Hucułka i ptasior – Halina Poświatowska i Jerzy Kosiński

kosinski1991Przy pierwszym skojarzeniu nazwisk pojawia się myśl – to niemożliwe, żeby się spotkali. Wydają się być jakby z innych światów, a nawet epok. A jednak… Halina Poświatowska i Jerzy Kosiński spotkali się latem 1960 roku w Nowym Jorku, najprawdopodobniej  w Polskim Instytucie Naukowym lub w Fundacji Kościuszkowskiej. Spotkanie to było tak ważne, a emocje, które wywołało – tak duże i intensywne, że musieli to opisać. Bo cóż innego mogą zrobić pisarz i pisarka? Przelanie myśli, doświadczeń na papier to jak przejście przez to jeszcze raz… Może też – przyjrzenie się temu? A może po prostu stworzenie własnej wersji, widzianej przez pryzmat swojego serca i uwierzenie w nią, uznanie za prawdę – swoją prawdę?

Zanim wpadną na siebie (tak jakby polska poetka z polskim pisarzem mogli spotkać się tylko w tak odległym geograficznie i mentalnie od ojczyzny kraju), żyją, tworzą, walczą i boją się. Bo na pewno lęk jest ich nieodłącznym towarzyszem. Jego nawiedza strach przed przeszłością, żeby nie wróciła, nie wypłynęła na powierzchnię; ją – przed przyszłością, czy w ogóle będzie. Gdyby nie Ameryka więc, nie byłoby Niebieskiego ptaka ani epizodu z huculska poetką w Pustelniku z 69 ulicy.

Los bowiem układa koleje życia niczym domino – kostka za kostką powołuje do zaistnienia kolejne wydarzenia tak, by potem niczym puzzle ułożyć je w całość. Wszystko jak w jakiejś niewinnej zabawie, grze. Bo życie to gra, w której oboje świadomie uczestniczą, biorąc kolejne kroki, podejmując decyzje o następnym ruchu. Ich losy plotą się niemal równorzędnie. Co ciekawe – są do siebie bardzo podobne. Tak jakby nurty ich życia płynęły równolegle, choć w znacznej odległości i napotykając inne przeciwności.

Oboje rodzą się przed wybuchem II wojny światowej – ona 9 maja 1935 roku (choć w akcie urodzenia i księdze parafialnej z powodu pomyłki istnieje data 9 lipca), a on 14 czerwca 1933, mając zupełnie inne imiona i nazwiska niż w momencie śmierci. Halina była Heleną Mygą, a Jerzy – Józefem Lewinkopfem. W obu przypadkach ta późniejsza zmiana uwarunkowana jest zupełnie czymś innym. Poświatowska po prostu wychodzi za mąż. Zmianie imienia winny jest natomiast ksiądz, który chrzcząc ją – twierdzi, że nie może nadać jej imienia Halina, gdyż nie ma takiej świętej i właśnie dlatego w dokumentach widnieje jako Helena. Jednak cała rodzina zawsze nazywa ją Haliną i to imię zmienia już jako dorosła osoba na oficjalne. Dla Kosińskiego natomiast jest to kwestia życia i śmierci. Jako Żyd w czasie wojny nie ma szans na przeżycie, stąd właśnie przyjęcie polskiej tożsamości.

Kluczowym momentem ich życia jest na pewno dzieciństwo, które w obu przypadkach przesądza o ich późniejszym losie.  Poświatowska i Kosiński swoje najwcześniejsze lata spędzają podczas wojny i wtedy przede wszystkim kształtuje się ich charakter. Oboje zapewne niejeden raz muszą się chować w schronach, słyszą wybuchy bomb, widzą walki.
Niezwykle  łączą ich losy także relacje z matkami. Mają one dla nich ogromne znaczenie, są niczym koła ratunkowe w morzu okrucieństwa. Stanisława Myga z córką tworzą swego rodzaju związek oparty na bliskości, której nie da się opisać. Matka dla niej całym światem – dosłownie i w przenośni. Opowiada mu o nim, czyta, łączy z nim.
Kosińskiego z matką jednoczy przede wszystkim niesamowite podobieństwo, wygląd, który w tamtym czasie często daje śmierć: orli nos, śniada cera, czarne oczy i włosy. Elżbieta Lewinkopf dba o to, by syn nie rzucał się w oczy wrogowi, ale również by miał w miarę normalne dzieciństwo. Łączy ich również cicha tajemnica, kłamstwo nigdy niewypowiedziane na głos. Kłamstwo, w które chyba oboje mocno wierzą. Fakt zmiany tożsamości (nazwiska, sposobu życia –  jak na przykład przyjęcie komunii) jest czymś normalnym w odniesieniu do tych strasznych dni, ale to jedyne ich wspólne kłamstwo. Nawet bowiem po wielu latach, gdy Kosińska przyjeżdża odwiedzić syna w Stanach Zjednoczonych, zupełnie naturalnie i spokojnie, bez mrugnięcia okiem reaguje na opowieści syna dotyczące czasów wojennych. Wspomnienia wydarzeń,  które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca (jedynie podczas spotkań ze znajomymi, którzy wpatrzeni w pisarza z Polski wysłuchują tych historii). Kosińska  traktuje je jako prawdę. Prawdę, którą stwarza dla niej, siebie i innych jej syn.

Dzieli ich zaś  przede wszystkim zaś stosunek do wojennych wspomnień – Poświatowska nie wraca do tych czasów, Kosiński sfabrykuje je, pozmienia, ubarwi, a potem opisze w „Malowanym ptaku”. Jego wojenne kłamstwo stanie się potem dla niego przepustką do świata amerykańskich intelektualistów.

Do Ameryki przybywają także z zupełnie innych powodów. Dla niej to dosłownie podróż życia. Przede wszystkim dlatego, iż czeka ja tam operacja serca, która ma ja uzdrowić. Na temat powodów i sposobu jego pojawienia się na kontynencie krąży wiele opowieści. Pierwsza to historia o fikcyjnym stypendium i wymyślonych przez niego trzech profesorach akademii, którzy piszą mu rekomendacje. To ma stanowić podstawę dla Urzędu Bezpieczeństwa do wydania paszportu turystycznego. Faktem jest jednak to, iż Kosiński, miedzy innymi dzięki zaangażowaniu swoich promotorów we współpracę  z  Fundacją Forda, otrzymuje stypendium Uniwersytetu Columbia. Przeszkodą jest tu jednak nie Urząd Bezpieczeństwa, a wiele dokumentów wymaganych przez rząd amerykański. Kosiński bowiem musi udowodnić, że będzie miał z czego żyć za oceanem. Tu z pomocą przychodzi brat ojca – Paul Lewinkoff, obywatel amerykański od 1928 roku, który deponuje potrzebną sumę dolarów na koncie bratanka. W ten oto sposób pisarz dociera do wymarzonego przez siebie miejsca. Jemu także, podobnie jak Poswiatowskiej, trudności sprawia język. Do dziś zachowały się dokumenty z błędami, które wypełnia zaraz po przyjeździe – mai zamiast may, czy oncle  w miejscu uncle. Podobno (bo w historii Kosińskiego wiele informacji powinno kończyć się znakiem zapytania) do Ameryki dociera z dwoma dolarami i osiemdziesięcioma centami (cóż za dokładność!) w kieszeni.

poswiatowskaIch spotkanie nastąpi w czasie, gdy Halina chodzi na zajęcia na Uniwersytet Columbia i mieszka w tanim hoteliku koło rzeki Hudson. Razem spacerują, zwiedzają muzea. Jak łatwo się domyśleć na początku łączy ich wspólnota bycia wśród obcych, wspólnota języka i kultury. I to właśnie te tematy przede wszystkim poruszają w rozmowach. Oboje jednak zrobią na sobie ogromne wrażenie, czego dowodem są dwa teksty: Niebieski ptak oraz Pustelnik z 69 ulicy Kosińskiego. Dwie opowieści przedstawiające wydarzenia z zupełnie przeciwległych sobie punktów widzenia i w oczywisty sposób przez każdego z autorów odpowiednie podkoloryzowane. Stanowią też swego rodzaju korespondencję między pisarzami z (wydawałoby się) dwóch zupełnie innych światów.

Niebieski ptak powstał najprawdopodobniej kilka tygodni przed tym, jak Poświatowska przeczytała Malowanego ptaka. Z anglojęzyczną wersją książki zapoznaje się podczas pobytu na stypendium we Francji, czyli po spotkaniu z Kosińskim. Opowiadanie zaś, co ciekawe,  pisze wcześniej. Wydaje się więc, że jest to jej reakcja no to, co spotkało ją w relacji – wyrzucenie obrazu, który pozostawił po sobie Kosiński.  Tuż przed wyjazdem do Paryża przesyła swojej przyjaciółce Caroline Karpinski list, w którym wyjaśnia: Próbuję być wierna faktom i w żadnym wypadki nie chciałam go oczerniać. Potem jednak jeszcze dodaje: mała vendetta za to, co on napisał o Polsce. Prawdopodobne jest więc, iż opowiadanie to pisze pod wpływem plotek na temat negatywnego stosunku autora do ojczyzny (nie zna bowiem dobrze treści książki, może się jej jedynie domyślać), ale i swoich wrażeń ze wspólnych chwil.
Nie tylko zresztą w liście pisanym do przyjaciółki widać  jej  niechęć do pisarza. W kilku można przeczytać, jak sugeruje też to, co do dziś budzi emocje wśród czytelników Kosińskiego, czyli jego nieznajomość języka angielskiego oraz wynajmowanie redaktorów: Podejrzewam go o jakieś nieczyste machinacje. Jak wiesz, nauka języków obcych nie szła mu szybko, a pięć lat z pewnością nie wystarczy. No i wyobraź sobie, że K siedzi i pisze. Podejrzewam, że zapłacił komuś, żeby opracował jego notatki, że opłacił wydawcę i krytyka.
Wydaje się, że zna go na tyle dobrze, iż może pozwolić sobie na taką ocenę i podejrzenia wobec jego pisarstwa. Na ile są one jednak wywołane samym faktem braku sympatii do pisarza, a na ile po prostu niezbyt dobrym wspomnieniem spotkania w Ameryce? A może chęcią zemsty? Tego nigdy się nie dowiemy. Pozostał nam jedynie obraz Kosińskiego zapisany w opowiadaniu. Obraz wzbudzający i litość, i niechęć, czyli portret malowany przez Poświatowską.
Pisarz jest bowiem przedstawiony jako cynik i dziwak. Traktuje poetkę jedynie jako przedmiot swojej fotografii, element krajobrazu uwiecznionego na zdjęciu, obiekt artystyczny. Każe jej więc poprawiać urodę (usta mogłabyś trochę poszerzyć, masz szminkę, wspaniale, obrysuj je grubszym konturem), zachowywać się odpowiednio (i musisz lizać wargi, żeby błyszczały). Uprzedmiotawia każdego, zakochany tylko w sobie, swoim pięknym ciele. Jest ułomny nie tylko psychicznie, ale i fizycznie – nie potrafi kochać, a jedynie zaspokaja swoje bogate klientki, które mdleją z rozkoszy. Jego penis bowiem w dzieciństwie został okaleczony przez chłopkę, która wkładała do niego różnej wielkości patyczki. On jednak rozrósł się do niebotycznych rozmiarów i pozwala pisarzowi żyć z tego typu usług. Ta historia, włożona w usta Kosińskiego, wydaje się być swego rodzaju kpiarstwem. Czyż nie jest takim literackim mrugnięciem okiem do wszystkich tych, którzy niejednokrotnie słyszeli barwne opowieści pisarza na temat swoich seksualnych podbojów i niesamowitych umiejętności seksualnych?  Ta opowieść samego Kosińskiego wzięła się podobno z fascynacji pisarza pewnym fryzjerem, który miał metr pięćdziesiąt wzrostu, ale penis zwisał mu do kolan, czego Jerzy bardzo mu zazdrości.

A jak poetka przedstawia siebie?  Jest tutaj niema i bierna. Potrafi tylko czekać, wypatrywać. Godzi się tez na bycie obiektem, przedmiotem – ustawia się do zdjęć, pozuje, wydyma usta. Mam twarz dobrą do korowych zdjęć. Moje włosy błyszczą rudawo – płukanka kupiona w tanim składzie perfumeryjnym nie była najlepszej jakości, zabarwiła mi skórę na skroniach – ciemne brwi i czerwone usta (…) Sukienka: czerwono – zielone pasy, głębokie wycięcie (…) halka nieprzyjemnie sztywna, pantofle na bardzo wysokich obcasach. Te fotografie, upamiętniające tamte spotkania, wykonane przez Kosińskiego, można obejrzeć w wielu książkach poświęconych poetce. Spogląda z nich  zamyślona, piękna dziewczyna. – taka, jaka została też uwieczniona w opowiadaniu.

Zupełnie inaczej ten związek przedstawia Kosiński.  W Pustelniku z 69 ulicy z 1988 roku (ponad 20 lat po śmierci pisarki) daje jej imię i nazwisko Heleny Powskiej, sobie – analogicznie – Kosky.  Ona nazywa go tam niebieskim ptaszkiem, co jest bardzo trafnym nawiązaniem do tytułu opowiadania. Powska jest huculską (Huculszczyzna to kryptonim Polski) poetką chorą na serce. Nie jest już tak bierna, czy można wręcz rzec – nijaka. Kosiński ukazuje ją w zupełnie inny sposób –  może to on tym razem bawi się jej autokreacją, kpi z niej i tworzy charakter tak podobny do innych kobiet uwiecznionych przez niego w książkach? Powska rzuca więc słuchawką przy pierwszej rozmowie z nim, nazywając go huculskim renegatem. On jednak się nie poddaje, prawi komplementy, uwodzi i idą do hotelu. Tym razem to poetka jest pełna erotyzmu, spragniona seksu, a Kosky krępuje się cokolwiek uczynić, mając na uwadze wielką maszynę stojącą w pokoju i kontrolującą jej serce. Pierdol mnie, ty głupi pierdoło – śmieje mu się w twarz (…) – Pierdol poetkę, która seks nazywa miłością, a także zmysłowością, która mówi o seksie jako o miłości prokreacji, i oczywiście kreacji, a także seksie jako łóżku, o kochaniu się, a także – wybacz, panie, że rzucam ci to prosto w twarz – o pierdoleniu.
Kosiński pokazuje więc zupełnie inną twarz Poświatowskiej. Role odwracają się.  Dochodzi do zbliżenia, w którym to Powska jest  dominująca. Może chce  w ten sposób  zdeszyfrować stereotyp, jaki nakreśliła sama sobie w Niebieskim ptaku? Tym razem to mężczyzna jest na jej usługach.  To ona po powrocie do ojczyzny publikuje opowiadanie na jego temat. Kosky komentuje: „Niebieski ptak” boli. Zieje nienawiścią. Manipuluje prawdą. Kłamie. Ale jest tez napisany ze złością, tą cudowną siłą twórczą (…) To ostatnie zdanie zdaje się być bardzo prawdziwym podsumowaniem tej relacji literackiej. Interesujące jest też, że sam Kosiński przedstawia siebie również w odmiennym świetle – jest nieszczęśliwym kochankiem, najpierw urażonym opowiadaniem, a potem pragnącym kontaktu. Ostatecznie dowiaduje się, że Powska nie żyje. Nie pozostaje mu nic innego jak czytać jej opowiadane od nowa i jeszcze raz.

Dwa zupełnie inne obrazy tego samego spotkania, dwie różne wrażliwości, Oczywiście, że każdy czytelnik postawi pytanie – kto miał rację, kto napisał prawdę? Biograf pisarza – J. P. Sloan staje po stronie  Poświatowskiej, jej wersja jest  według niego  bardziej realistyczna, jego zaś  to rzeczywistość doświadczonego serca. Nie ma wątpliwość co do tego, iż poetka rozlicza się ze znajomością z Kosińskim dosyć ostro i ostatecznie. Pisze tekst, przerywa kontakt. Zupełnie pomija tę relację i to spotkanie w Opowieści dla przyjaciela – tekście, który wydaje się być spowiedzią jej życia. Nie znajdziemy tam nawet najmniejszej wzmianki dotyczącej pisarza, czy choćby złości na niego i jego stosunek do Polski (o czym wspomina w listach). Ameryka w Opowieści  jest Ameryką bez Kosińskiego. On wspomina ją jeszcze wielokrotnie – w wywiadach, we wstępie do drugiego wydania Malowanego ptaka.  U pisarza więc można zobaczyć nieukrywaną fascynację poetką. U Poświatowskiej zaś złość na kogoś, kto według niej obraża Polskę. Jednak korespondencja literacka między tymi pisarzami pokazuje, że oboje są mistrzami w budowaniu własnych legend, w autokreacji i zmylaniu czytelnika.

To zmylanie właśnie jest kolejnym punktem wspólnym dla nich. Oboje świetnie stworzyli swoje własne legendy, kreując odczytywanie swoich biografii i swoich tekstów. Swego rodzaju oszukiwanie rzeczywistości stało się przepustką do literatury, a w przypadku Kosińskiego można powiedzieć, że to kłamstwo wręcz daje mu szansę wejścia w świat w ogóle.  Często powtarza swoje motto życiowe: larvatus prodeo – chodzę w przebraniu. To wydaje się więc kluczem do zrozumienia całej jego twórczości, życia i kroku ostatecznego, do którego doprowadzi go to kłamstwo właśnie.
A Poświatowska? Ona też plącze się w tworzonej przez siebie kreacji. Podobnie jak Kosiński, choć w inny sposób, wpada w pułapkę. Pułapkę,  która z niego uczyni oszusta i wyuzdanego seksualnie manipulanta, a z niej chorą na serce, wrażliwą poetkę miłości. Jej teksty, tak jak u Kosińskiego, są bardzo autobiograficzne i raczej nie pozostawiają wątpliwości, że ich narratorką jest poetka. Nie ma opowiadania bez opisu własnych doświadczeń lub choćby pragnienia ich zrealizowania na kartach papieru. Najczęściej jednak ta autokrecaja – oszukanie rzeczywistości i ucieczka przed chorobą –  zamknięta jest w granicach mężczyzny i miłości. Najlepiej miłości nieszczęśliwej. I kolejny raz każdy z bohaterów życia ma swój odpowiednik w literaturze. Mężczyźni wypełniają każdy skrawek jej codzienności, niczym koła ratunkowe przed widmem czekającej na nią śmierci.

A jednak się spotkali. Na krótko, na chwilę. Dwoje  zagubionych w rzeczywistości ludzi. Czy można mieć im za złe, że chcieli żyć inaczej? I dla Poświatowskiej, i dla Kosińskiego fakt był tylko pretekstem do opowieści obudowanej i opatulonej fikcją, dopowiedzeniami, kolorem. Bo życie jest przecież takie szare, na każdego czeka śmierć. Poswiatowska więc chroni się w fikcyjnej miłości, w spojrzeniach mężczyzn, bo to dla niej znaczy: życie. Tak jak i seks, pasja – one tez stoją w opozycji do śmierci. Tam właśnie trzeba było być, żeby istnieć, nie zniknąć. Kosiński uciekał natomiast przed tym małym Józefem Lewinkopfem, który nie może bawić się innymi dziećmi na podwórku i śpi w jednym łóżku z rodzicami. Ucieka do kobiet, do seksklubów, do amerykańskiej śmietanki towarzyskiej, do życia, które sam stworzył. Byle jak najdalej od polskiej biedy i szarości.
Inni, a jednak podobni. Stoją odwróceni do siebie plecami, patrzą w innym kierunku, ale czują się wzajemnie. Czują przez skórę swoich towarzyszy  – Tanatosa i Erosa.

Przy pisaniu korzystałam m.in z : H. Poświatowska Proza, tom III, Kraków 1998; Listy, Kraków 2002, J. Kosiński Pustelnik z 69 ulicy, tłum. R. Czarny, Warszawa 1993, G. Borkowska Rozważna i romantyczna. O Halinie Poświatowskiej, Kraków 2001, J.P. Sloan Jerzy Kosiński – biografia, Warszawa 1996
Zdjęcie Haliny Poświatowskiej wykonane przez Jerzego Kosińskiego. Źródło: http://martinwoolf.blogspot.com
Zdjęcie Jerzego Kosińskiego autorstwa Ryszarda Horovitza.

 Anna Godzińska

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *