Kompleksowa terapia, czyli „Post scriptum” Mileny Wójtowicz

660551-352x500Jestem wielką wielbicielką książek Mileny Wójtowicz. Jej twórczość można zaklasyfikować jako humorystyczne urban fantasy. Dowcip Wójtowicz jest przy tym dość specyficzny, opiera się głównie na zbiurokratyzowaniu świata nadprzyrodzonego. Tak kreowany jest humor w Podatku (2005), powieści o przygodach urzędników magicznej skarbówki, oraz w zbiorze opowiadań Załatwiaczka (2007), gdzie tytułowa bohaterka jest pracownicą korporacji zajmującej się profesjonalnym spełnianym życzeń. W tych książkach konstrukcja świata przedstawionego nie opiera się na skontrastowaniu szarości życia codziennego i elementów nadprzyrodzonych, ale wprowadza elementy tej codzienności – skarbówkę, pracę w korporacji, przepisy i zasady BHP – w samo serce fantastyki, co jest dość zabawnym i przewrotnym rozwiązaniem. Tak samo prezentuje się najnowsza powieść Wójtowicz Post scriptum – fantastyczny kryminał z psychoterapią oraz bezpieczeństwem i higieną pracy w tle.

Piotr i Sabina prowadzą w Brzegu firmę dla osób nienormatywnych, jak sami to ujmują. Ich klientami są zwykle wszelkiego rodzaju stworzenia zaludniające bogatą ludową wyobraźnię – wilkołaki, wiły, południce oraz duchy, które nie mogą pogodzić się z kolejnym etapem w życiu, czy też właściwie jego brakiem, więc nawiedzają swoje rodziny, sypiąc dobrymi radami i przestrogami, a przy okazji tłukąc szyby w oknach. Piotr prowadzi terapię i promuje coaching dla „zwykłych inaczej”, a Sabina zajmuje się organizacją BPH w okolicznych wsiach i miastach, w miejscach pracy zatrudniających potomków potworów z ludowej mitologii, przy okazji urządza też warsztaty dla kultystów. W końcu składanie ofiar i przeprowadzanie rytuałów to poważna sprawa.

Jeśli coś może zaskakiwać w tej sytuacji, to jedynie fakt, że tak wielu nienormatywnych mieszka w Brzegu i okolicach. I to, że niemal wszyscy wydają się świadomi tego, że sąsiad co jakiś czas wyje do księżyca, i jakoś to nikomu nie przeszkadza. Nienormatywność samego Piotra i Sabiny to tajemnica poliszynela, czyli kto ma wiedzieć, ten będzie wiedział. Mało tego, nienormatywni mają swoje grupy na Facebooku i fora internetowe. Asymilacja przebiega na tyle gładko, że aż dziw bierze, kiedy ktoś próbuje tychże nienormatywnych zamordować. A ponieważ tylko Piotr i Sabina znają wszystkich i mają jako takie kwalifikacje (jeśli kwalifikacjami można nazwać fanowskie oglądanie seriali kryminalnych), rozpoczynają śledztwo, aby ustalić, kto w Brzegu odgrywa domorosłego zabójcę potworów. Przy okazji demaskują wiele popkulturowych mitów na temat, jak walczyć z niesamowitymi stworzeniami.

Wydaje mi się, że Post scriptum to przede wszystkim powieść skierowana do oddanych wielbicieli Wójtowicz. Mamy tu wszystko, czego można się po autorce spodziewać: wyraziste postaci, zabawne dialogi z ciętymi ripostami, nawiązania do współczesnej popkultury. Jednakże brakuje tego, co charakterystyczne dla innych powieści Wójtowicz, chociażby Wrót (2006), czyli dobrze skonstruowanej fabuły. Post scriptum  kryminałem jest tylko nominalnie, a wielka szkoda, bo chciałabym przeczytać porządne śledztwo w wykonaniu tej autorki. Rozwiązanie zagadki w żaden sposób nie jest oparte na dedukcji i rozszyfrowaniu ciągu przyczynowo-skutkowego, ale na ślepym trafie i głupim szczęściu bohaterów.Fabuła ma tu charakter zaledwie pretekstowy, służy tylko ekspozycji postaci, których jest sporo, są barwne i ciekawe, ale niewiele wnoszą do samej powieści. Książka przypomina przez to pokaz ciekawych pomysłów Wójtowicz na kolejnych bohaterów, gdzie ci prezentują swoje wspaniałe cechy charakteru i inne zalety. Co oznacza, że Post scriptum sprawdza się jako miła, lekka i przyjemna lektura na weekend, ale niewiele z powieści zostaje z czytelnikiem po odłożeniu książki na półkę.

Czy jest to więc pozycja, po którą warto sięgnąć? Moim zdaniem tak, chociażby po to, aby poznać Piotra i Sabinę. Poza tym sam pomysł ma w sobie potencjał na serię, co oznacza, że może kolejne tomy będą bardziej skupione na fabule, skoro świat przedstawiony i bohaterowie są już znani czytelniczkom. To wciąż świetnie napisana książka, na tyle przekonująca, że nawet życie w małym mieście zostało ukazane jako sympatyczne doświadczenie, co jest wierutną bzdurą, o czym wie każdy, kto miał nieprzyjemność w małym mieście mieszkać. Wójtowicz bardzo trafnie oddaje realia takich sytuacji, gdy np. kichniesz we własnej kuchni, a z sąsiedniego osiedla krzykną ci „na zdrowie!”, następnego dnia zaś w sklepie ekspedientka się zdziwi, że kupujesz chleb, skoro podobno umierasz na suchoty. Wszyscy się znają i oceniają nawzajem. Mieszkając w takim miasteczku, człowiek rzeczywiście rozumie, co miał na myśli Sartre, kiedy pisał, że piekło to inni. W Post scriptum jednak ten brak anonimowości ma więcej zalet niż wad, co można uznać za najbardziej odrealniony element powieści, podobnie jak to, że w Brzegu są jeszcze jakieś sekrety i tajemnice, o czym świadczy zakończenie książki.

Post scriptum to taki rosół dla duszy, powieść dostarczająca niemal wyłącznie miłych doznań i przedstawiająca bardzo sympatyczny obraz świata, czyli zgodnie z internetową nomenklaturą: czysty fluff. Jeśli tytuł ten miałby rościć sobie jakieś ambicje, to chyba tylko do przekonania czytelniczki, że przyjaźń damsko-męska jest możliwa, co udowadniają Piotr i Sabina, całkowicie sobą romantycznie niezainteresowani. Bohaterowie są najlepszymi przyjaciółmi, bardzo się kochają i nie prowadzi to do żadnego romantycznego wątku. Poza tym Sabina nie ma problemu z przyjaźnieniem się ze swoim byłym partnerem. Wójtowicz rozprawia się z kiepskimi schematami fabularnymi oraz z krzywdzącymi stereotypami w jednym podejściu. I trzeba też zaznaczyć, że w Post scriptum przyjaźń to prawdziwa magia.

Z początku niepokoiło mnie używanie w powieści pojęcia „nienormatywny”, które niesie ze sobą określone konotacje. Jednakże autorka uczyniła z szeroko rozumianej potworności metafory dla sytuacji różnego rodzaju grup podporządkowanych. Charlaine Harris udowodniła przecież w serii Sookie Stackhouse, jak kiepskie jest to rozwiązanie, prezentując analogię między kondycją wampira a queerowością. Nienormatywność funkcjonuje w powieści naszpikowana politycznymi skojarzeniami, ale dość abstrakcyjnymi. Tym bardziej, że bohaterowie serii są nienormatywni pod różnymi względami i żadne metafory nie są tu potrzebne. Pozwalając sobie na znaczący spoiler, mogę tylko się ucieszyć, że wreszcie doczekaliśmy się aseksualnego inkuba, co jest dokładnie taką zabawą konwencją, jakiej można się było spodziewać po autorce Wrót.

Podsumowując, cieszę się z nowej powieści Wójtowicz, chociaż najbardziej czekam na kontynuację Wrót właśnie. Post scriptum zaś to świetna lektura na poprawę humoru albo leniwe letnie popołudnie. Tylko należy przygotować się i mieć w zanadrzu paczkę ciastek bądź innych ulubionych słodyczy – Sabina na każdej stronie zapycha się cukrem w każdej postaci, aby stłamsić inne, bardziej mordercze, żądze. Ale przecież herbata, ciastko i dobra książka to doskonałe połączenie.

Tytuł: Post scriptum

Autorka: Milena Wójtowicz

Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 400

Data wydania: 25 kwietnia 2018

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *