Jajko, czy kura – czyli jak powstały pierwsze apteki?

TBT_Winslows1_revCo powstało jako pierwsze: studia farmaceutyczne, zawód farmaceuty czy apteki? Może się wydawać logiczne, że najpierw musiało się rozpocząć kształcenie aptekarzy (czyli studia), a jeszcze lepiej – najpierw prawnie należało określić, kto to taki ten farmaceuta, żeby go odpowiednio wykształcić. A jednak pierwsze apteki powstały kilkaset lat wcześniej niż studia farmaceutyczne i prawne ustanowienie zawodu farmaceuty. W dodatku w niczym nie przypominały znanych nam dzisiaj aptek – były to po prostu czerwone budki na kołach, z których sprzedawano leki.

Ale zacznijmy od początku – pierwszych leków można doszukać się w roślinach, zwierzętach i minerałach spożywanych przez ludzi. Wiedza na ten temat była czysto empiryczna, zdobywana głównie poprzez obserwację reakcji na konkretny pokarm, zarówno ludzi, jak i zwierząt. Jeśli pomogło, wspaniale, jeśli nie, cóż, bywa i tak – procedura zupełnie różna od obecnych stosów papierkowej roboty, jakie są wymagane, aby lek został zarejestrowany!

Za jedno z pierwszych dzieł na temat leczenia można uznać staroegipski papirus Ebersa, w którym znajdują się opisy ponad 120 używanych kiedyś surowców roślinnych, mineralnych i tych wchodzących w skład pożywienia. Jest w nim polecana zarówno nieszczególnie obecnie popularna koproterapia czy stosowanie kopyt oraz rogów krów i wołów, jak i olejek rycynowy, którego również dzisiaj używa się jako środka przeczyszczającego.

W starożytnej Grecji sprzedażą leków trudnili się domokrążcy; poza owczym runem czy oliwą mieli w swojej ofercie także przeróżne korzenie i proszki na wszelkie dolegliwości. Czy skuteczne? Tego prawdopodobnie nigdy się już nie dowiemy. Jednak na leczenie w czasach starożytnych składało się również oddawanie czci bogom, patronom powrotu do zdrowia – Asklepiosowi (bogowi sztuki lekarskiej) oraz jego córce, Higiei (bogini zdrowia). Kult Higiei jest o tyle istotny dla aptekarstwa, że bogini ta była przedstawiana z kielichem i wężem, które z czasem stały się międzynarodowym symbolem aptek. Posąg boginki można do dziś znaleźć w Poznaniu na placu Wolności, niedaleko biblioteki Raczyńskich. Inną z córek Asklepiosa była Panakeia – od jej imienia pochodzi nazwa niektórych środków: „panaceum”, czyli lek na wszelkie zło.

Pierwsze apteki z prawdziwego zdarzenia pojawiły się na ziemiach należących w VIII wieku do Arabów, w Kordobie i Bagdadzie. To tam zaczęto używać muskatu, ambry, wody różanej czy kamfory, przy czym te dwie ostatnie substancje można znaleźć w aptekach także obecnie. Arabowie preferowali leki słodkie, pachnące przyjemnie – oni jako pierwsi stwierdzili, że tak, lek może i powinien leczyć, ale musi również dobrze smakować.

W średniowieczu apteki należały do systemu cechowego, stąd wszystkie były aptekami miejskimi. Do dziś w Polsce można natknąć się na „apteki radzieckie”. Nie są to pozostałości po poprzednim systemie politycznym, lecz apteki, które kiedyś stanowiły własność rady miejskiej. Jedną z najstarszych takich aptek w Europie jest tallińska Ratsapotheke, działająca pod tym samym adresem nieprzerwanie od piętnastego wieku.

W kramach aptecznych można było znaleźć w wiekach średnich przeróżne cuda i cudeńka: głowy cukru (ostatecznie, jeśli cukier miał postać krystaliczną, wyglądał odpowiednio poważnie i był lekiem!), piwo i wino z ziołami na wzmocnienie, powidełka lecznicze, patelnie, jedwab, wypchanego krokodyla pod sufitem. Ale nigdy nie było tam gwoździ, ponieważ stanowiły one wyrób dozwolony wyłącznie dla przedstawicieli cechu gwoździarzy.

Aptekarze zdecydowanie zyskali na popularności w okresach przetaczających się po Europie epidemii dżumy. Lekarstwo na dżumę stanowił owiany tajemnicą teriak, w Polsce nazywany głównie driakwią, którego składu nie znał nikt poza aptekarzami. Dżumę leczono również octem siedmiu złodziei oraz „driakwią ubogich”, czyli czosnkiem niedźwiedzim (o udowodnionych obecnie właściwościach przeciwbakteryjnych).

Pierwsze farmakopee – czyli spisy leków dopuszczonych do obrotu – były rezultatem odkrycia przez Kolumba Ameryki. Przywiózł on ze swoich podróży, poza ziemniakami i nowymi chorobami (przede wszystkim kiłą), również nieznane wcześniej zioła, które wymagały dokładnego udokumentowania. Obecnie farmakopee nie przypominają cienkich książeczek spisywanych mozolnie po łacinie – owszem, łacinę można w nich znaleźć, ale zajmują mniej więcej tyle miejsca, co piąta, szósta i siódma część „Harry’ego Pottera” razem wzięte, są wydawane na papierze tak cienkim, że niemal przezroczystym, i w dwóch tomach, aby okładka wytrzymała.

W aptekach poza działalnością typowo leczniczą było również miejsce na pracę naukową – pierwsze pracownie alchemiczne znajdowały się właśnie w aptekach. Aptekarze mieli odpowiedni sprzęt, posiadali też odczynniki lub dostęp do nich, a w niektórych przypadkach również sporo wolnego czasu.

Za złoty wiek aptekarstwa uważa się jednak drugą połowę osiemnastego wieku i pierwszą połowę wieku dziewiętnastego. Dynamiczny rozwój przemysłu pociągnął za sobą także wzrost zainteresowania lekarzy lekami oraz ich wytwarzaniem. W 1777 roku powstał Collège de Pharmacie w Paryżu, pierwsza kształcąca farmaceutów szkoła wyższa. Studia farmaceutyczne otwarto w Polsce w 1783 roku w Krakowie, a w 1785 powstała pierwsza katedra farmacji na uniwersytecie w Wilnie.

Rozwój przemysłu pociągał za sobą również rozwój leków, co można pokazać na przykładzie znieczulenia w chirurgii. Na samym początku było ono osiągane za pomocą młotka oraz środków narkotycznych (opium czy marihuany), później przyszła kolej na alkohol i inne środki ziołowe: lulek czarny oraz bieluń (które razem z pokrzykiem wilczą jagodą stanowiły składniki unguentum pharelis, czyli maści używanej przez czarownice do latania – surowce te mogą wywoływać omamy i halucynacje, w tym wrażenie lotu). Pierwszym prawdziwym lekiem stosowanym do znieczulenia ogólnego był podtlenek azotu, wprowadzony do lecznictwa właśnie pod koniec osiemnastego wieku.

Wiele leków odkrytych zostało przez przypadek – być może wiecie już, że działanie penicyliny znamy tylko dzięki niechęci Aleksandra Fleminga do mycia sprzętu laboratoryjnego i długiemu urlopowi, na który naukowiec się udał. Sildenafil, obecnie stosowany w zaburzeniach erekcji, początkowo był badany pod kątem leczenia nadciśnienia płucnego u niemowląt, a prontosil, czyli pierwszy wprowadzony do lecznictwa antybiotyk, miał znaleźć zastosowanie jako barwnik tkanin (należy do grupy barwników azowych o intensywnym zabarwieniu, a przy okazji jest również prolekiem z grupy sulfonamidów).

CSNgDvAW0AAUdpeNiestety, nie wszystkie takie przypadkowe odkrycia są równie pożyteczne – antymon, pierwiastek o niezbyt korzystnych dla zdrowia właściwościach, był badany w XV wieku we Francji przez przeora jednego z klasztorów. Przeor ten próbki wyrzucał za okno, do zagrody ze świniami. Po jakimś czasie zauważył, że zwierzęta przybrały na wadze, i postanowił dodać związki antymonu do jedzenia swoim mnichom, wychudzonym na skutek postów i umartwiania się. W rezultacie wszyscy zakonnicy zmarli (stąd też wzięła się nazwa antymonu, która po francusku brzmi antimoine, co w tłumaczeniu oznacza ‘środek przeciwko mnichom‘).

Nie tylko leki testowane przez duchownych nie zawsze działały zgodnie z założeniem – w Stanach Zjednoczonych dopiero po drugiej wojnie światowej wprowadzono obowiązek prawny testowania leków pod względem bezpieczeństwa dla pacjenta przed wprowadzeniem ich do sprzedaży. Nastąpiło to po jednym z większych farmaceutycznych skandali, a mianowicie po licznych zatruciach syropem zawierającym w składzie glikol etylenowy (którym prawdopodobnie ze względu na koszty zastąpiono mniej szkodliwą glicerynę).

Długo nie zdawano sobie sprawy również z niekorzystnych działań substancji nazywanych obecnie narkotycznymi, dlatego kokaina wchodziła kiedyś w skład cukierków od bólu zęba, heroinę stosowano przeciwkaszlowo, biamfetaminę (pochodną amfetaminy) – jako środek odchudzający, a morfinę dodawano do toniku dla niemowląt, który miał ułatwiać im zasypianie. Jedzenie także nie było wolne od tego typu ulepszaczy: oryginalna receptura coca-coli zawierała w sobie kokainę, a w napoju 7 Up znaleziono cytrynian litu (związek stosowany głównie w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej jako stabilizator nastroju). Po oznaczeniu jego zawartości okazało się, że stężenie wchodzi w zakres terapeutyczny.

Jednak nawet obligatoryjne badania na zwierzętach nie okazały się w stu procentach wiarygodne w przypadku talidomidu. Lek ten przed dopuszczeniem na rynek przeszedł pomyślnie testy toksyczności, mimo to jego zażywanie doprowadziło do okaleczenia licznych dzieci (szacuje się, że ta liczba może sięgać nawet dwunastu tysięcy), a także wielu poronień i martwych urodzeń. Przed odkryciem jego niekorzystnego działania był uważany za bezpieczny i jako taki często przepisywany kobietom w ciąży jako środek przeciwbólowy oraz na uspokojenie. Później okazało się, że występuje w dwóch formach przestrzennych i jedna z nich ma właściwości teratogenne – powoduje powstawanie wad rozwojowych.

Jednym z niewielu krajów, w których talidomid nigdy nie został dopuszczony do obrotu, są Stany Zjednoczone, gdzie nie przeszedł pomyślnie rejestracji w Agencji Żywności i Leków. Proces rejestracyjny wstrzymała świeżo zatrudniona Frances Oldham Kelsey pomimo nacisków z zewnątrz, za co została później wyróżniona między innymi prezydenckim medalem za wybitną służbę cywilną.

Z tragicznej w skutkach pomyłki wyciągnięto wnioski. Zaostrzono wymagania stawiane substancjom czekającym w kolejce do rejestracji jako leki. Wprowadzono konieczność badania wpływu leku na płód przed dopuszczeniem do obrotu. A talidomid? Cóż, wprawdzie powrócił do lecznictwa, ale obecnie jest stosowany głównie w terapii szpiczaka mnogiego i prawdopodobnie już na zawsze będzie oznakowany na opakowaniu trzema wykrzyknikami jako lek bezwzględnie przeciwwskazany ciężarnym.

About the author
Dagmara Przymus
obecnie ze wszystkich sił stara się ukończyć swoje wymarzone liceum i przyzwoicie zdać maturę, żeby w odległej przyszłości móc zostać dumną studentką farmacji. W międzyczasie pochłania hurtowo książki (głównie fantastykę) oraz seriale, a także okazyjnie pisze i tłumaczy opowiadania fanowskie. Wielbicielka Wielkiej Brytanii oraz prawie wszystkiego, co z nią związane (aczkolwiek przyznaje, że jedzenie tam mają okropne).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *