I miejsce w konkursie na Miniaturę Historyczną: Joanna Szalona

konkurs na miniaturę historyczną

Wieko trumny zaskrzypiało. Spojrzała jeszcze raz na jego ciało – ciało wielkiego i krnąbrnego człowieka. Rozkład postępował i twarz zatracała niegdyś szlachetne rysy. W obliczu śmierci trup króla wydawał się niewzruszony. Spoczywał dumnie w ciasnej skrzyni, leżał i milczał. Tego milczenia właśnie nie mogła znieść. Tej ponurej i ciągłej ciszy. Ostatnimi siłami chwyciła Filipa, tuliła, łkała, trzęsła. Minęło już wiele dni. Czekała – miał zmartwychwstać, tak powiedział jej pewien święty człowiek. Nic się nie stało, ach nie: Filip poczerniał, skurczył się, a jego mętne oczy doprowadzały do szaleństwa. Niech spojrzy na nią jeszcze raz, chociaż ten jedyny, ostatni raz. Odszedł szybko i nagle. Tak młody i piękny, tak okrutny. Zostawił ją na tym upadłym padole, gdzie ciemność wdzierała się w każdy zakątek jej świata, jej umęczonej duszy. Szaleństwo, czyste szaleństwo i rozpacz! Królowa, która nie ma żadnej władzy, mocy, wyrzeka się zarazem życia i śmierci.  joanna szalona
Joanna upada na kolana, dziesiątki razy. Siniaki na jej nogach są świadectwem klęski, upodlenia. Oto ona, królowa, korzy się przed tym samym Panem, który przyglądał się z góry jej straszliwej gehennie. Ten sam sprawiedliwy Bóg patrzył, jak nikczemny ojciec obdzierał ją z godności, jak gwałtem skalał jej młodzieńczą duszę i kruche ciało. I teraz ona, monarchini, żebra o cud, błaga o łaskę. Czy chce aż tak wiele? Czy miłościwy Bóg nie jest winny oddać jej sprawiedliwość, czyż jej całego życia nie naznaczyło cierpienie? Wszak Najwyższy czynił takie cuda: uzdrawiał, wskrzeszał. Czy ona ma prawo tego żądać? Skoro opuściła Pana, to czy Święty ma pamiętać o niej? A może Bóg zrozumie, że Joanna pragnęła, by ta bezmierna miłość – sens życia oczyściła ją, zmyła haniebny grzech?
Bóg słyszał modlitwy Joanny. Cóż… i tym razem nie zrobił wyjątku. Bogobojna królowa w istocie była bałwochwalczynią. Wyznawała jedyną prawdziwą dla niej religię: czciła Filipa – swego męża i króla. Czciła go tak gorliwie, z taką pasją, że zapomniała o świętych przykazaniach, nie chciała zwrócić trupa Filipa, broniła jego rozkładającego się ciała. Nie chciała go oddać ziemi ani Bogu. Na rozkaz królowej z Burgos wyruszył jedyny w swoim rodzaju kondukt pogrzebowy. Trumnę z ciałem króla prowadził zaprzęg czterech koni. Wspaniała uprząż robiła wrażenie, wokół z zapalonymi pochodniami dostojnie kroczyli mnisi. Ponury pochód wędrował z miasta do miasta, zawsze pod osłoną nocy. Cóż to był za upiorny widok! Lud truchlał ze strachu – królowa bezczeszcząca ciało męża zaiste drażniła ciemne moce. Martwego króla strzegła uzbrojona straż, strzegła go przed… niewiastami. To one, upiory Joanny, odwodziły od niej męża. Zwodnicze kusiły pięknymi, młodymi ciałami i zatracały duszę w potępieńczym grzechu. Kobiety nie dawały Filipowi spokoju. Pełne podłości istoty, nawet po śmieci chciały opętać jego ciało i duszę. Ona na to nie pozwoli, teraz przynajmniej może decydować o Filipie, może zmusić go, by tym razem został przy niej. I tak trwa ta obłąkańcza podróż, już blisko dwa i pół roku.
Juana_la_Loca_de_Pradilla Tego wieczoru makabryczny orszak zatrzymał się swoim zwyczajem w klasztorze. Choć miejsce ciche i święte, nie daje ukojenia królowej. Ta nie może spocząć, coś nieustannie dręczy jej obolałą duszę. Znowu, znowu kobiety, co z tego, że zakonnice. Joanna nie może znieść widoku mniszek, rozkazuje wynieść trumnę na podwórze. Nakazuje strażnikom kolejny już raz otworzyć wieko. Przejęta straż trzyma migoczące pochodnie, noc jest zimna, światło, o zgrozo, słabo świeci. Strażników uderza smród zgnilizny, wszędzie czuć odrażający fetor. Staje się rzecz straszliwa, wiatr tej nocy jest silny, gasi pochodnie, nastaje złowroga ciemność. Strażników dopada przerażenie. Czują się, jak w piekielnej czeluści, za chwilę zjawią się i porwą ich demony. Przedwieczny dłużej nie będzie znosił niemającej końca profanacji i bluźnierstwa. Kontury trumny wyłaniają się z mroku, wtem straż słyszy szelest, to królowa pochyla się nad swoim panem i z czułością pieści szczątki męża. W tę niespokojną noc upewnia się, czy boski Filip nie żyje. Gładzi jego włosy i tuli. Spogląda raz po raz na jego oblicze. On to ten jedyny i najbliższy, ten kochany. Cóż on jej uczynił…? Joanna wraca myślami do tej dawnej, cudownej chwili – nagłego olśnienia – i szalonej, namiętnej nocy, która wszystko przypieczętowała. Ona już wtedy zaprzedała swoją duszę, ofiarowała mu dozgonną miłość. Dlaczego Filip wyrzekł się tej miłości? Czy to aby jego wina? Czy można mieć mu za złe, że pociągał te wszystkie kobiety? Czyż ona sama nie pokochała go od pierwszego wejrzenia?

Ciemność nocy otuliła Joannę. Królowa położyła się na ziemi, dłonie wbiła w suchą trawę. Ta Ziemia, ta matka – to właśnie ona, królowa bez mocy, pozbawiona siły. Rodzi i karmi swoje dzieci. Z woli Boga poddana ludziom, którzy w jej brzuchu grzebią martwe ciała, plują na jej oblicze, drapią skórę, ciągle chciwi więcej wymagają i szukają, ciągle szukają… Czego szukał Filip? Czegóż ona mu nie dała? Ziemia, ta jedynie ją rozumie. Ziemia milczy, przyjmuje ciosy, wybacza, znosi ból samotności, nie ma obok siebie przyjaciół gotowych ją chronić. Ziemia jest tu sama. Jej małżonek – dumny Księżyc – używa sobie. Spowity urzekającym światłem zachwyca dostojeństwem i urodą. Księżyc jest spokojny. Nie zamieszkują go chciwcy, obłudnicy szukający własnych korzyści. Nie – oni rujnują Ziemię, choć to jej należy się cześć i szacunek, to ona jest prawowitą matką i królową. Księżyc nie bierze w obronę swej małżonki, skąpi jej czułości. On zajęty jest tańcem i balem, stale urządza bezwstydne widowiska. Wielu mu wtóruje, czaruje i uwodzi.  W wariackim tańcu Księżyc raz przyciąga Ziemię, to znów odtrąca. Piękny tylko z pozoru jest suchy, zimny i szorstki. Nie ma w sobie miłości prócz miłości własnej. Nie znosi potulności Ziemi, jej wiecznego poddaństwa. Jakże szybko pojął, że jest zależna od niego, nie inaczej. Bez Księżyca nie byłoby życia na Ziemi, nie mogłaby ona rodzić  i rozkwitać. Ziemia Księżyca potrzebuje, on ją utwierdza, wzmacnia. Cóż z tego? On chce jedynie władzy, poklasku, stworzony, by w swej martwocie wiekuiście panować. Opuszczona i stale gwałcona Ziemia zwraca się w końcu ku swym oprawcom. W jej wnętrzu drzemie gorący wulkan. Ziemia skrywa w sobie gniew i żal, który jak lawa sączy się i rozpycha żyły, aż w końcu wybucha. Ta poddańcza Ziemia, która przyjmuje wszystko, tym razem pożera.

Jest nieobliczalna, niszczycielska. Zwraca się ku Księżycowi, pragnie jego uwagi, pomocy, choćby krztyny zrozumienia.
Księżyc wynosi się dumnie ponad nią. Im większy i pełniejszy, tym bardziej szalona staje się Ziemia, głód miłości odbiera jej rozum. Ziemia trzęsie się, wzmaga wiatry, ciska niszczycielskie pioruny. Księżyc patrzy na nią ze wzgardą. Niemoc i niedorzeczność Ziemi jest dla niego nie do zniesienia. Czemuż dziwią się jej gwiazdy i ludzie? Miłość Ziemi do Księżyca jest w swej istocie szaleńcza.
Joanna wbija paznokcie w glebę, czuje ziemisty zapach, szepcze uroki i zaklęcia. Jest wyczerpana, chłód nocy przenika jąFilip do szpiku kości. Co ma z sobą począć? Co jej teraz grozi? Kuli się w sobie i zaraz potem wykręca ciało, wszystko ją naraz przeraża, przeszłość i przyszłość. Została już na zawsze sama. I wtem królowa słyszy jakiś pomruk, oddech, jej ciało drży, czuje czyjąś obecność. Pole spowija mgła, księżyc świeci wątłym światłem. Joanna wytęża wzrok i nagle dostrzega sylwetkę mężczyzny. Jest całkiem blisko. Królowa zrywa się, trzeźwieje. Kogo właściwie widzi? Domyśla się – choć postać nie przypomina dumnego króla, to jej ukochany. Oblicze ma blade i wzrok błędny. Joanna nie czuje radości, jest śmiertelnie przerażona. Dlaczego nie ma w nim nic z niego samego? Bo to duch, zjawa. Wpatruje się w Joannę. – Pozwól mi odejść! – rzuca wściekle i zaraz znika. Królowa z rozpaczą pada na ziemię. Ogromny skurcz ściska jej brzuch, głowę rozsadza niemożliwy do zniesienia ból. Krzyczy z całych sił. Tak zawodzi udręczona dusza. Każda chwila, moment, sekunda to niemiłosierna tortura. Królową, opuszczoną przez męża, ludzi i Boga pożera otchłań, czarna otchłań. Tak o to rodzi się kapłanka bezgranicznej miłości – Joanna Szalona.

* Joanna I Kastylijska zwana Joanną Szaloną lub Joanną Obłąkaną, ur. 6 listopada 1479 w Toledo, zm. 12 kwietnia 1555 w Tordesillas – nominalna królowa Kastylii i Aragonii. Córka Ferdynanda Aragońskiego i Izabeli I Kastylijskiej. Żona Filipa I Pięknego – pierwszego przedstawiciela dynastii Habsburgów w Hiszpanii. Joanna dała początek trwałemu dziedzictwu chorób psychicznych habsburskich monarchów. Po śmierci męża, który zmarł na tyfus, nie pozwoliła pochować męża w grobie, czternaście lat czuwała przy trumnie Filipa. Podróżowała z trumną z zabalsamowanymi zwłokami króla po całej Hiszpanii.

Anna Maria Przybyło

zwyciężczyni konkursu na Miniaturę Historyczną

About the author
Anna Maria Przybyło
entuzjastka mrocznego i ciężkiego klimatu, fanka twórczości Johnnego Deppa i Stephena Kinga. Pasjonatka starożytności i astronomii. Miłośniczka rocka gotyckiego, smoków i kotów

4 komentarze

  1. Ciekawa historycznie bohaterka. Realistycznie oddany, mroczny klimat sytuacji i stan psychiczny szalonej Joanny. I „to coś” co nadaje opowiadaniu mistyczny wymiar. Będzie coś jeszcze?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *