Krew Inków – Mariusz Wollny

krew inkowKiedy wzięłam do ręki „Krew Inków” Mariusza Wollnego i przeczytałam blurb, to pierwszą myślą było: „nie, to nie może się udać”. Co niby wspólnego mają Inkowie z zamkiem w Nidzicy? Albo co przede wszystkim łączy ich z Polską porozbiorową? Brzmi to nader niecodziennie, bo sam pomysł na powieść jest dosyć oryginalny, a jak się również łatwo dowiedzieć, oparty na prawdziwej legendzie. Peruwiańscy wojownicy oraz realia naszego kraju w XVIII w. dwa lata po upadku powstania kościuszkowskiego, jakoś średnio mi to do siebie pasowało, dlatego też nie dziwcie się drodzy czytelnicy, iż do książki podeszłam bardzo sceptycznie, choć powieści historyczne są jednymi z moich ulubionych.

Rok po rozbiorze Polski Spisz dostał się pod władanie Austrii, Europę ogarnął zamęt, gdyż rozpoczął się okres napoleoński, a w ukryciu tworzyły się nowe konspiracje i tajne stowarzyszenia. Na początku powieści poznajemy Wacława Benesza, byłego powstańca, który spieszył właśnie na zamek Dunajec, gdy po drodze przychodzi mu ubić kilku zbójów, uratować swojego konia i damę w opałach (tak, dokładnie w takiej kolejności) oraz spotkać dawnego kamrata. Jak się szybko okazuje, Wacław jest oczekiwanym baronem de Dondangę, którego zawzięcie wypatrywała dama w opałach czyli Anna Rubinkowska. Anna razem z Wacławem mają za zadanie doprowadzić zamek w Nidzicy do stanu używalności na spodziewany przyjazd stryja Wacława. Stryj ów, jak głoszą plotki, nie podróżuje sam, lecz w eskorcie dziwnych, śniadych mężczyzn, zwanych Inkasami. Największy szum w okolicy wywołały jednak informacje o rzekomych bogactwach, jakie ze sobą przywiozą do Spiszu. W tym miejscu akcja gwałtownie nabiera tempa, gdyż na owy skarb chrapkę mają nie tylko lokalni bandyci z Baczyńskim na czele, ale i spiskowcy znajdujący się na zamku wśród gości. Przed Wacławem trudne zadanie, tym bardziej, iż pojawia się jeszcze tajemniczy mężczyzna władający bronią równie biegle jak on, dybiący na życie naszego bohatera. Jak to wszystko się skończy? Całkiem ciekawie.

„Krew Inków” nazwałabym śmiało powieścią awanturniczą z elementami komedii omyłek.  Książka jest pełna zwrotów akcji, spektakularnych scen pojedynków, pościgów, ratowania z opałów, intrygujących spisków i barwnych postaci. Z początku wydawało mi się, że Inkowie będą mi przeszkadzali i zaburzali spójność powieści, a przede wszystkim, iż pasują do tej historii jak czekolada do ogórka. Jak się okazało ku mojemu (bardzo miłemu) zaskoczeniu, Peruwiańscy wojownicy doskonale wpisali się w fabułę, a ich obecność w życiu bohaterów wypadła bardzo naturalnie.  Autora cechuje bardzo lekkie pióro, spora wiedza na tematy, które porusza oraz niezwykła umiejętność tworzenie kompletnego, bogatego obrazu za pomocą zaledwie kilku słów. Powieść jest również pełna żartów, zabawnych scen i komicznych dialogów. Za ich sprawą w mojej pamięci na długo pozostaną sceny takie jak: ucieczka przez zapadające się schody, ratowanie konia czy pojedynek Wacława podczas uczty. Autor stosuje również wiele słów charakterystycznych dla tamtych czasów. Na początku może to odrobinę męczyć, ale nie na tyle, aby nie chcieć czytać dalej. W moim przypadku niektóre archaizmy prześladują mnie do teraz. Zamiast mówić „wyobraź sobie” zdarza mi się powiedzieć „imaginuj sobie” i kiedy widzę, że rozmówca dziwnie na mnie spogląda wtedy myślę: o nie, znowu to zrobiłam, to wszystko przez Wollnego. Nie mówię tego z przekąsem, lecz z uśmiechem na ustach, gdyż dochodziło przez to do wielu zabawnych sytuacji. Warto też zaznaczyć, iż na końcu książki znajduje się legenda nidzicka na kanwie, której oparta została opisywana historia. Polecam zapoznać się z nią przed przejściem do właściwej lektury.

Mariusz Wollny oddał w nasze ręce świetną powieść. Dostarczyła mi mnóstwo rozrywki oraz poszerzyła moją wiedzę na niektóre tematy. Choć okładka jest nieco smutna i nie robi oszałamiającego wrażenia, to treść książki w zupełności rekompensuje wszelkie braki graficzne. Jeśli ktoś poszukuje dynamicznej powieści historycznej, z romansem, pełnokrwistą intrygą i chciałby przy tym czasami się pośmiać, jest to książka idealna dla niego. Nie lękajcie się Inkasów w kraju nad Wisłą!

Justyna Czerniawska
Ocena: 5/5

Tytuł: Krew Inków

Autor: Mariusz Wollny

Oprawa: broszurowa

Ilość stron: 448

Wydawnictwo: Alter

About the author
Justyna Czerniawska
J jak jedzenie - uwielbiam w każdej postaci i gotować i spożywać U jak upajanie się - upajam się różnymi rzeczami, dobrą kanapką, pogodą, widokiem, książką S jak stwórca - o tak, bywam czasem stwórcą, gdy maluję obrazy :) T jak totalnie nieprzewidywalny leń - czasami dopada mnie właśnie taki potwór i z reguły przegrywam z nim zacięty bój Y jak "yyyyy" - czyli bardzo skomplikowana formuła, którą najczęściej powtarzam w myślach, gdy się nad czymś głęboko zastanawiam :P N jak nieznośna - bywam czasami i taka, szczególnie wtedy gdy mi na czymś zależy A jak ambicja - moja zmora od lat, nie mogę się jej pozbyć i dręczy mnie za każdym razem gdy się za coś wezmę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *