Scotta Odena polscy czytelnicy mieli okazję poznać dzięki powieściom „Memnon” oraz „Spiżowi wojownicy”. Książki Odena są wynikiem fascynacji Egiptem, którą zdecydował się pogłębiać m.in. na studiach historycznych. Dom Wydawniczy Rebis oddał w nasze ręce jego najnowszą powieść pt. „Lew Kairu”.
Asad, zwany Emirem Sztyletu, zostaje wysłany przez swojego mistrza do Kairu. Asasyn ma podjąć się misji stworzenia sojuszu między Ukrytym Mistrzem Alamutu a młodym kalifem Raszidem al-Hasanem. Ten jednak znajduje się pod zgubnym wpływem swojego wezyra i jego popleczników, którzy odurzają go opium, doprowadzając do skrajnego wycieńczenia. Dworskie intrygi, chore ambicje wezyra oraz dwie wrogie armie zbliżające się do murów miasta to tylko niewielka część tego, czemu Asad musi stawić czoła. Jednego Asasyn jest pewien: musi wyrwać młodego Raszida z opiumowego odurzenia i usunąć każdego, kto stanie na drodze kalifa.
„Lwa Kairu” czyta się nad wyraz szybko. Zanim się człowiek obejrzy, już jest koniec. Dzieje się tak, ponieważ powieść napisana jest bardzo przystępnym, barwnym językiem, który pobudza wyobraźnię. Nie męczy rozwleczoną fabułą ani przesadną zawiłością wątków. Aż chciałoby się powiedzieć: „w sam raz”. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to brak słowniczka na końcu książki. Byłby niebywale pomocny, szczególnie w momentach, w których autor zdecydował się użyć określeń typu salawar czy chamr, dosyć gęsto rozsianych w powieści. Nie zaszkodziłby, a na pewno uprzyjemniłby czas spędzony nad lekturą. A tak, niestety, pozostaje nam korzystanie z innego słownika lub próba samodzielnej interpretacji.
Autor zadbał o to, aby bohaterowie posiadali swój indywidualny charakter. Każda postać jest inna, obdarzona zestawem cech i umiejętności właściwych tylko sobie. Pozwala to w późniejszym etapie nie pogubić się wśród ogromu postaci występujących w książce.
Akcja powieści bardzo szybko się rozwija, zmiata nas z góry niczym lawina i ciągnie za sobą zmierzając, ku finałowi. Napięcie rozłożone jest bardzo równo i naprawdę nie można narzekać na znużenie. To, co mnie jednak irytowało, to brak wyraźnie określonego głównego bohatera. Czy jest nim Asad? Raszid al-Hasan? Parysatis? A może Gazela? W każdym rozdziale inna postać pełni tę rolę. Jest to nieco niefortunne, ponieważ z zainteresowaniem i wypiekami na twarzy będziemy się zaczytywać w rozdziałach poświęconych naszym ulubionym bohaterom, a przez pozostałe będziemy „przelatywać”. Aby więc czerpać maksymalną przyjemność z książki, pozostaje nam polubić wszystkie postacie.
Jedną z nich, która utkwiła mi w pamięci, jest Parysatis. Była młodziutką nałożnicą kalifa, zakochaną w Raszidzie. Nie odznaczała się niczym nadzwyczajnym poza jedną drobną rzeczą – dopisywało jej niebywałe szczęście. Dziewczyna była dosłownie w czepku urodzona, niewidzialna dla straży, piękna i choć naiwna i nieco głupiutka, to zawsze wychodziła z opresji. Nie wiem, czy taki był zamysł autora, czy to po prostu czysty przypadek, ale po pewnym czasie stało się to już nieco drażniące.
„Lew Kairu” jest bardzo dynamiczną i fascynującą powieścią, mimo że można odczuwać lekki niedosyt z powodu słabo rozwiniętych wątków niektórych bohaterów. Książka ta pozwala nam jednak choć na chwilę znaleźć się w krajach arabskich, poczuć tamte smaki i zapachy, nacieszyć oko bogactwem kolorów – dawno nie spotkałam się z tak plastycznym językiem, który od samego początku wprawiłby mnie w zachwyt. Pomimo iż jest to powieść historyczna, mogę ją spokojnie polecić nie tylko miłośnikom tego typu literatury, lecz również tym, którzy szukają książki nieco awanturniczej, okraszonej widowiskowymi scenami walki, a przede wszystkim dającej mnóstwo przyjemności.
Justyna Czerniawska
Ocena: 3,8/5
Tytuł: Lew Kairu
Autor: Scott Oden
Ilość stron: 464
Oprawa: broszurowa
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Rebis