Jankeski fajter – Aura Xilonen

2„Nie lubię debiutanckich powieści, są zwykle niedopracowane” – powiedziała koleżanka, kiedy rozmawiałem z nią o książce młodej Meksykanki. Ze smutkiem stwierdzam, że w tym wypadku miała rację. Jest w tej książce energia, jest niczym nieposkromione językowe i fabularne szaleństwo, lecz końcowy efekt rozczarowuje. Z kilku powodów.

Podstawowy problem tej książki to w moim odczuciu brak autentyzmu. Nie sposób traktować bohaterów jak realne postaci, a w konsekwencji interesować się ich przygodami. „Jankeski fajter” to raczej bajeczka o szlachetnym bokserze niż literatura transgresyjna. Postawiony obok gorszych książek Huberta Selby’ego czy „Ćpuna” Williama Burroughsa wypada blado. Sama figura głównego bohatera, self-made mana, który przybył do Ameryki, nie mając nic, jest problematyczna. Bokser czytający książki to taki mens sana in corpore sano. To fantazja istniejąca w głowach ludzi, którzy nie mają zbyt dużego pojęcia o tym, jak nieuczciwy i okrutny to sport. Bokser symbolizuje szlachetność, a sam sport jest najczystszą formą wyrazu męskości i bohaterstwa. Przynajmniej w oczach Xilonen.

Drugi problem dotyczy fabuły książki, która zbyt często opiera się na formule: walka – ucieczka – sen – przebudzenie – interakcja z kimś nowym, i tak dalej. Ten sen jest szczególnie wygodnym sposobem rozwiązywania przez autorkę trudnego zadania, jakim jest łączenie ze sobą wydarzeń. Bardzo zmęczony i głodny bohater momentalnie zasypia i od razu wiadomo, że po śnie pojawi się nowa postać, nowe rozwiązanie i fabuła zostanie pchnięta dalej. Nie znaczy to, że wydarzenia w tej książce są nieciekawe czy źle opisane. Można traktować je jednak jak kropki, które połączono na kartce krzywymi kreskami. Kropek jest dużo, ale kreski zajmują większą powierzchnię.

Trzeci problem to mądrości i literackie „petardy” (stojące w opozycji do fajerwerków), jakimi raczy nas Xilonen.  Łatwo rozgrzeszyć autorkę za włączenie ich do książki, w końcu wydała ją, mając ledwie dwadzieścia lat. Co nie znaczy, że trzeba o nich zapomnieć. Oto kilka przykładów:

„Może miłość to jest taka fakin ulewa lusterek, które odbijają nam tę pustkę, co mamy w sobie?” (s. 42);

„(…) jest dla mnie jak kwiat, przepiękny kwiat niesiony powiewami wiatru, wysiany pośrodku wszechświata” (s. 51);

„(…) zdrada zawsze przychodzi z bliska, nigdy z oddali” (s. 111-112).

„Jankeski fajter” to książka niedopracowana i dosyć przewidywalna. Z drugiej strony, jest w niej energia i urok, sprawiające, że może się naprawdę spodobać. Radziłbym traktować ją raczej jako lekturę wakacyjną lub odskocznię od poważniejszych tytułów szkolnych/akademickich.

 

Tytuł: Jankeski fajter

Tytuł oryginału: Campeon gabacho

Autor: Aura Xilonen

Przekład: Tomasz Pindel

Liczba stron: 349

Rok wydania: 2017

Wydawca: Znak

About the author
Łukasz Muniowski
Doktor literatury amerykańskiej. Jego teksty pojawiały się w Krytyce Politycznej, Czasie Kultury, Dwutygodniku i Filozofuj. Mieszka z kilkoma psami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *