Krzysztof Boruń, „Ósmy Krąg Piekieł”

Wiele lat temu biblioteka w mojej miejscowości zdecydowała się na wyprzedaż książek. Przeglądając półki w poszukiwaniu czegoś ciekawego, natrafiłem na kolorową okładkę niewielkiego tomiku utrzymanego w stylistyce retro s-f. Szybko okazało się, że wydanie przypada na rok 1980 i retro nie jest bynajmniej jedynie oprawa graficzna. To w ten sposób po raz pierwszy spotkałem się z Boruniem i z miejsca pokochałem jego „Toccatę”. Była dla mnie jednym z pierwszych poważniejszych zbiorów fantastyki naukowej i pozostawiła po sobie tak dobre wrażenie, że nazwisko jej autora na stałe zapisało mi się w pamięci.

Jakiś czas później odkryłem klasykę gatunku i już jako czytelnik o ugruntowanym guście wróciłem do Borunia. „Ósmy Krąg Piekieł” wybrałem na chybił trafił, nie czytając nawet opisu. Liczyłem na opowieść o odległym kosmosie, niebezpieczeństwach obcych planet i zadziwiających koncepcjach futurystycznych technologii. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast do kokpitu rakiety trafiłem w przeszłość. Z zaskoczeniem począłem obserwować pojawienie się spodka obcych w realiach XVI-wiecznych Niemiec, a następnie nieudolną próbę przeprowadzenia na nim egzorcyzmów. Nikomu nie zdradzę fabuły, jeśli powiem, że inkwizytor, który wymachiwał krzyżem przed pojazdem, został następnie bezpardonowo porwany.

I w ten sposób Boruń wprowadza czytelnika w przyszłość. Niezbyt daleką, bo zaledwie w drugą połowę XXI wieku (powieść wydano w 1978), kiedy owi tajemniczy przybysze zostawiają skołowanego mnicha w karkonoskim lesie. Tak, akcja powieści rozgrywa się w Polsce i przez większość czasu obejmuje tereny fikcyjnego miasta Radowo, które powstało jako wzór zabudowy przyszłości. Mamy tu latające pojazdy powszechnego użytku, szybką kolej podziemną, lewitujących nad chodnikami „pieszych”. Rozwój technologiczny zahamował głód, a nawet wojny. Ponadto każdy człowiek ma wszczepione urządzenie indentyfikacyjne. Inkwizytor trafia tam z pomocą jednego z mieszkańców i zostaje umieszczony w instytucie badawczym. Media nazywają go „człowiekiem znikąd”.

Ale moment. Wspominałem o kosmitach i nie napisałem nic więcej. Co mu zrobili? Czemu zostawili go w tym lesie? To dość interesujące. Facet siedział na statku pięćset lat – coś na pewno wie. Otóż nie. Obca cywilizacja nie stanowi przedmiotu zainteresowań „Ósmego Kręgu…”, a przynajmniej nie bezpośrednio. O kosmitach i ich spodku napisano tak dramatycznie mało, jakby mnicha do lasu podrzucił bocian. Powieść zawiera zresztą sporo pomysłów potraktowanych po macoszemu, które aż proszą się o rozwinięcie; odchodząc już od obcej cywilizacji, mogę wymienić chociażby owe wszczepy identyfikacyjne i związane z nimi ograniczenie wolności, sytuację polityczną (skoro już zostało wspomniane rozbrojenie) czy ekonomiczny dobrobyt. Jak widać, są to jednak płaszczyzny, na których nie należy skupiać uwagi. A na czym należy?

Otóż natura problemu przedstawianego w „Ósmym Kręgu…” jest psychologiczna. Boruń wyczarował tu świat, który spełnia jedynie rolę tła mającego za zadanie ni mniej, ni więcej, a wprowadzić zamęt w głowie bohatera. Ten mimo niewątpliwego szoku trzyma się nieźle, chociaż prędzej czy później jasnym się staje, że umysł spłatał mu figla. Inkwizytor patrzy na cywilizację realiami swojego czasu, pod niewiadomą podstawia Boga, a otaczających go ludzi zastępuje wysłannikami opatrzności. Ten system obronny zapewne wykształcił mu się już na pokładzie statku kosmicznego, kiedy nie rozumiejąc otoczenia, trzymał się wiary jako jedynej stałej. Jakież będzie jego zaskoczenie, kiedy okaże się, że również Bóg w świecie przyszłości ma inne oblicze.

Skoro zaczynam pisać o religii, która jest niewątpliwie zagadnieniem najbardziej w powieści rozwiniętym, to muszę nadmienić parę słów o autorze. Boruń przez większość życia uważał się za ateistę. Poruszane przez niego tematy traktowane są mimo to z dużą dozą szacunku i obiektywizmem. Przemawiając słowami swych bohaterów, wykazuje szeroką wiedzę z zakresu religioznawstwa i nie prowadzi bezmyślnej krytyki. Oczywistym jest dla autora fakt, że Kościół zakorzeniony w kulturze Europy wywierał swój wpływ zbyt długo, by go marginalizować, i mimo świeckości społeczeństwa futurystycznej Polski tak wielka instytucja nie mogła zostać zapomniana. Zdroworozsądkowe podejście do dobra i zła, które dość powszechnie objawia się w naszych czasach, stawiane jest naprzeciw terrorowi inkwizycji, hipokryzji i zabobonowi.
Największą zagwozdkę stanowi dla bohaterów różnica w myśleniu istoty ludzkiej na przestrzeni wieków. Z rozważań na ten temat wyłania się tytułowe piekło i każdy, kto rozpozna nawiązanie do „Boskiej Komedii” Dantego, powinien dostrzec też pewne podobieństwa. Dla mniej wnikliwych autor przedstawia zresztą jedno z wyjaśnień, choć moim zdaniem traci ten, który się nim zadowoli. Ósmy krąg piekła w dziewięciostopniowej skali to już dość niska kondygnacja. Wedle średniowiecznych standardów na męki w tym miejscu trafiali oszuści, hipokryci, mąciciele i fałszywi doradcy, a niżej byli już tylko zdrajcy.

Piekło dla inkwizytora to świat, do którego trafia. Cywilizacja, która opuściła Boga i zastąpiła Go złotym cielcem nauki i egocentryzmu człowieka. Dla duchownego Bóg jest równoznaczny z dobrem i do onego przedstawia także jedyną drogę. Nic, co nie pochodzi od Stwórcy, nie może mieć wartości, i z takim podejściem bohater staje naprzeciw świeckiego XXI wieku. Nie zauważa własnej hipokryzji, pękających pod jego dłonią Bożych przykazań, otoczenie traktuje jako wieczną próbę własnej wiary. To ludzie, którzy starają się mu pomóc przystosować, są demonami zamieszkującymi ósmy krąg, fałszywymi doradcami starającymi nakłonić go do grzechu. Ale nie tylko, gdyż role można odwrócić.
Dla współczesnego społeczeństwa ósmym kręgiem piekieł jest wiek inkwizycji. To w tamtym czasie palono ciała ludzi, aby ich nieśmiertelne dusze doprowadzić do nieba. To wtedy pojawiali się w Kościele ludzie bezwzględni i okrutni, którzy tłumacząc swoje czyny drogą prawdy, dopuszczali się tortur i morderstw. To właśnie oni przeinaczali nauki Biblii. To oni stworzyli piekło na Ziemi.

Mimo wstępnie rozwiązanej tajemnicy powieści, warto przemyśleć, co dzieje się nieco głębiej. Skoro inkwizytor trafia do piekła, to wedle własnej wiary spotyka go kara za grzechy. Czyżby nie był jednak tak czysty, jak uważa? Wielka próba zaczyna mu uświadamiać to dopiero na samym końcu powieści i chyba wtedy właśnie zgadza się wreszcie, iż może istnieć dobro bez Boga. Boruń zostawił mnie z pytaniem o dalszy los człowieka znikąd, zapewniając równocześnie, że zło jest jedynie subiektywnym terminem podlegającym określeniom czasu.

About the author
Dominik Szewczyk
Pisarz opowiadań i miłośnik wymagającej literatury. W jego „złotej trójce” autorów znajdują się Lem, Lovecraft i Dukaj. Sam tworzy w podgatunku weird fiction, ale nie stroni też od fantastyki naukowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *