Księga Rodzaju: ludziaki

jeden-bog-okladka

Z twórczością Katarzyny Mlek zetknęłam się po raz pierwszy, czytając osadzony w beskidzkim folklorze tom opowiadań „Na wietrze diabeł przyjechał”. Jej najnowsza powieść „Jeden bóg” to zupełnie inna bajka i inna twarz autorki. Z fantasy i opowieści pełnych ciepła i wiary w ludzi mamy zwrot o sto osiemdziesiąt stopni – do drapieżnego s.f. drążącego najciemniejsze i najmniej chlubne strony ludzkiej natury.

„Jeden bóg” to opowieść o tym, jak ambicje jednego człowieka zmieniają cały świat. Miran Zieliński, zdolny genetyk, zaczyna budować koncern Genesis. Najpierw na rynku pojawiają się genetycznie zmodyfikowane rośliny, potem „ulepszone” zwierzęta. Wszystko poprzedzone kampaniami reklamowymi, nośnymi sloganami o zlikwidowaniu głodu i promocjami we własnej sieci dyskontów żywnościowych o wdzięcznej nazwie Mrówka. Prawda jak zawsze jest brutalna – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Kolejny krok to odzwierzęce organy do przeszczepów. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, w końcu Genesis łamie ostatnią barierę zabawy w Boga – przystępuje do wyhodowania w sztucznej kadzi człowieka.

K. Mlek odmalowuje pesymistyczny obraz ludzkiej natury. Genesisowi i jego konkurentom zależy tylko na jednym: pieniądzach.

– Przecież jest jeden Bóg, czyż nie? – zauważył Morot.
– Fakt, wszyscy lubimy pieniądze¹.

Ludzkość, szara masa, jest niezwykle łatwa do zmanipulowania i kolejni spece od PR robią z nią, co chcą. Wielki Brat wiecznie żywy. Pogoń za pieniędzmi, władzą, sukcesem, komfortem życia, a wreszcie snem o wiecznej młodości – oto motor działań ludzkości. Otumanieni wszelkiego rodzaju propagandą, wsączoną im do głów przez pocztę pantoflową i mass media, idą jak barany na rzeź.

K. Mlek zgrabnie wplotła w narrację aluzje do procesów, które już się zaczęły, a ich końca nikt nie potrafi przewidzieć. Czarna ścieżka wymyślona przez autorkę jest prawdopodobna. Ot, choćby niezwykle popularne programy poprawiania urody, wszechobecny szał na operacje plastyczne. Co chwila portale plotkarskie z lubością publikują zdjęcia kolejnej gwiazdy, która próbując oszukać starość, zapędziła się w kozi róg. Twarz zmienia się w nieruchomą maskę i kolejny dowód, że czasu nie da się zatrzymać. Ale takie namacalne dowody nikogo nie odstraszają. Można się tylko domyślać, jaki szał zapanowałby, gdyby w naszym świecie pojawiły się wynalazki z Genesisu. Nowy nos, skóra, piersi, paznokcie, uszy, pośladki – co tylko klient sobie zażyczy. Minimalne ryzyko, bez bólu, bez długiej rehabilitacji – oczyma wyobraźni już widzę te zachwyty.

A potem zwykłe kobiety, zachęcone przykładem (wszak idzie on z góry) przemieniają się pod czujnym okiem kamer w piękne łabędzie i entuzjastycznie wygłaszają opinie na temat nowego, cudownego życia po metamorfozie (oczywiście napisane przez speców od marketingu). Przykład działa, nie ma pieniędzy, ale można przecież zaciągnąć kredyt. Biznes się kręci.

W walce o pieniądze i rząd dusz nie ma żadnych świętości. Nikogo, nawet religijnych hierarchów, nie obchodzi moralność, przyszłość ludzkości, prawda, zdrowie czy ekologia. To tylko puste frazesy, obliczone na usunięcie z rynku przeciwnika i zdobycie wymiernych korzyści. Morderstwa, pedofilia, nekrofilia – władza nie cofa się przed niczym.

Mam wrażenie, że K. Mlek lepiej czuje się w krótkiej formie – opowiadań niż powieści. Momentami narracja wydaje się poszatkowana. Szybkie przeskoki od jednego wątku do drugiego sprawiają, że można się lekko pogubić. Tracą na tym także bohaterowie. Lubię książki z frapującymi, dobrze umotywowanymi bohaterami, którym mogą kibicować, nawet jeżeli wiem, że ich zamiary nie są zbyt czyste. Tutaj nie znalazłam nikogo takiego.

Podsumowując, „Jeden bóg” K. Mlek jest całkiem ciekawą powieścią, niezwykle pesymistycznym spojrzeniem na ludzką naturę. Smaczku fabule dodają liczne nawiązania. Od tych biblijnych: Księgi Rodzaju i Arki, które pod koniec powieści stają się aż nazbyt złowrogie, po popularne dyskonty, programy paradokumentalne czy kreowane na potrzeby rynku gwiazdy muzyki.

Kolejny twórca zmierzył się z mitem Polski światowego mocarstwa i kolejny raz nie wyszło to ani nam, ani światu na zdrowie. Choć trzeba przyznać, że wizja Łodzi jako Arki, gigantycznej metropolii złożonej z uli, w której ludzie pod całkowitą kontrolą Genesisu żyją jak pszczoły robotnice, działa na wyobraźnię. Mimo to po lekturze czuję niedosyt. Kilka pomysłów zgrabnie powiązanych z rozpoczętymi już procesami społecznymi i naukowymi nie zostało wykorzystanych. A szkoda, bo potencjał był.

Barbara Augustyn

¹K. Mlek „Jeden Bóg”, s. 179.

About the author
Barbara Augustyn
Redaktor działu mitologii. Interesuje się mitami ze wszystkich stron świata, baśniami, legendami, folklorem i historią średniowiecza. Fascynują ją opowieści. Zaczytuje się w literaturze historycznej i fantastycznej. Mimowolnie (acz obsesyjnie) tropi nawiązania do mitów i baśni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *