Honor Patrycjusza – Anthony Riches

5702Przeżywamy obecnie nawrót swoistej mody na starożytny Rzym i cały świat antyczny. Nic w tym dziwnego, bo historia starożytna jest tym dla nas ciekawsza, im mniej o niej wiemy. Daje to niezwykłe pole dla wyobraźni i fantazji. Bijące rekordy popularności seriale, takie jak „Rzym” czy „Spartacus„, mimo małej wartości edukacyjnej, są tego dowodem.

 Krwawy świat starożytnego Rzymu fascynuje i przeraża. Kultura Imperium romanum, stanowiąca zadziwiające pomieszanie zdobyczy cywilizacji i jednoczesnego barbarzyństwa zwyczajowego, stanowi prawdziwy skarbiec tematów na filmy i powieści. Chyba o żadnej innej epoce nie powstało tyle beletrystycznych książek, tyle filmów i seriali. Jedną ze współczesnych książek, wykorzystujących ich świat, jest „Honor patrycjusza„, pióra Anthony Richesa.

 Czasy cesarza Kommodusa. Trwają starcia rzymskich legionów z „dzikimi” Brytami. Jednym z nowych oficerów, przysłanych na Wyspy Brytyjskie, jest Marcus Valerius Aquila, pretorianin. Od razu po przyjeździe zostaje wciągnięty w walkę między oddziałem Brytów a rzymskim legionem, w którym to starciu ma okazję wykazać się męstwem i niepospolitymi umiejętnościami. Zaskarbia sobie tym samym życzliwą uwagę dowódcy legionu, Tiberiusa Rufiusa, który zabiera go do gospody swego przyjaciela i upija do nieprzytomności.

 Przebudzenie jest bardzo przykre. Rufius zniknął, a Marcus zostaje aresztowany przez zołnierzy Legata Sollemnisa. Okazuje się, że ojciec młodego pretorianina został oskarżony o spisek, mający na celu zamordowanie cesarza.

 Marcusowi udaje się uciec. Od śmierci z rąk wysłanych za nim legionistów ratuje go Rufius i Bryt Dubnus. Jest on dowódcą Tungrów, pozornie współpracujących z okupantami, w rzeczywistości jednak broniących swego plemienia przed atakami innych klanów. Z ust Rufiusa młodzieniec dowiaduje się o okrutnym losie swego ojca i całej rodziny. Teraz jedynie on jest spadkobiercą krwi i nazwiska, które musi oczyścić z hańby. Nie ma już rodziny ani majątku, ale pozostała mu zemsta i postanawia jej dokonać. Do tego jednak daleka droga. Najpierw musi przeżyć. Dubnus zabiera go pod zmienionym nazwiskiem do swego oddziału jako nowego rekruta. Lecz na miejscu okazuje się, że młody Rzymianin ma być kimś wiecej niż zwykłym żołnierzem, a wszystko, co do tej pory znał, może być inne niż sobie wyobraża…

 Anthony Riches twierdzi, że starał się dbać w swej książce o zachowanie realiów opisywanej epoki, i jest w tym o wiele staranniejszy niż wielu innych autorów. Może się i starał, ale mimo to ma pewne wpadki – można mu wytknąć, że w czasach rzymskich kobiety nie bywały lekarzami, nawet w kulturach, w których ich pozycja społeczna była wyższa niż w Imperium Romanum. Gdyby któraś matrona zechciała się parać tym zawodem, źle by skończyła. Wątpliwe też jest, by nawet lekarz-mężczyzna nosił coś, co można by nazwać „fartuchem lekarskim”, podobnie jak kobiety nie ubierały się w tunikę, a w peplum. Również żądanie od legionistów, by zwracali się do centuriona, używając formy „Sir” brzmi po prostu śmiesznie, jak sławetna fraza „Good morning, Petronius!” z hollywoodzkiej ekranizacji „Quo Vadis”. A już nie do wybaczenia jest zdanie „Właśnie zarobiliście na swoją kukurydzę”, jako że ta roślina (w stanie dzikim i jako uprawna) pochodzi z Ameryki Łacińskiej, i na pewno nie stanowiła dodatku do wyżywienia rzymskich legionistów w Brytanii. Nie jest rzeczą prawdopodobną, by w tamtych czasach była znana na terenie Europy. To tylko niektóre błędy, jest ich dużo więcej. Można wybaczyć pewne potknięcia Sienkiewiczowi w „Quo vadis?” gdyż ten pisarz nie dysponował takim dostępem do wiedzy na temat historii i obyczajów Wiecznego Miasta w epoce Cezarów, jaki ma dziś każdy internauta. Znacznie trudniej jest przymknąć na nie oko, gdy autorem książki jest ktoś, kto – jak zapewnia nota biograficzna – szczyci się tytułem profesora współczesnego uniwersytetu!

 To są niby drobiazgi, ale źle wpływają na wiarygodność autora. Szkoda, że ktoś nie zwrócił Richesowi na nie uwagi, gdy był jeszcze na to czas. Gdyby nie one, to można by śmiało powiedzieć, że „Honor patrycjusza” to najlepsza książka z czasów starorzymskich od czasu słynnej powieści „Ja, Klaudiusz„. Napisana jest gładkim, porywającym stylem, pozbawiona nudnych dłużyzn, a bohaterowie sprawiają wrażenie postaci z krwi i kości. Język, którymi się posługują, jest czasem mało elegancki, ale w końcu środowisko wojskowe nigdy nie wyrażało się zbyt wytwornie, tak że można to zaakceptować. Powieść czyta się znakomicie, jednym tchem. Radości z poznania jej nie mąci nasuwająca się krytyczna uwaga, że z powodzeniem można by ją nazwać „Jak mały Johnny wyobraża sobie legiony rzymskie„. Jest – jak na opowieść z czasów Imperium Romanum – zanadto amerykańska, a nawet można powiedzieć, ze jankeska. Jednak nie da się ukryć – tę powieść dobrze się czyta. Nie od rzeczy jest też fakt, że została ona pięknie wydana, na kremowym papierze zadrukowanym przy użyciu dużych, wyraźnych czcionek. książka Stanowi świetną lekturę, dzięki której można oderwać się nieco od spraw codziennych. Będzie też efektownie prezentować sie na półce lub w paczce z podarunkiem okolicznościowym.

Luiza „Eviva” Dobrzyńska

Tytuł: „Honor patrycjusza”

Autor: Anthony Riches

Cykl: Trylogia z dziejów antycznego Rzymu

Tom: 1

Rok wydania: 2012

Wydawnictwo: BELLONA

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *