dziennikarz, dla rozrywki wyglądający przez okno, nabiera przekonania, że stał się przypadkowym świadkiem morderstwa. Intryga podobna, choć w książce przeniesiona w czasy współczesne. W prozie Barclaya obowiązuje także słynna zasada Hitchcocka – „Na początku trzęsienie ziemi, a potem napięcie wzrasta”.
Thomas Kilbride niemal nie opuszcza swojego pokoju. Od dzieciństwa interesował się mapami. Zapamiętywał je i potrafił dokładnie odtworzyć. Jednak pasja zmieniła się w obsesję, podsycaną psychicznymi problemami bohatera. Thomas uzależnił się od opieki najbliższych. Dorosłe życie spędza przykuty do programu Whirl360, za pomocą którego zwiedza (i zapamiętuje mapy) rozmaitych miast na kuli ziemskiej.
W czasie jednej z wędrówek po ulicach Nowego Jorku zauważa dziwną scenę w oknie. Thomas jest przekonany, że widział morderstwo. Jego straszy brat, Ray, niespecjalnie mu wierzy, ale dla świętego spokoju zgadza się zbadać całą sprawę. Okazuje się, że bracia wplątali się w brutalną walkę o władzę i pieniądze. Ktoś nie cofnie się przed niczym, by prawda o tym, co stało się w Nowym Jorku, nie wyszła na jaw.
„Na własne oczy” ma wszystko, co powinien posiadać dobry thriller. Barclay skonstruował fabułę, która obfituje w zaskakujące wolty. Pisarz prowadzi grę z czytelnikiem, rozbijając kolejne prawdopodobne wersje wydarzeń. I tak jest do samego końca, niemal do ostatniego zdania, gdy wydaje się, że wszystko zostało już wyjaśnione. Ponieważ głównym bohaterem jest osoba borykająca się z problemami psychicznymi, żyjąca we własnym świecie, granica między tym, co rzeczywiste, a tym, co wymyślone, jest wyjątkowo cienka.
Fabuła nie ogranicza się tylko do wyjaśnienia zagadki jednego morderstwa, które Thomas dostrzegł w oknie podczas wędrówek po wirtualnym świecie. Równie ważne jest wyjaśnienie tego, co zaszło w dniu tragicznej śmierci Adama Kilbride’a, ojca Thomasa i Raya. Śledztwo prowadzi do odkrycia pogrzebanych w przeszłości tajemnic. Jak wiadomo każda, nawet najporządniejsza, rodzina ma sekrety, których ujawnienie może być wyjątkowo bolesne.
Dzięki dobrze skonstruowanej, trzymającej w napięciu fabule, książkę czyta się znakomicie, nie wiedząc, czym za chwilę zaskoczy nas autor.
W „Na własne oczy” napięcie budowane jest równie dobrze jak w filmach Hitchcocka. Jest to jednak powieść na wskroś współczesna. Ilu bowiem Thomasów Kilbride’ów siedzi w domach, przy komputerach, wybierając wirtualne życie zamiast realnego? Internet to okno równie fascynujące, co niebezpieczne.
To jednak tylko dygresja, gdyż „Na własne oczy” to przede wszystkim czystej wody rozrywka. Thriller z zaskakującą fabułą świetnie się nadaje na ciepłe, letnie dni.
Barbara Augustyn
Autor: Linwood Barclay
Tytuł: „Na własne oczy”
Przełożył: Anna i Jarosław Fejdych
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 550
Data wydania: 2014