Ku czci celtyckim bogom

Oceniając bezwzględnych zdobywców, takich jak starożytni Rzymianie czy hiszpańscy konkwistadorzy, chętnie patrzymy na tragiczne wydarzenia z piedestału własnej etyki, całkowicie ignorując historyczny i – co ważniejsze – obyczajowy kontekst. Jakże łatwo nam potępiać zbieraninę, która pod dowództwem Corteza i Pizarra zmieniła na zawsze oblicze Ameryki Łacińskiej, nie przebierając w środkach. Nie bierzemy przy tym zupełnie pod uwagę poziomu świadomości ówczesnych ludzi ani tego, że kultury, z którymi się zetknęli, mogły rzeczywiście wydać się im tworami diabła – potworne obrzędy ku czci jakichś dziwacznych bóstw, zabijanie setkami na ołtarzach nie tylko wojowników (co od biedy byłoby zrozumiałe), ale również młodych dziewcząt i malutkich dzieci… Jak miał to odczytać niewykształcony żołnierz, w dodatku gorliwy katolik? Nawet dziś opisy składania ofiar budzą dreszcz odrazy, a konkwistadorzy widzieli to na własne oczy. Byli brutalnymi ludźmi, niejedno mieli na sumieniu, a mimo to wzdrygali się ze wstrętem i przerażeniem. No i czuli się uprawnieni do rozprawienia się z takim barbarzyństwem.

Podobnie ma się rzecz z Rzymianami, dokonującymi podboju Galii celtyckiej. Nie opierając wiedzy o tamtych czasach na komiksach Uderza i Goscinnego, a na kronikach i wykopaliskach można mieć mieszane uczucia. Badając wnikliwie znaleziska archeologiczne i stare kroniki, dowiedzieliśmy się, że Celtowie bynajmniej nie byli żadnymi barbarzyńcami. Ich kultura i obyczaje stały na wysokim poziomie, jednak podziw dla tych ludów nie powinien przesłaniać faktu, że Rzymianie zetknęli się – jak wiele wieków po nich Hiszpanie – z czymś, co wzbudziło ich obrzydzenie. Tym czymś były niektóre aspekty celtyckich wierzeń.

Wszystkie religie, nawet współczesne, wiążą się ze składaniem ofiar. Obecnie są one zazwyczaj symboliczne, choć też nie zawsze, bo nadal w pewnych kulturach poświęca się ku czci Boga ofiarne zwierzę. W czasach, gdy Rzymianie walczyli z Celtami, obywatele Imperium Romana nie składali już ludzi w ofierze, chyba że sporadycznie i nieoficjalnie. Tymczasem Celtowie uważali, iż bogów przebłagać można tylko krwią i cierpieniem. Obok stosunkowo niewinnych obrzędów, związanych z inicjacją młodzieńców lub kultem bogini płodności, posiadali wcale niezły asortyment praktyk, które nie tylko nam wydają się nieprzyjemne. Warto też podkreślić, że sam fakt składania ofiar  nie w świątyni, a pod drzewami lub budowanymi z ogromnych głazów dolmenami, był dla Rzymian dowodem na kulturową niższość Celtów. Nie zmieniał tego nawet widok tych budowli, spiętrzonych w sposób pozornie urągający ludzkim możliwociom. Koronnym przykładem jest Stonehenge, uważane właśnie za jakąś świątynię druidów, choć biudowla ta nie ma z nimi nic wspólnego.

W ofierze składano nie tylko zwierzęta – robiono to z okazji czterch głównych świąt (Swięto Oczyszczenia, Ognie Bela, Eochaida Allatia ku czci Luga i Samhain, obchodzone 1 listopada). Poświęcano wtedy bogom nie tylko zwierzaki gospodarskie, ale też dzikie koty. Te nieszczęsne stworzenia, jak widać, od zawsze cierpiały za sprawą człowieka. Jednak i ludzie nie byli bezpieczni przed wyrokami druidów.  Rytualnie zabijano zwłaszcza jeńców wojennych i preparowano później ich głowy (jak w Afryce), ale ten obyczaj dotyczył nie tylko ich. Bywało, że ofiarowywano bogom szczególnie cenionego członka społeczności, wychodząc z założenia, że wartość daru mierzy się tym, jak cenny jest dla darczyńcy. Stanowiło to jednak rzadkość, przeważnie bogowie otrzymywali po prostu krew wrogów plemiennych, a także złodziei i zabójców. Różnego rodzaju przestępcy byli specjalnie „oszczędzani” w celu złożenia ich w późniejszej ofierze. Druidzi, których pod wpływem filmów przywykliśmy uważać za pokojowych i łagodnych kapłanów, decydowali o tym, jaką śmiercią ma taki nieszczęśnik zginąć. Najczęściej zabijano go przy świętym drzewie lub na polu, któremu należało zapewnić płodność (ten ostatni zwyczaj praktykowały też niektóre greckie plemiona). Czasami ludzi ofiarowywanych bogom topiono w bagnach, przed lub po zabiciu. Inny związany z rolnictwem obrzęd odbywał się ku czci święta Samhain. Zabijano wówczas niemowlę i jego krwią skrapiano pole. Trzeba z przykrością stwierdzić, że dzieci bywały u Celtów niewinnymi ofiarami niewłaściwego, zdaniem druidów, dnia narodzin. Rutynowo na przykład składano w ofierze maleństwa urodzone podczas święta równonocy, ale zdarzało się to też z okazji innych dat. Na terenach współczesnej Irlandii wystarczało samo to,  że dziecko było pierworodnym potomkiem.

Często przy okazji składania ofiar wróżono ze sposobu, w jaki spływała krew po podcięciu gardła człowieka bądź zwierzęcia, albo też z ich wnętrzności. Zajmowali się tym zarówno druidzi, jak i kapłanki, które cieszyły się wśród Celtów wielkim mirem. Pozycja kobiet w ich społeczeństwie była wysoka, choć ściśle rzecz biorąc, nie panował tam matriarchat. Wydaje się raczej, że Celtowie, podobnie jak Egipcjanie, wcielali w życie ideę równości płci w prawie wszystkich aspektach życia społecznego. Ich kobiety były wykształcone, wojownicze i świadome tego, że zasługują na szacunek – czego wyrazem był też ich status kapłanek, nawet druidek. Żeby nimi zostać, musiały wykazać się nie tylko religijnością i inteligencją, ale też odwagą i brutalnością, rzadko kiedy kojarzoną z pojęciem „kobiecość”. Nie mogły się wahać, podcinając gardło jeńcowi lub krowie, ani też dokonując jeszcze bardziej makabrycznych czynności rytualnych. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę że boginie w celtyckim panteonie nie były w żaden sposób gorsze niż bogowie – czasem nawet miały więcej do powiedzenia.

Uwięzieni przez Celtów przestępcy modlili się zapewne gorąco, by nie nastąpiła długotrwała susza. W przypadku takowej druidzi nakazywali złożenie wyjątkowo okrutnej ofiary całopalnej. Z gałązek wikliny, słomy i suchego drewna budowano rodzaj połączonych ze sobą klatek, tworzących razem figurę męską lub żeńską (czasem obie naraz). W tych klatkach umieszczano więźniów, figury ustawiano pionowo na polach, a następnie podpalano. Zasada była taka, by ofiary tego obrzędu cierpiały jak najdłużej, bo to podnosiło wartość podarunku dla bogów i dawało większą nadzieję na pozytywną odpowiedź z ich strony. Męka takiego nieszczęśnika mogła trwać godzinami, wybierano bowiem na całopalenie dzień bezwietrzny, a konstrukcja klatki eliminowała możliwość uduszenia się dymem.

Oprócz typowych krwawych ofiar Celtowie uprawiali też kanibalizm rytualny, szczególnie zaś picie krwi pokonanych wrogów, a nawet własnych zmarłych rodziców. Celowali w tym głównie pierwotni mieszkańcy dzisiejszej Szkocji, o których rzymscy kronikarze pisali, że wręcz zasmakowali w ludzkim mięsie i nie zawracali sobie głowy religijnym znaczeniem ludożerstwa. Najbardziej cenili ponoć mięso z pośladków i piersi młodych kobiet, a także… nienarodzone jeszcze dzieci. Trudno się dziwić, że napotkawszy takie zwyczaje, Rzymianie dokładali starań, by je wypalić z podbijanego ludu, skoro mieli się za wyższych kulturowo. Jednak ich wysiłki, by zniszczyć lub niejako zlatynizować celtycką religię, miały przede wszystkim podłoże polityczne. Druidzi stanowili istotne zagrożenie, mieli bowiem władzę nad umysłami. Byli inteligentni, umieli czytać i pisać w systemie runicznym, niezrozumiałym dla Rzymian, posiadali ogromną wiedzę i przede wszystkim cieszyli się niemal nieograniczonym posłuchem. Wy7razem tego był na przykład fakt, że to oni musieli zaakceptować wybór nowego wodza. Wojujące ze sobą plemiona zawsze uznawały ich nietykalność i respektowały ich polecenia. Tylko druidzi mogli tak naprawdę zjednoczyć skłócone klany, a wtedy Rzymianie mieliby rzeczywisty problem, gdyż powszechne powstanie w Galii zagroziłoby ich potędze. Casus Vercigentoryxa świadczył o tym dobitnie. Żeby zminimalizować niebezpieczeństwo, musieli więc wyjąć druidów spod prawa i podjąć zdecydowane działania w celu wytrzebienia tej wpływowej warstwy społecznej. Okrucieństwo ich obrzędów stanowiło wygodny pretekst – Rzymianie nie byli tacy znów wrażliwi, by rzeczywiście przeszkadzało im to, co Celtowie praktykują pod świętymi cisami czy też dębami. Owszem, potępiali to, ale gdyby druidzi nie stanowili tak dużej siły politycznej, zostawiono by ich w spokoju.

Dziś słowo „druid” kojarzy się nam raczej z Panoramixem i jego magicznym wywarem. Pamiętajmy jednak, że dawno temu człowiek, który je nosił, nie ograniczał się bynajmniej do ścinania jemioły złotym sierpem i przygotowywania eliksirów…

Luiza „Eviva” Dobrzyńska

 

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *