Kiedy kończy się fanfik, a zaczyna książka?

ff memeW związku ze zbliżającą się premierą dwóch filmów – 50 twarzy Greya (reż. Sam Taylor-Johnson) oraz Dumy i uprzedzenia, i zombie (reż. Burr Steers) – w niektórych zakątkach Internetu ponownie zaczęto rozmawiać o fan fiction. Jednym z dość często podejmowanych tematów jest kwestia tego, gdzie kończy się fanfik (zapis spolszczony), a zaczyna książka. Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta, jeśli w ogóle jest możliwa.

Co nie oznacza, że nie warto próbować jej udzielić. Na przykład w felietonie, chociaż tutaj temat zaledwie zarysujemy. Zaczniemy od definicji fan fiction. Poszukując jakiejś wersji ujednoliconej, szybko polegniemy. Istnieje jednak kilka elementów, które zawsze się powtarzają – fanfik jest tekstem prozatorskim, napisanym przez fanów na podstawie dzieł kanonicznych. Mogą nimi być książki, seriale, filmy, gry, komiksy czy teledyski, generalnie wszystkie możliwe teksty kultury, które dostatecznie pobudzają wyobraźnię fanów. Dość często opisuje się tworzenie fików jako zabawę w czyjejś piaskownicy, jego zabawkami z dodatkiem kilku własnych. Co istotne – te harce w kanonicznych tekstach nie mają właściwie żadnych ograniczeń, poza kilkoma. Po pierwsze – wszelkie pomyłki w obrębie samego kanonu uważane są za grzech śmiertelny. Po drugie zmiana osobowości czy nawyków bohaterów jest niedopuszczalna. A po trzecie – należy zachować tak zwany głos autorski, czyli unikalny pisarski styl, którym posługuje się autor lub autorka.

Problem zaczyna się w momencie, gdy zaczynamy się zastanawiać, które teksty jeszcze są fanfikami, a które już nie. Zwłaszcza gdy za daleko cofniemy się w przeszłość. Jeśli bowiem tego typu tekst ma być bazowany na wcześniej wydanym, wówczas dość szybko odnajdziemy całkiem skomplikowaną sieć wzajemnej inspiracji, kopiowania, przepisywania oraz intertekstualności. Badacze wciąż się zastanawiają, czy można fan fiction traktować ahistorycznie, czyli przypisywać je do wszystkich tekstów powstałych w historii literatury, czy też nie, a jeśli nie, to w którym momencie powinna zostać wyznaczona granica. Większość skłania się do nieuznawania fanfików jako ahistorycznych, pozostawiając stare teksty historykom literatury. W takim wypadku wyznaczenie ram czasowych stało się konieczne. Jako początek fan fiction najczęściej wskazuje się na lata 60., kiedy emitowano pierwszy sezon Star Treka, ewentualnie lata trzydzieste, w czasie których pojawiły się pierwsze prace fanowskie, eksplorujące serialowe fabuły pod kątem relacji międzyludzkich. Co nie przeszkadza jednak badaczom nieznacznie naciągać te ramy aż do roku 1887, kiedy po raz pierwszy wydano opowieść o Sherlocku Holmesie, postaci, która zebrała wokół siebie funkcjonujący do dzisiaj fandom.

Kolejną sporną kwestią jest otrzymywanie lub nie wynagrodzenia za napisany przez siebie fanfik. Zgodnie z fandomową etyką na podobnych pracach nie powinno się zarabiać, ponieważ one są elementem tak zwanej gift economy (ekonomii obdarowywania). Sama idea otrzymywania zapłaty wzbudza w fandomie spore kontrowersje, czego doskonałym przykładem były dyskusje po publikacji Greya. Co ciekawe, autorka wcale nie była pierwszą, która złamała zasady fanowskiej etyki. Dla przykładu – wiele książek rozszerzających uniwersum Doktora Who, brytyjskiego serialu BBC, napisanych na zlecenie stacji telewizyjnej, wyszło spod pióra fanów serii, którzy już wcześniej pisywali do niego fanfiki.
W tym właśnie momencie wracamy do 50 twarzy Greya (E. L. James, 2011) oraz Dumy i uprzedzenia, i zombie (Seth Grahame-Smith, 2009). A zatem do dwóch tekstów – pierwszego, który w swojej oryginalnej formie był fanfikiem do serii Zmierzch Stephanie Meyer, oraz drugiego, który, załóżmy na razie, fan fiction pozostał. Obie książki zostały wydane, przeszły redakcyjną obróbkę i włączono je do oficjalnego obiegu, a ich autorzy otrzymali zapłatę. Pytanie brzmi – czy obie wciąż są fanfikami, czy już nimi nie są? A może jedna już nie jest, a druga jeszcze tak? Czy którakolwiek w ogóle była?

plakat filmowy Grey50 twarzy Greya aspiruje do bycia oryginalną powieścią, ponieważ przed wydaniem usunięto z niej wszystkie nawiązania do tetralogii Meyer. Pozostaje jednak kwestia tekstu źródłowego (tego przed przerobieniem), który bezsprzecznie fanfikiem był. Dlatego, chociaż wymazano z niego wszelkie bezpośrednie odniesienia do Zmierzchu, pozostały jeszcze pośrednie przesłanki, mogące naprowadzić na pochodzenie tekstu. Przede wszystkim kwestia dość prostego języka oraz stylu, mało wprawnego czy literackiego – aczkolwiek to można by zrzucić na niedoświadczenie autorki, ale wtedy zapytalibyśmy o to, gdzie podziała się redakcja. Moglibyśmy również sprawdzić, czy nie pojawia się w Greyu figura Mary Sue, umieszczonego w tekście fika wyidealizowanego awatara autorki, ustanawianego zwykle jako miłosne zainteresowanie głównego męskiego bohatera.

DiUiZZ Dumą i uprzedzeniem, i zombie podobnego problemu nie będziemy mieli – to jest tekst, w którym ani nie trzeba było, ani nie dałoby się wypisać w pełni powiązania z powieścią Jane Austin. Książka Grahame-Smytha powierzchownie wydaje się być fanfikiem. Dlaczego? Ponieważ jest zabawą z konwencją, jaką najczęściej uprawiają właśnie fani – połączenie powieści romansowej z zombie fiction brzmi dla osób obeznanych z fandomem jak jedno z wyzwań czy też memów. Jeśli jednak uznalibyśmy podobne zabawy za wystarczające, należałoby wtedy przyjrzeć się bliżej również serii Gail Carriger Protektorat parasola czy romansowego cyklu Eloisy James, przepisującego najpopularniejsze baśnie. Jeśli jednak nie ograniczymy się tylko do tekstów najbardziej współczesnych, wówczas możemy zagrzebać się na bardzo długo w literackiej historii. Rodowód Dumy i uprzedzenia, i zombie świadczy jednak o tym, że tradycyjnym fikiem nigdy nie była. Nie powstała z fanowskiej potrzeby, nie należy do gift economy, nie została opublikowana w żadnej bazie.

indeksInny zupełnie problem sprawia polska książka Aniki Stasińskiej Rafael Bielecki. Pół roku bez wyroku. Część 1, która znajduje się gdzieś pomiędzy fanfikiem a książkową parodią. Przede wszystkim była pisana początkowo jako fan fiction do Harry’ego Pottera J.K. Rowling. W swojej internetowej wersji zachowuje oryginalne imiona postaci oraz nazwy miejsc, tracąc je dopiero w wersji książkowej na rzecz przeinaczonych (Hogwart zmienia się w Hogpartem). Tutaj związek z tekstem oryginalnym nie zostaje wymazany, jak w przypadku Greya, a lekko zamazany, być może z powodu praw do znaków towarowych (imion postaci z serii), jakie nabyło Warner Bros. Z jednej strony autorka czerpie z tekstów kanonicznych, zmienia je i przepisuje zgodnie z większością fanowskich praktyk, a z drugiej utwór przeszedł wydawniczą obróbkę, a Stasińska otrzymała za nią pieniężną gratyfikację.

Dalsze zamieszanie wywołała niedawna inicjatywa korporacji Amazon, która postanowiła umożliwić twórcom fan fiction publikowanie swoich prac poprzez swoją platformę. Na tym etapie jednak, żeby stwierdzić, co jest, a co nie jest fikiem, najpierw musimy znaleźć odpowiedzi na parę niezwykle istotnych pytań. Czy tekst staje się książką wówczas, gdy przejdzie przez cały proces wydawniczy i ukazanie się w formie książkowej? Ale co wtedy z tak zwanym self publishingiem oraz e-bookami? Czy kiedy książka ukaże się na rynku, wymazujemy jej rodowód i zapominamy o jej początkach? Czy warto o nich zapominać? Czy liczy się powód napisania książki – zamówienie albo fanowska fascynacja tekstem kanonicznym? Czy może coś zupełnie innego? A w końcu – czy takie definitywne rozróżnienie jest nam na pewno potrzebne?

Agata Włodarczyk

About the author
Agata Włodarczyk
Doktorantka, artystka, fanka. Pisze również dla portalu Gildia.pl, prowadzi własnego bloga, który jakże skromnie ochrzciła mianem "Pałac Wiedźmy".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *