Intelektualna masturbacja, czyli „Argonauci” Maggie Nelson

O czym świadczy rozpoczęcie swojego memuaru (będącego jednocześnie traktatem socjologicznym) od opisu seksu analnego? Czy ma to przyprawić czytelników o dreszczyk ekscytacji o voyerystyczym podłożu? Czy to zwykła estetyka szoku? Czy też przekroczyliśmy już to tabu, ale wciąż brakuje nam reprezentacji kobiecej przyjemności czerpanej z seksu analnego, co zresztą autorka zauważa i próbuje ten braku uzupełnić? Może to wszystko po trochu: szok, który wytrąca odbiorę z równowagi, informując go, że nie wie, na co się pisze w trakcie lektury; granie na estetyce odbioru pamiętnika, co zawsze wiąże się z podglądaniem intymnego życia podmiotu piszącego, który jest także tematem tekstu (co narusza podstawową opozycję podmiotu-przedmiotu); zwrócenie uwagi na istotny element życia seksualnego narratorki, która otwarcie przyznaje się do uprawiania praktyk o podłożu sadomasochistycznym i do analnej przyjemności związanej z rozmieszczeniem zakończeniem nerwowych, obiektywnym faktem anatomicznym, który podlega kulturowej interpretacji i tabuizacji. To jednocześnie strategia pisarska związana z tematem Argonautów: rozmyciem granic, zniesieniem etykietek i klasyfikacji, odejściem od polityki tożsamości na rzecz praktyki doświadczenia i samoświadoma literacka i intelektualna zabawa konwencją. Ostrzeżenie i zachęta: zważcie na swoje oczekiwania, wy, którzy to czytacie.

Największym problemem z lekturą Argonautów jest nieprzygotowanie czytelnika związane z brakiem polskich wydań innych książek Nelson, czy to memuarów, czy monografii The Art of Cruelty. Nelson znana jest z postmodernistycznej (chociaż sama pewnie odrzuciłaby ten epitet) zabawy konwencją i przekraczania granic gatunkowych. Z trudem można zaszufladkować jej twórczość, z łatwością można stwierdzić, do kogo jest skierowana: do intelektualistów. Wittgenstein, Hegel, Butler, Irigaray, Derrida, Barthes, Winnicott – nazwiska, które przewijają się w Argonautach, cytaty i kryptocytaty z najważniejszych prac socjologicznych, filozoficznych i językoznawczych XX i XXI wieku zawężają grono modelowych odbiorców. Czy trzeba mieć takie samo rozeznanie w teorii humanistycznej jak autorka, żeby zrozumieć jej książki? Oczywiście, że nie, wystarczy wyobraźnia i inteligencja. Czy trzeba mieć cierpliwość akademika, żeby przebrnąć z (perwersyjną) przyjemnością przez abstrakcyjne modele myślowe, które Nelson analizuje? Zdecydowanie tak. Będąc docelowym odbiorcą, czerpałam wiele przyjemności z przeintelektualizowanej prozy Nelson.

Argonauci osadzeni są w Derridiańskiej koncepcji statku Argo, którym Jazon żeglował do Kolchidy po Złote Runo. To pierwszy statek żaglowo-wiosłowy, zbudowany przez Argosa przy pomocy Ateny, która sama nauczyła rzemieślnika tego kunsztu. Maszt powstał z drzewa z wieszczego gaju Dodony, mógł więc mówić i prorokować, jakie niebezpieczeństwa czyhają na żeglarzy. Derrida zauważa, że z czasem różne części Argo zostały wymienione, ponieważ w trakcie każdej przygody Argonautów coś ulegało uszkodzeniu. W każdym porcie dokonywali napraw, aż w końcu nic nie zostało z oryginalnej konstrukcji. A jednak statek pozostał ten sam. To wciąż był Argo, nawet kiedy każda deska została wymieniona. Dla Nelson to model tożsamości, czy też raczej bycia, ponieważ autorka odrzuca samą koncepcję tożsamości: nieustannie płynna, zmienna, wciąż inna, a jednak ta sama. Jak coś może być inne, ale takie samo? Jak można być „a” i jednocześnie „nie-a”? To paradoks, który przeczy całej zachodniej logice, ale który jest też udziałem nas wszystkich. Jeśli patrzymy na siebie z przeszłości i czujemy zażenowanie naszymi decyzjami i zachowaniem, to znak, że się zmieniliśmy, być może dojrzeliśmy. Jesteśmy inni, ale przecież tacy sami, bo wciąż rozpoznajemy siebie w niezręcznych nastolatkach, nieszczęśliwych i zagubionych dzieciach, zdeterminowanych dorosłych. Tożsamość jest płynna i zmienna, tak samo jak seksualność, a jednak kultura wymaga od nas jasnego dookreślenia tego, kim jesteśmy. Nelson opowiada się więc po stronie queerowości jako podważania i kwestionowania, uciekania od etykietek, które określa jako klatki kultury. I przeciwko strategii asymilacyjnej społeczności queerowej, która podkreśla, że przecież jesteśmy tacy sami jak heterycy:

Jest coś naprawdę dziwnego w tym, że żyjemy w historycznych czasach, w których konserwatywny niepokój i rozpacz, że queer obali cywilizację i jej instytucje (zwłaszcza małżeństwo), spotykają się z niepokojem i rozpaczą odczuwaną przez tak wiele osób queer na myśl, że queerowości jednak nie udało się obalić cywilizacji i jej instytucji, a także frustracją z powodu asymilacyjnej, bezrefleksyjnie neoliberalnej tendencji głównego nurtu ruchu LGBTQ+, który nie żałował grosza na błaganie o dopuszczenie do dwóch historycznie represyjnych struktur: małżeństwa i wojska (s.37-38).

Nie chodzi o to, aby uzyskać pełnię praw obywatelskich, bo jesteśmy „tacy sami”. Chodzi o to, że będąc całkowicie innymi, wciąż jesteśmy obywatelami i ludźmi, a w związku z tym prawa powinny nam przysługiwać. W radykalnym, nieasymilacyjnym odłamie chodzi o demontaż całego systemu patriarchalno-homofobicznej opresji i jej instytucji. Konserwatyści powinni nosić na rękach queerowych aktywistów ubiegających się o prawo do małżeństw jednopłciowych, ponieważ to droga to zachowania status quo, na którym im tak zależy. Radykalne postulaty są dużo ciekawsze.

W tracie lektury Nelson natknęłam się w Internecie na stwierdzenie, że „Zachód kocha tęczę”, czego dowodem miały być Pride’owe opakowania kremu Nivea z tęczowym motywem na wieczku. Nikt nie kocha inności. To sprzeczne z całą strukturą naszego myślenia. Można co najwyżej fetyszyzować inność, która zawsze jest etycznym i poznawczym wyzwaniem. Nikt nie lubi być kwestionowany, co właśnie wydarza się w zetknięciu z tym, co Inne. Zachód skomercjalizował tęczę, czyniąc konsumpcję gwarancją bezpieczeństwa, usuwając wszelkie krytyczne elementy, sprzeciw wobec homofobicznego, seksistowskiego, rasistowskiego wyzysku kapitalistycznego (systemu, który narodził się wraz z niewolnictwem i nigdy nie zrezygnował z tych założeń, zmieniając tylko formy nieodpłatnej pracy, z której inni czerpią zyski). Queerowość zasymilowana nie jest rewolucją. Jest wymazaniem inności.

Innym ważnym wątkiem książki Nelson jest kwestia reprezentacji języka. Czy słowa odnoszą się do rzeczywistości zewnętrznej względem siebie, czy jedynie do języka jako systemu? Rozróżnienie pomiędzy tymi dwoma podejściami to kluczowa różnica pomiędzy modernizmem (wiara w opisową moc języka, w reprezentację) i postmodernizmem (język stanowi zamknięty krąg autoreferencji i autoreprezentacji). Znów etykietki, którym sama autorka by się sprzeciwiła. Argonauci nie podsuwają prostej odpowiedzi na pytanie o stosunek języka do rzeczywistości (doświadczenia, życia, doznania). Czy możemy wypowiedzieć wszystko? Opisać to, na co jeszcze brakuje słów w dostępnych nam słownikach? Czy mnożenie etykietek (cispłciowe, niebinarne, różne formy zaimków) pomaga, czy szkodzi? Czy daje nam swobodę autookreślania, czy zmusza do określenia, a tym samym umniejszenia, bo każda klasyfikacja jest z konieczności uproszczeniem? Nelson skłania nas do refleksji, ale nie udaje, że zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Jeśli mamy szczęście i naprawdę znajdujemy się u progu rewolucji, tylko czas je przyniesie.

Sama autorka nie ucieka zresztą od krytykowanej przez siebie tendencji do ujmowania esencjonalnie tożsamości, co można zauważyć w jej opisie żałoby, kiedy dowiaduje się, że urodzi chłopca. Upłciowienie płodu i stereotypy płciowe przechodzą gładko w natłoku abstrakcyjnych rozważań o płynnej tożsamości, co pokazuje, jak głęboko kategoria tożsamości płciowej zakorzeniona jest w naszym sposobie myślenia.

Poza tym wszystkim Argonauci to także opowieść o intymności, o byciu w związku z osobą niebinarną, która wymyka się określeniom i etykietkom, która skłania do kwestionowania, i o tym, że kwestionowanie może być przygodą, a nie zagrożeniem. To opowieść o macierzyństwie, doświadczaniu ciąży, o byciu córką, o seksie i o małżeństwie. Książka przypadnie do gustu wielbicielom prozy Ingi Iwasiów czy wczesnej Manueli Gretkowskiej (zdecydowanie przywodziła mi na myśl takie tytuły jak Tarot paryski czy My zdies’ emigranty). Argonauci skłaniają do wielokrotnej lektury, powracania do różnych fragmentów, nieustannego podważania własnych przeświadczeń i stanowią przygodę poznawczą. Książka nie jest wolna od wad, ale w pierwszej kolejności cała jest wyznaniem miłości: do Harry’ego, ich dzieci, rodziny, do siebie samej i swojej pracy. I wspaniale czyta się Argonautów jako list miłosny.

Autorka: Maggie Nelson

Tytuł: Argonauci

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Wydawnictwo: Czarne

Liczba stron: 200

Data wydania: 10.06.2020

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *