Honor złodzieja – Douglas Hulick

Ujrzawszy tytuł „Honor złodzieja” i przeczytawszy skrótowy opis książki Douglasa Hulicka można w pierwszej chwili dojść do wniosku, że oto trzyma się w dłoni dzieło w rodzaju książek pisanych seryjnie przez Trudi Canavan. To wystarczy, by zniechęcić potencjalnego czytelnika, o ile nie jest on fanatycznym miłośnikiem jej prozy. Tymczasem nic bardziej błędnego. Ta powieść nie ma w sobie nic z przyciężkiego i zawiłego stylu tej autorki, choć traktuje o świecie w jakiś sposób podobnym do tego, który ona tworzy. Jest to jednak świat dużo bardziej autentyczny. Użycie narracji pierwszoosobowej pozwoliło autorowi zabarwić relację z krwawych wydarzeń humorem, złagodzić nieco ponurą wymowę opowiadanej historii i zdobyć sympatię czytelnika dla głównego bohatera – w końcu, było nie było, przestępcy.

Akcja powieści rozgrywa się w wielkim Imperium, rządzonym przez kolejne reinkarnacje pierwszego cesarza. Nikt nie wnika w to, jak to możliwe i na dobrą sprawę nikogo, poza politykami, nic to nie obchodzi. W świecie Drothe, w mieście Ildrekka, każdy pilnuje swoich spraw. On sam pracuje głównie na ulicy. Należy do jednej z organizacji tak zwanych Kamratów, czyli wszelkiej maści przestępców, w której każdy ma swoje miejsce i swoją, odpowiednio określaną przynależność „zawodową”. Jednym z takich „zawodów” jest uliczne szpiegostwo i handel wszelkiego rodzaju danymi. Drothe jest na wyższym szczeblu zawodowym i  zbiera informacje bezpośrednio dla samego szefa swego rewiru, dysponując przy tym pewną ilością własnych ludzi – drobnych szpicli, ochroniarzy i zabijaków. Jego rola nie polega jednak na bezmyślnym znoszeniu wszelkich plotek. Od tego są drobni pośrednicy, on natomiast musi z zalewu informacji wyłowić te, które są naprawdę istotne, połączyć je w jeden łańcuch i – co jest najtrudniejsze – sprawdzić, dokąd on prowadzi. Czasem udaje mu się w ten sposób dotrzeć do czegoś, czym można zahandlować na własną rękę, częściej jednak są to informacje przydatne jego szefowi. Jednak pewnego dnia jeden z wyselekcjonowanych tropów naprowadza Drothe na ślad czegoś, co może zatrząść w posadach całym Imperium. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności powoduje, że w krótkim czasie uliczny szpieg traci zaufanie swego szefa, a na jego życie zaczynają nastawać ludzie tak potężni, że wydaje się niemożliwe, by w jakikolwiek sposób mógł się im przeciwstawić. Od tej pory jest już tylko gorzej. Ścigany przez dawnych towarzyszy, imperialną straż oraz ludzi, których nawet nie umie zidentyfikować, zdradzany przez byłych współpracowników ma tylko jeden atut i to taki, którego lepiej nie ujawniać. W końcu okazuje się, że może liczyć jedynie na tych, których nigdy nie brał pod uwagę jako potencjalnych sprzymierzeńców w sytuacji podbramkowej: na swego przybocznego najemnika, na kapryśnego specjalistę od magii oraz siostrę, której zawadza w planach życiowych i która do tej pory kilkakrotnie próbowała go zabić..

Z treści książki wyraźnie przebija zafascynowanie autora książkami o przestępczości zorganizowanej – mafii w rodzaju tej opisanej w „Ojcu chrzestnym” Puzo, tylko prawdziwszej, bardziej krwawej i bezlitosnej, gdzie nikt nikomu nie ufa i wystarczy cień podejrzenia, by skończyć jak najgorzej. Wspaniale skonstruowane są postacie dwóch występujących w książce „ojców chrzestnych” – chłodnego, rozważnego Kellsa i paranoicznego Nicco o sadystycznych zapędach i miernej inteligencji. To, że  realia książki są nie współczesne, a średniowieczne, nie ma znaczenia, bo takie organizacje są dużo starsze od camorry i zawiązywały się wszędzie tam, gdzie istniał przestępczy półświatek. Co ciekawe, autor w użytym nazewnictwie wykorzystywał przeważnie autentyczne określenia przedstawicieli poszczególnych przestępczych specjalizacji, używane w dawniejszych wiekach na terenie Wielkiej Brytanii. Niektóre oczywiście ukuł sam, ale jest ich niewiele. Przyprawienie opisanej historii magią nie przyniosło uszczerbku ogólnemu wrażeniu autentyczności, jakie ma się, czytając tę książkę. Również kontekst religijny jak najbardziej tam pasuje – w średniowieczu brak religijności był ewenementem i autor bardzo dobrze wpisał tę cechę w sposób myślenia stworzonych przez siebie bohaterów.

Powieść czyta się wspaniale. Ma wartką akcję, lekki styl i nie przesadzoną warstwę opisową, może za wyjątkiem scen pojedynków, które wydają się być nieco rozwlekłe. Można to jednak wybaczyć, gdyż nie jest ich dużo – bodajże trzy na całą książkę – i dobrze służą budowaniu napięcia. Nie mogę niestety odnieść się do estetyki wydania, gdyż zamiast egzemplarza recenzenckiego otrzymałam tzw. „szczotkę redakcyjną”. Jednak ze względu na samą treść warto tę książkę kupić, co też zrobię, gdy tylko pojawi się w oficjalnej sprzedaży.

Luiza „Eviva” Dobrzyńska

Ocena: 5/5

Tytuł: „Honor złodzieja”

Autor: Douglas Hulick

Wydawnictwo: Literackie

Planowana data wydania: marzec 2012

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *