Harper Lee „Idź, postaw wartownika”

Jeśli Jean Louise nie dostrzega kolorów, to ja jestem ślepa – pomyślałam po skończeniu „Idź, postaw wartownika”, ale po kolei…

okładka harper

„Idź, postaw wartownika” to druga odnaleziona po kilkudziesięciu latach książka Harper Lee. Pierwsza, „Zabić drozda”, to bodaj jedna z najsłynniejszych amerykańskich powieści (lektura obowiązkowa – dosłownie – Amerykanów), u nas nie tyle niedoceniana, ile wciąż niezbyt rozpowszechniona, jednak nie wątpię, że w Polsce również są czytelnicy, którzy uważają ją za beletrystyczną biblię – tak jak ja.

Właśnie do was, drodzy miłośnicy twórczości Harper Lee, zwracam się w pierwszej kolejności, ponieważ chcę was ostrzec przed odłożeniem książki po przeczytaniu pierwszych stron. Język powieści jest początkowo nieskomplikowany, dialogi, cóż – płytkie, a gdy pojawia się informacja o bohaterach znanych nam z „Zabić drozda”, na nic nasza wzmożona uwaga, ponieważ fakty podawane są w lakoniczny sposób, jakby autorka – kolokwialnie mówiąc – miała gdzieś nas, czytelników. A przecież narratorką nie jest już, jak w przypadku „Zabić Drozda”, mała dziewczynka, narrator jest trzecioosobowy, wszechwiedzący, główna bohaterka zaś to już nie Skaut, a Jean Louise – dorosła dziewczyna, która właśnie przyjechała z Nowego Jorku do Maycomb, aby odwiedzić swojego starego ojca. Dopiero po przeczytaniu całej powieści uświadomiłam sobie, że sposób, w jaki Harper Lee buduje nastrój na pierwszych stronach książki, jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w głowie Jean Louise, jej beztroskę i dziecięcą naiwność.

Aby dobrze zrozumieć książkę „Idź, postaw wartownika”, należy uzmysłowić sobie dwie sprawy – miejsce i czas. Akcja powieści dzieje się w stanie Alabama, który należy do tak zwanego Pasa Biblijnego – jest to obszar na południu Stanów Zjednoczonych, znany ze swojego konserwatyzmu i religijności przejawiającej się głównie w dosłownym interpretowaniu Biblii1. Ponadto, lata pięćdziesiąte dwudziestego wieku to czas wielkich zmian – prężnie zaczyna działać powstały w 1909 roku ruch NAACP (Krajowe Stowarzyszenie Postępu Ludzi Kolorowych), w 1957 roku wchodzi ustawa o szkolnictwie zintegrowanym, dzięki której czarnoskóre dzieci mogą uczyć się w szkołach razem z białymi2. Jednocześnie Czarni walczą o nadanie im praw obywatelskich (ustawę podpisuje w 1964 roku prezydent Lyndon Johnson3). Lecz pomimo tych milowych kroków prawnych i upłynięcia prawie stu lat od zniesienia niewolnictwa Południe lat pięćdziesiątych (i to współczesne również – zachęcam do lektury książki Katarzyny Surmiak-Domańskiej „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość”) wciąż nie potrafi zmienić swojej mentalności.

atticus

W książce „Zabić drozda” główna akcja toczy się wokół sprawy Toma Robinsona – Afroamerykanina oskarżonego o gwałt na białej dziewczynce. Ojciec Jean Louise – Atticus Finch jako jedyny podejmuje się obrony Toma, ryzykując swoją karierę i reputację. W „Idź, postaw wartownika” również pojawia się motyw oskarżenia czarnoskórego – wnuczek Calpurnii (kobiety, która wychowała Jean Louise i jej brata), jadąc po pijanemu, śmiertelnie potrąca białego mężczyznę. I tym razem Atticus decyduje się wziąć sprawę w swoje ręce, jednak z zupełnie innych pobudek niż dwadzieścia lat wcześniej. Również Harper Lee postanawia iść całkiem inną drogą, pozostawiając czytelnikowi jedynie nikłą wskazówkę, że również pieszy był pijany w momencie wypadku, i nie rozstrzyga tej kwestii do końca. W zamian Lee wchodzi z czytelnikami w prawdziwą filozoficzną dysputę, której stronami są Jean Louise i Atticus Finch. Dla osób mających za sobą lekturę „Zabić drozda” postawienie tych bohaterów po dwóch          stronach barykady w dyskusji o równouprawnienie wydaje się niemożliwe, a jednak. Jean Louise wciąż patrzy na świat oczami Skauta, rozróżniając tylko dwa kolory – biały i czarny – i nie weryfikując swoich przekonań od czasów dzieciństwa. Jest to możliwe, ponieważ żyje w Nowym Jorku – wielkiej metropolii, w której każdy znajdzie dla siebie miejsce. W malutkim Maycomb, gdzieś w Alabamie, aby znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie trzeba walczyć, a walka jest tym trudniejsza, im częściej górę biorą stereotypy i przywiązanie do źle rozumianej tradycji.

Mnie też przydałaby się warta. Ktoś, kto będzie mnie strzegł, prowadził i opowiadał
o wszystkim, co widzi, bez wytchnienia. Potrzebny mi wartownik, który powie: ten człowiek mówi to, ale ma na myśli tamto. Który nakreśli linię przez środek spraw i powie: tu jest taka sprawiedliwość, a tam inna. Który sprawi, że dostrzegę różnicę. Potrzebny mi wartownik, który będzie kroczył przede mną i głosił wszystkim prawdę: dwadzieścia sześć lat to zdecydowanie za długo, by czyimś kosztem ciągnąć ten sam żart, choćby nie wiem jak śmieszny.

Jean Louise musi zmierzyć się z bolesną prawdą o swoim ojcu – jednak czy w rzeczywistości jest ona tak straszna, czy to perspektywa ją taką czyni? Przewodnikiem dziewczyny staje się jej wuj, doktor Finch, dzięki niemu Skaut uświadamia sobie, że ona i ojciec nie są jednym umysłem, a Atticus ma prawo do własnych przekonań.

Gdy w końcu przypadkiem zobaczyłaś, że robi coś, co wydało ci się kompletnie niezgodne z jego sumieniem – z twoim sumieniem – dosłownie nie mogłaś tego znieść. Poczułaś się chora, fizycznie chora, a życie zmieniło się z w piekło na ziemi. Jednak musiałaś się zabić, a raczej on musiał cię zabić, abyś mogła zacząć funkcjonować jako odrębna jednostka.

Dyskusja, którą toczą Jean Louise i Atticus jest na najwyższym poziomie intelektualnym, ale jest to poziom abstrakcyjny, ponieważ przytaczane przez adwokata argumenty można, co najwyżej, rozstrzygać na poziomie filozoficznym, ale to znów tylko perspektywa, tym razem moja. Jednak czy tak fundamentalne sprawy jak prawa obywatelskie i równouprawnienie dla wszystkich ludzi możemy rozpatrywać za pomocą relatywizmu, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności i dobro większości, w tym przypadku białych?

Siłą tej książki jest jej ponadczasowość, to nie tak, że możemy powiedzieć, iż kwestia dyskryminacji, w takiej formie, jaką miała w latach pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych, nas nie dotyczy. Wystarczy, że z samych monologów Atticusa Fincha wyrzucimy słowo Murzyn (którego de facto starałam się nie używać w tekście świadomie) i zastąpimy je słowem Arab, a będziemy mieć piękną dyskusję o kondycji naszego społeczeństwa.

Na początku napisałam, że skoro Jean Louise nie rozróżnia kolorów, to ja jestem ślepa – w książce jest jeszcze jeden wątek, związany z narzeczonym dziewczyny (dla porządku dodam, że rasy białej). Pozostawiam go jednak waszej ocenie, dla mnie było to spore zaskoczenie, szczególnie po pięknej scenie ze sztucznymi piersiami, ale o tym już przeczytajcie sami.

1 Katarzyna Surmiak-Domańska „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość”, wyd. Czarne, s. 112.
2 Tamże, 187.
3 http://historia.newsweek.pl/usa-rasizm-prawa-obywatelskie-newsweek-pl,artykuly,342751,1.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *