„Królestwo popiołów” część 1, Sarah J. Maas: fragment 2.

„Królestwo popiołów” część 1, Sarah J. Maas
Premiera 24 kwietnia, wyd. Uroboros

W przedsprzedaży pojawiła się część 2 Królestwa Popiołów:
https://www.empik.com/krolestwo-popiolow-szklany-tron-tom-6-2-maas-sarah-j,p1224593086,ksiazka-p

Armie i sojusznicy

Śnieg spadł wcześnie.

Nawet w Terrasenie rzadko się zdarzało, by pierwszy, późnojesienny śnieg pojawił się tak szybko. Aedion Ashryver nie był do końca przekonany, czy należy się z tego cieszyć, ale jeśli śnieg miałby zatrzymać legiony Morath choć na chwilę, był gotów paść na kolana i wylewnie podziękować bogom. Nawet jeśli ci sami bogowie zagrażali teraz wszystkiemu, co kochał. Oczywiście, o ile istoty z innego świata można było w ogóle uznać za bogów.
Aedion szybko doszedł do wniosku, że ma ważniejsze sprawy na głowie.

Przez dwa tygodnie, które upłynęły od ponownego przejęcia dowodzenia nad Zgubą, nie widziano ani śladu wojsk Erawana, zarówno lądowych, jak i powietrznych. Gęsty śnieg zaczął padać już trzy dni po jego powrocie, co jeszcze bardziej spowolniło przemarsz jednostek, które schodziły z pokładów okrętów i kierowały się do ogromnego obozowiska Zguby na równinie Theralis.

Statki wpłynęły rzeką Florine i rzuciły kotwice niemalże na progu Orynthu. Rześki wiatr, spływający od gór, unosił najrozmaitsze bandery – kobaltowo-złotą Wendlyn, czarno- -karmazynową Ansel z Briarcliff i migotliwie srebrną rodu Białego Ciernia. Milczący Zabójcy, rozproszeni po całej flocie, nie mieli własnej bandery, choć nie potrzeba jej było, by ich rozpoznać. Wystarczyły jasne stroje i kolekcje pięknych, zabójczych broni, którymi się obwieszali.

Flota miała niebawem dołączyć do straży tylnej, pilnującej ujścia Florine, a potem rozpocząć patrolowanie wybrzeży od Ilium po Surię, ale wojsko lądowe, w większości armia księcia Galana Ashryvera, kierowało się na front, teraz przykryty grubą warstwą śniegu. Co więcej, wszystko wskazywało na to, że to jeszcze nie koniec opadów.

Aedion, który krył się nad wąską przełęczą górską w Jelenich Rogach, za ziemiami Allsbrooków, wpatrywał się ponuro w ciężkie chmury. Miał na sobie jasne futra, dzięki którym bez trudu wtapiał się w biało-szare skały, a złocistą czuprynę zakrył kapturem. W takiej odzieży nie groziło mu zimno. Niestety, wielu żołnierzy Galana nigdy dotąd nawet nie widziało śniegu, gdyż w Wendlyn panował umiarkowany klimat. Fae z rodu Białego Ciernia oraz ich wojownicy mieli podobny problem. Aedion zlecił więc Kyllianowi, swemu najbardziej zaufanemu dowódcy, zadanie zatroszczenia się o wszelkie potrzeby ich sojuszników.

Znaleźli się przecież daleko od domu, a czekała ich walka za królową, której nie znali bądź w którą nawet nie wierzyli, a mróz mógł osłabić morale i rozsiać niezadowolenie o wiele szybciej niż wiatry wyjące między szczytami.

Naraz uwagę Aediona przyciągnął ruch po drugiej stronie przełęczy, zauważalny dlań tylko dlatego, że wiedział, gdzie patrzeć.

Lysandra maskowała się lepiej od niego, ale jej przewaga polegała na tym, że okrywało ją futro zrodzone w tych górach. Oczywiście nie miał zamiaru jej tego mówić. Nawet na nią nie zerknął, gdy wyruszyli wspólnie na tę misję zwiadowczą.

Wyglądało na to, że Aelin miała jakieś tajne sprawy do załatwienia w Eldrys i pozostawiła Galanowi oraz ich nowym sojusznikom krótki list wyjaśniający jej nieobecność, co pozwoliło Lysandrze wziąć udział w ich misji. Przez ostatnie dwa miesiące nikt nie przejrzał ich podstępu. Nikt się nie zorientował, że Królowa Ognia nie może popisać się najmniejszym nawet płomyczkiem. Nikt też nie zwrócił uwagi na to, że ona oraz zmiennokształtna nigdy nie pojawiają się w tym samym miejscu i czasie. Co więcej, ani Milczący Zabójcy z Czerwonej Pustyni, ani Galan Ashryver
czy żołnierze, którzy zostali przysłani przez Ansel z Briarcliff, nie zwrócili uwagi na szczegóły, które się z Aelin zupełnie nie kojarzyły, jak choćby to, że na jej nadgarstku widnieje wypalone znamię, którego Lysandra nie potrafiła ukryć bez względu na to, jakie ciało przybierała.

Jak dotąd zasłaniała je długimi rękawami bądź rękawiczkami, a gdyby ktoś w istocie zauważył fragment poznaczonej bliznami skóry, można to było przedstawić jako ślady po kajdanach. Lysandra pamiętała natomiast o oddaniu blizn Aelin, dokładnie tam, gdzie się znajdowały, doskonale też naśladowała jej śmiech, krzywy, złośliwy uśmieszek i zawadiacki chód.

Aedion ledwie mógł na nią patrzeć i z trudem zmuszał się do rozmowy z nią. Robił to tylko dlatego, że musieli kontynuować fortel. Nadal miał udawać jej wiernego kuzyna i nieustraszonego przywódcę prowadzącego armie Terrasenu do zwycięstwa, które wcale nie wydawało się prawdopodobne. Odgrywał więc swą rolę, nie pierwszą w życiu, ale gdy Lysandra zamieniała złociste włosy na czarne loki i oczy Ashryverów na swe własne, szmaragdowe, przestawał zauważać jej istnienie. Bywało, że terraseński węzeł wytatuowany na jego piersi, w który wpleciono imiona jego królowej i członków niewielkiego jeszcze dworu, palił go żywym ogniem. Zwłaszcza jej imię.

Zabrał Lysandrę na misję, by ułatwić im to zadanie. By zredukować niebezpieczeństwo. Wszak nie tylko on mógł stracić życie, ale także wielu innych ludzi. Bez trudu mógł powierzyć misję jakiejś jednostce należącej do Zguby, ale potrzebował ruszyć się z miejsca i czymś zająć. Rejs z Eyllwe w towarzystwie nowych sojuszników zabrał ponad miesiąc, gdyż należało po drodze wyminąć flotę Morath niedaleko Rifthold, a droga lądem trwała dodatkowe dwa tygodnie. Nie doszło jak dotąd do większych starć. Natknęli się zaledwie na kilka band adarlańskich maruderów, wśród których nie było Valgów. Rozprawili się z nimi bez trudu.

Aedion nie sądził, by Erawan zamierzał czekać na wiosnę. Nie wydawało mu się, by trwająca cisza miała jakikolwiek związek z pogodą. Kilka dni temu omawiał sytuację z Darrowem i pozostałymi dowódcami – przekonywał ich, że Erawan najprawdopodobniej czeka na sam środek najcięższej zimy, która znacznie zredukuje mobilność Terrasenu i odbierze siły żołnierzom Aediona, wyczerpanym i zmarzniętym po długich miesiącach w górach. Nawet królewska fortuna, którą Aelin zapewniła im zeszłej wiosny, nie mogła w tym pomóc. Oczywiście można było kupić za nią jedzenie, koce i ciepłe ubrania, ale jak mieli to zrobić w chwili, gdy linie zaopatrzeniowe tonęły w śniegu? Nawet całe złoto Erilei nie mogło powstrzymać nadciągającej powoli stagnacji, wywołanej długimi miesiącami spędzonymi w obozie zimowym, narażonym na ataki bezlitosnych żywiołów.

Darrow i pozostali lordowie nie dali się przekonać, nawet gdy Aediona poparł Ren. Utrzymywali, że Erawan nie jest głupcem. Co prawda dysponował powietrznymi legionami wiedźm, ale nawet piesza armia Valgów nie była w stanie maszerować w śniegu głębokim na trzy metry. Uznali, że Erawan zaczeka na wiosnę.

Aedion nie chciał jednak ryzykować, w czym poparł go Galan. Książę nie zabierał wprawdzie głosu na naradzie, ale odnalazł Aediona i zaoferował mu wsparcie. Musieli dołożyć wszelkich starań, by ich żołnierzom nie dokuczało zimno ani chłód, musieli ich ćwiczyć i przygotować do wymarszu w każdej chwili, a misja zwiadowcza, o ile informacje Rena były prawidłowe, mogła pomóc ich sprawie.

Nieopodal zaskrzypiała naciągana cięciwa, niemalże zagłuszona świstem wiatru. Łęczysko pomalowano na biało, podobnie jak grot strzały wycelowanej teraz z zabójczą precyzją w wejście na przełęcz.

Aedion dostrzegł oczy Rena Allsbrooka, kryjącego się wśród skał z napiętym łukiem. Młody lord miał na sobie podobne szaro-białe futra, a twarz zasłonił jasnym szalem, przez co widać było tylko parę jego ciemnych oczu i kawałek nierównej blizny.

Aedion nakazał mu gestem, by się wstrzymał. Potem przekazał ten sam rozkaz zmiennokształtnej po drugiej stronie przełęczy, ledwie na nią spoglądając. Niech wrogowie podejdą bliżej.

Rozległo się skrzypienie śniegu oraz głośne sapanie. W samą porę. Aedion nałożył strzałę na cięciwę i skrył się za skałami. Wedle tego, co mówił zwiadowca Rena, który wpadł do namiotu Aediona pięć dni temu, było ich sześciu. Nie próbowali nawet zlewać się ze śniegiem i skałami. Ich osobliwe futra, ciemne i kudłate, przyciągały spojrzenia na tle oślepiającej bieli przełęczy, a ich niesiony wiatrem smród powiedział Aedionowi wszystko.

Byli to Valgowie. Nie widział w ich grupie nikogo z naszyjnikiem, a ewentualne pierścienie kryły się w grubych rękawicach. Najwidoczniej nawet demony mogły zmarznąć. Czy może nie tyle demony, ile ludzie, którym odebrano ciała. Valgowie zapuszczali się coraz głębiej w przełęcz. Ręka celującego Rena nawet nie drgnęła. Przed zajęciem pozycji Aedion kazał mu pozostawić jednego przy życiu.

Mieli spore szczęście, że Valgowie wybrali akurat tę przełęcz, na pół zapomniane przejście, prowadzące na niziny terraseńskie, szerokie góra na dwa konie jadące obok siebie, i od dawna ignorowane przez zwycięskie armie i kupców z towarami. Aedion nie miał pojęcia, kto ośmielał się żyć w tak nieprzyjaznej okolicy. Nie wiedział również, dlaczego ci żołnierze zapuścili się aż tak daleko, ale liczył na to, że wkrótce się tego dowie.

Grupa demonów przechodziła właśnie dołem. Obaj łucznicy wodzili za nimi wycelowanymi strzałami. „Celny grot prosto w czaszkę” – pomyślał Aedion i obrał cel.

Skinął w stronę Rena i strzały pomknęły.

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *