Fragment powieści Cienie Nowego Orleanu Maciej Lewandowski patronat Szuflady

Maciej Lewandowski „Cienie Nowego Orleanu”
wyd. Uroboros
Premiera 27 lutego 2019 r.

– Do rzeczy, sierżancie Stuglik. – Legrasse zerknął z ukosa na przypatrującego się im posterunkowego, który blokował zejście do piwnicy. – Bez spiskowania. Wojna za nami, nowe porządki przed nami.

Polak odkaszlnął.

– Proszę o wybaczenie, panie lejtnant – rzucił bez cienia skruchy. – Chodzi tylko, że to na dole to… Cóż. Zdaje się, że siatka przemytnicza to nasz najmniejszy problem.

Sierżant odwrócił się do posterunkowego i skinieniem ręki nakazał odsunąć się od schodów. Legrasse ruszył za Polakiem, ostrożnie stąpając po rozklekotanych, drewnianych stopniach.
W piwnicy śmierdziało parszywym, zastanym powietrzem.

Ze zdziwieniem nie dostrzegł śladów bytności szczurów, zwyczajnej dla takich miejsc. Dotknął chłodnej ściany. Była sucha jak pieprz. Trafili do licho oświetlonego pomieszczenia będącego ni to korytarzem, ni to przedłużeniem klatki schodowej.

Na środku leżała przewrócona beczka i kilka połamanych zydli.
Obok, wyciągnięci na podłodze, właściciel asa pik w rękawie oraz jego niedoszły dłużnik, jeśli sądzić po rozsypanych dokoła pieniądzach. W powietrzu unosił się słodkawy zapach alkoholu oraz ludzkiego nieszczęścia. W rogu pomieszczenia stał kolejny mundurowy, wpatrujący się w przesłonięte brudną szmatą przejścia.

– Tu trzymali lokalne atrakcje – mruknął Polak, odsłaniając pierwszą kurtynę. Domyślając się, co za chwilę zobaczy, Legrasse zajrzał za spłowiałe prześcieradło. Wewnątrz, w niewielkiej piwnicznej celi, na poplamionym materacu siedziała młoda czarnoskóra dziewczyna. Wielkimi z przerażenia oczami spojrzała na policjanta i bezwiednie opuściła koc, odsłaniając nagie ciało. Westchnął ciężko, cofając się do przedsionka.

Spojrzał pytająco na sierżanta, ale ten tylko pokręcił głową.
– Znaleźliśmy trzy. – Polak stracił formalny, nieustępliwy ton. Nie było tajemnicą, że sierżant Stuglik miał miękkie serce dla pracujących dziewczyn. – Wszystkie są tu na dole. Jak przyjedzie kolejny wóz, to je przeniosę. Nie chciałem ich na bruk od razu wyciągać…
– I o to to zamieszanie?
– Nie. – Policjant wskazał czwarte przejście, jedyne przesłonięte prowizorycznymi drzwiami, teraz wyważonymi. – Tam jest czwarta, szefie. I o nią całe to zamieszanie.

Legrasse bez słowa przeszedł przez próg. Pokonał krótki korytarz, mijając trzeciego policjanta trzymającego wartę przed zamkniętymi drzwiami. Posterunkowy zasalutował z malującą się na twarzy ulgą i przemknął wąskim przejściem ku głównemu rozwidleniu. Porucznik pełen najgorszych przeczuć pchnął cherlawe drzwi, które natychmiast cofnęły się z cichym skrzypnięciem.

Piwniczne zapachy ustąpiły miejsca kręcącym w nosie nutom chemicznym. Podobnie śmierdziały sale prosektorium, dezynfekowanego lizolem.

Pomieszczenie, do którego weszli, było większe, przestronniejsze i lepiej oświetlone. Próżno jednak było szukać tu czegoś, co pozwoliłoby uciec wzrokiem od zawieszonego w centralnym punkcie makabrycznie okaleczonego ciała. Pokrwawiona postać tkwiła pomiędzy świecami, wbijając puste oczodoły w porucznika.

Legrasse odruchowo cofnął się o krok, opierając o brudną ścianę. Sierżant stanął tuż za nim, zamknął drzwi. Komisarz potrzebował chwili, aby uspokoić rozszalałe nieoczekiwanym koszmarem zmysły. Sięgnął po zegarek, z ulgą witając chłodny, analityczny spokój, który na niego spłynął, gdy dorachował do piątego cyknięcia sekundnika. Porucznik podrapał szorstki policzek i ponownie przyjrzał się upiornej konstrukcji.

Drewniane rusztowanie otaczały wielkie skupiska na wpół wypalonych świec, wyrastających ze szczytów woskowych kopców. Pomiędzy masywnymi ramionami trójnogu zwisało nagie, kobiece ciało. Twarz skrywała zatknięta na głowę naga czaszka jelenia, poryta nieczytelnymi, zatartymi symbolami.

Legrasse poczuł nieprzyjemne zgrzytnięcie dawno zapomnianych myśli. Coś, co zepchnął w głąb podświadomości, nagle zaczęło przypominać o swojej obecności. Spojrzał raz jeszcze na koślawe, prymitywne symbole wyryte na starej kości. Zębatki myśli ponownie przeskoczyły, z wolna wprawiając w ruch cały mechanizm.
Zmusił się, aby nie patrzeć na zamęczoną kobietę. Wiedział, że nie mógł już jej pomóc inaczej, niż znajdując oprawców.

Skupił uwagę na otoczeniu, usiłując zbadać kontekst tej śmierci. W końcu dostrzegł to, co skrywało się za przesłoną oczywistości. Dostrzegł porządek oraz konsekwencję rozstawienia łojowych świec, otaczających ludzką ofiarę. Geomancką figurę rombu o przedłużonym górnym wierzchołku.

Figurę męskiej seksualności, wojny, gniewu oraz Samaela.
W cieniu wielkiej, na wpół stopionej łojowej świecy dostrzegł niewielką, kamienną płaskorzeźbę zapomnianego boga, starszego niż piekło oraz niebo. Spośród wieńca prymitywnych znaków spoglądał na policjanta spowity mackami pan snów oraz kosmicznej pustki.

Legrasse przymknął na moment oczy. Czuł zalęgający na barkach ciężar. Odwrócił się do sierżanta, kręcącego się ostrożnie po pomieszczeniu.
– Widziałem już takie symbole – mruknął ni to do siebie, ni do Stuglika.
Polak coś odpowiedział, ale porucznik go nie słuchał. Nerwowo zaciskając i rozprostowując palce prawej ręki, dusił w myślach terapeutyczną lalkę i przyglądał się udręczonej kobiecie.

Naga, wisiała rozpięta, przypominając krwawą banderę wojenną. Ramiona oraz nogi uwięzione w konopnych pętach podtrzymywały okaleczone ciało przed upadkiem. Legrasse przesunął się wzdłuż ściany, starając się objąć wzrokiem jak najwięcej.

Zwykła śmierć nie robiła na nim wrażenia. Dawno obłaskawił jej widmo. Na dnie wypełnionych deszczówką okopów widywał gorsze rzeczy. Mimo to skala bestialstwa wprawiła go w osłupienie. Co innego okrutna i zdehumanizowana wojna, a co innego sadystyczny mord. Ponownie spojrzał na oliwkową skórę, smukłe kształty i plątaninę ran.

Przysiągłby, że dostrzega pajęczynę bólu oplatającą ciało.

Nie wiedział, co bardziej szokowało: pokraczne nacięcia ciągnące się od stóp po nadgarstki, czy też wyrżnięty płat skóry z pleców. Przyjrzał się uważnie równym krawędziom. Ktoś, potwór, z chirurgiczną precyzją, wyciął kawałek ciała nieszczęśnicy. Zero pomyłki, zero drżącej dłoni – idealne, czyste cięcie.

Wzdłuż brzegu rany, po zewnętrznej stronie, ciągnęły się bolesne zaczerwienienia i bruzdy opuchlizny. Zmarszczył brwi, przygryzając dolną wargę. Rozejrzał się uważnie, szukał jakiejś podpowiedzi. Wbił wzrok w gliniany garniec oraz rzuconą obok chochlę. Czubkiem buta stuknął naczynie.
– Polewali ją wodą. Pewnie wrzątkiem – mruknął, ignorując pełne konsternacji spojrzenie sierżanta.
„Myśl!” – ponaglił sam siebie.

Odstąpił krok w tył, przyglądając się ciału poznaczonemu pajęczyną drobnych nacięć. Regularność wzoru nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości. Nie potrzeba było szkoły, by dostrzec imitację pisma. Skóra kobiety wyglądała niczym pergamin początkującego ucznia kaligrafii usiłującego wyćwiczyć diabelski alfabet.

– Wielokrotnie nadpisane. – Wskazał na cięcia nachodzące na siebie. – Gryzmolili po niej jak po kawałku papieru. Wołaj tu ekipę. I jeszcze jedno, sierżancie. – Spojrzał wymownie na Polaka. – Pod kluczem mam jednego Alzatczyka. Głowę daję, że przemytnik z krewniakami po obu stronach granicy. Twoja głowa w tym, abym zdążył z nim porozmawiać. Jeżeli trzeba, możesz pan obwarować komisariat.

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *