Ta trwająca niespełna trzy minuty piosenka opowiada o kobiecie, która miała nie tylko urodę i talent, ale również ponadprzeciętną osobowość. Potrafiła świetnie śpiewać i grała na kilku instrumentach, w tym na banjo, akordeonie i ukulele. Jednak to nie jej muzyka, a kompozycje jej syna miały zostać zapamiętane na zawsze. Brzmi to bardziej jak oczywista kolej rzeczy, jeśli mówimy o kobiecie, która urodziła Johna Lennona.
Chociaż wychowała go głównie ciotka Mimi, matka pozostaje w jego świadomości jako ideał kobiety. Łączy ich niezwykła więź, mimo że po rozwodzie z Alfem Lennonem Julia zakłada nową rodzinę. Kiedy pierworodny ją odwiedza, jest radosna, chętna do żartów i tańca. Zachowuje z synem takie stosunki, jakby była jego starszą siostrą.
Gdy nie ma go w pobliżu – tęskni. I słucha płyty Davida Whitfielda z piosenką „My Son John”. Julia jest dla przyszłego beatlesa przyjaciółką, odskocznią, przewodniczką po brytyjskiej liście przebojów Top 12, w pewnym momencie pociąga go również seksualnie…
15 lipca 1958 roku, w wieku czterdziestu czterech lat, Julia ginie, potrącona przez pijanego policjanta. Wszystkie uczucia potęgują się u Johna w dniu jej śmierci, by pozostać z nim już na zawsze, naznaczyć jego dalsze związki z kobietami, życie i twórczość. Bo o matce Lennon wspomina często.
Jako dziecko z rozbitej rodziny w rozdzierający serce sposób prosi ją, by nie odchodziła w singlowym utworze „Mother”, tutaj też wzywa „Tatusia do domu” (Mamma, don’t go, daddy come home). Śpiewa o swoim cierpieniu po jej śmierci: „My Mother’s Dead” – „I can’t explain… so much pain”, zaś „Julia” – utwór pochodzący z jednego z najbardziej znanych albumów na świecie (The White Album) jest jego „piosenką miłosną” („so I sing a song of love”), sposobem by znów dosięgnąć matki, w tym tajemniczym miejscu, w którym się znalazła. („But I say it just to reach you… Julia.”).
Wielokrotnie powtarza jej imię, zestawiając z określeniami typowymi dla chłopaka wychowanego nad morzem, które jest symbolem piękna i wolności. Julia – dziecko oceanu, ma oczy jak muszelki, wietrzny uśmiech, a jej włosy lśnią w słońcu. W końcu staje się śpiącym piaskiem, cichym obłokiem – zasypia na zawsze, odchodzi, ale nigdy nie zostawia swojego Johna, który przemawia do niej z czułością. Czułością, która później jest czymś niezwykle rzadkim w jego ustach.
***
Half of what I say is meaningless
But I say it just to reach you,
Julia
Julia, Julia, oceanchild, calls me
So I sing a song of love, Julia
Julia, seashell eyes, windy smile, calls me
So I sing a song of love, Julia
Her hair of floating sky is shimmering, glimmering,
In the sun
Julia, Julia, morning moon, touch me
So I sing a song of love, Julia
When I cannot sing my heart
I can only speak my mind, Julia
Julia, sleeping sand, silent cloud, touch me
So I sing a song of love, Julia
Hum hum hum…calls me
So I sing a song of love for Julia, Julia, Julia
***
Do posłuchania:
The Beatles – „Julia”, The White Album (1968)
John Lennon/Plastic Ono Band – „Mother” (1970)
Do poczytania: Philip Norman „John Lennon. Życie.”
Do obejrzenia: „Nowhere Boy”, reż. Sam Taylor Wood
Agata Grudkowska