Jak Słowianie przemycali swoim bogom święconkę?

Gdzie Słowianie składali ofiary bogom i demonom? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: to warunki naturalne dyktowały naszym przodkom miejsca kultu. Świątynie występowały, ale rzadko – życie religijne toczyło się raczej w pięknych okolicznościach przyrody.

Duchy zamieszkiwały niemal cały świat Słowian. W kątach chałupy ukrywały się duszki domowe, na podwórzu i w oborze pomagały gospodarzowi krasnoludki, pola przemierzała groźna południca, na cmentarzu grasowały wampiry, a w lasach wilkołaki. Nad rzeką praczki musiały unikać wodników, a rybacy złośliwych topielców. Na pobliskie uroczysko wabiły tańczące wiły i rusałki, a ataki z powietrza zapewniały smoki, ażdachy czy ały. Polujący myśliwi porozumiewali się specjalnym kodem, aby nie usłyszały ich zwierzęta, znające ludzką mowę. W takich okolicznościach, kiedy ludzie zewsząd otoczeni byli przez demony i bóstwa, niekoniecznie im sprzyjające, musiano zabiegać o przychylność nadprzyrodzonych istot. A że było ich co niemiara, to i w miejscach, gdzie można było złożyć ofiary, nie przebierano. Można było składać ofiary w domu, w zagrodzie, w polu, ale to nie wszystko.

Na pierwszym miejscu wśród miejsc kultu zawsze warto u Słowian wymienić wodę. Woda, związana z większością obrzędów słowiańskich, z jej szeroką symboliką kojarzyła się jednocześnie z czymś nieznanym, osnutym groźną tajemnicą. To w wodzie mieszkały najzłośliwsze demony, a więc wymagała stosownej ofiary. Do jezior i rzek wrzucano więc nie tylko marzannę, lecz także zwierzęta i różnego rodzaju przedmioty. Thietmar z Merseburga – biskup i kronikarz – opisuje jedno ze świętych źródeł Słowian – Głomacz – jako mające moc przepowiadania. Nad wodą zabijano w ofierze zwierzęta albo po prostu zostawiano produkty spożywcze takie jak mąka, sól czy jajka.

Trzeba też wspomnieć o kamieniach sakralnych, których używano jako swego rodzaju ołtarze. Kamień już sam w sobie emanował mocą, pewną potęgą i ponadczasowością, które określała jego stała, nieporuszona materia. Kamienie sakralne występowały na terenie całej Europy, w Polsce można wymienić między innymi głaz pod Kołbielą (niedaleko Otwocka), w którego wgłębienia wkładano święconkę wielkanocną, z czego zrodziła się lokalna tradycja składania ofiary zwana jościem, czy też kamień w Strzelnie, znajdujący się obok zabytkowego kościoła Świętej Trójcy. Tym słowiańskim ołtarzom nadawano nierzadko imiona, przypisywano własności uzdrawiające, leczono nimi bezpłodne kobiety i przede wszystkim używano ich do składania ofiar.

Jeszcze jednym ważnym miejscem kultu był dla Słowian oczywiście las. Pośród drzew za szczególne uważano: dąb (drzewo Peruna), lipę, klon, wiąz, leszczynę, brzozę, orzech i jesion. Podobnie jak kamienie sakralne otaczano je specjalną opieką i przypisywano właściwości lecznicze. Duchowni chrześcijańscy zachowanie Słowian w lasach poczytywali jako oddawanie czci drzewom, co, jak udowadniają badacze, było błędne. Nieraz zdarzały się incydenty pomiędzy jakimś światłym biskupem a „ciemnym” – używając nomenklatury ówczesnych oświeconych – ludem pogańskim. Dochodziło na przykład do karczowania całej połaci lasu po to, by zrównać z ziemią święte gaje, w których Słowianie składali ofiary, jak to miało miejsce na terenie dzisiejszego Schkeitbaru. Podobny los groził drzewu orzechowemu, rosnącemu w Szczecinie, które biskup Otto, przybywszy na miejsce, chciał ściąć. Opór mieszkańców był jednak tak silny, że udało się ocalić miejsce kultu. Nie obyło się jednak bez złożenia obietnicy, że drzewo bezzwłocznie przestanie być czczone.

W istocie Słowianie nie czcili drzewa jako drzewa, lecz siłę boską w nim ukrytą. Niemniej nie robiło to większej różnicy dla wyznawców jedynego, prawdziwego boga. Święte gaje karczowano i palono – taka była ówczesna praktyka walki z pogaństwem, a przynajmniej jedna z jej radykalnych strategii. Gatunki drzew i te części lasów, do których Słowianie mieli stosunek obojętny zostawiano w spokoju. Największa groźba wisiała nad starymi, okazałymi dębami, pod którymi Słowianie odprawiali obrzędy na cześć ich największego boga – Peruna. Pod drzewami tymi składano ofiary ze zwierząt, chleba i broni. Innym rodzajem obrzędu, odprawianym pod dębem było trzykrotne obejście pnia przez młodą parę.

Lipę z kolei traktowano jako roślinę leczniczą, również oddawano jej cześć, co przerodziło się później w kult maryjny związany właśnie z tym drzewem. Brzozę czciły ludy ugrofińskie, a na terenach północno-wschodniej Rusi ofiary składano pod jałowcem, którego kojarzono z światem zmarłych. Ciekawym przypadkiem była również leszczyna, a na obrzędy z nią związane narzekali zapewne już nie tylko biskupi – oprócz tego, że zatknięcie witek leszczyny na polu zapobiegało gradobiciu i piorunom, bito nimi dzieci, żeby… szybciej rosły.

Na koniec jeszcze krótka dygresja: skąd wzięło się powiedzenie „głuchy jak pień”? Ano właśnie z panującego na Słowiańszczyźnie rozdziału na drzewo i drewno. Drzewo jest żywe, pełne mocy, przepływa przezeń energia, drewno natomiast – jako drzewo po ścięciu – jest już tylko martwym przedmiotem – sztywnym i głuchym. Pień, który pozostaje po ścięciu części nadziemnej w polszczyźnie jest wyrazem odrętwienia, niewrażliwości na sygnały zewnętrzne. Stąd ktoś może być głuchy albo tępy jak pień, ale też może milczeć na wzór tegoż. Coś z tej spuścizny słowiańskiej jeszcze nam zostało. A w następnym artykule przenosimy się do słowiańskich „świątyń” – chciał, nie chciał – drewnianych.

Ewa Jezierska

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

komentarz

  1. Ten kamień niedaleko Otwocka już nie istnieje.Proboszcz Kołbielskiej parafi budując kościół (jedynie słuszny),porąbał ten kamień i na 100 furmankach przywiózł go do Kołbieli.Wykonał z niego schody wejściowe do kościoła.Teren gdzie ów kamień leżał nazywany jest „uroczysko Joście”.Mieszkam w prostej linni ok 1 km od tego miejsca.W każde Słowiańskie święto staram się tam być.Więcej u wuja googla „uroczysko Joście”

Skomentuj Ryszard Szafraniec Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *