Final Cut Ladies & Gentelmen

indeksSzanowni Państwo! Panie, Panowie, przed wami – ostatnie cięcie wszech czasów. Archetypowa love story*, w której kochankowie przybierają twarze najznakomitszych gwiazd błyszczących na firmamencie kinematografii od jej zarania aż po dziś dzień. 

Ściślej mówiąc aż po rok 2012, kiedy to film miał swoją światową premierę. W Polsce pojawiał się na festiwalach filmowych, ostatnio zaś na Zoomie. Ze względu na skomplikowaną sytuację praw autorskich, produkcja nie wchodzi do kin jako odrębny komercyjny film, gości jednak na rozmaitych pokazach, przybierając funkcję edukacyjną.

O co tu jednak w ogóle chodzi? „Final Cut” jest czymś w rodzaju filmowej mozaiki, składającej się z powycinanych fragmentów innych produkcji i w efekcie dającej obraz uniwersalny. Zmontowany z przeszło 500 filmów z całego świata, staje się wszech fabułą. Romansem, dramatem, akcją, komedią, sci-fi w jednym. Postmodernistyczna uciecha kinomaniaków, tak zgrabnie i z przymrużeniem oka obnażająca schematyczność większości fabuł i kreacji filmowych. Jest to wszak jedna i ta sama historia, powtarzana w kółko od nowa, w której zmieniają się okoliczności, sposoby i realizatorzy opowieści, ale pozostają elementy stałe i niezmienne:

przyczynowa ciągłość i następstwo wydarzeń. Działania bohaterów znaczące dla toku akcji. Uśmiech. Spojrzenie. Nieśmiałe odwrócenie wzroku. Cofnijmy się do początku: poranek i sekwencja wstawania (jak wygodny sposób, by zacząć). Przedmioty znamienne dla rozwoju fabuły lub po prostu znaczące same w sobie: telefon, broń, zegarek, szpilki, napój (kawa/drink). Detale i miny. Walka (z rywalem). Konflikt wewnętrzny bohatera lub silne wzburzenie emocjonalne. Oczekiwanie. Rozwiązanie, czyli happy end lub bad end – „Final Cut” uwzględnia obie wersje wydarzeń, a czyni to wykorzystując, również popularne, powtórzenie zmontowanych razem scen (tu oczywiście scen uprzednio „rozmontowanych” i posklejanych od nowa z kilku różnych filmów).

final-cut-ladies-and-gentlemenAutorzy zapraszają zaprawionego widza do wspólnego figlowania – rozrywką samą sobie jest odgadywanie tytułów filmów, z których pochodzą ujęcia i poszczególne kreacje bohaterów stworzone przez znanych aktorów. Puszczają też oczko w kierunku widowni, wplatając w sielankowe sceny ujęcia żywcem wyciągnięte z produkcji, w których oryginalnie nie zwiastują absolutnie nic dobrego (np. w trakcie porannej toalety bohatera, na ekranie na ułamek sekundy pojawia się prysznic z „Psychozy” Hitchcocka lub mignięcia autostrady z „Lost Highway” Lyncha wmontowane w beztroską scenę podroży, zabarwionej radosnym tłem dźwiękowym). Zwróćmy także uwagę, że, mimo iż produkcja unaocznia mdłą schematyczność produkcji filmowych, sama pozostaje czymś nowym i ciekawym, zbudowanym ponadto w większości z klasyki kina. Czy może być coś piękniejszego niż obecność Marlona Brando, Jacka Nicholsona, Roberta de Niro, Grety Garbo, Marilyn Monroe, Zbigniewa Cybulskiego i wielu, wielu innych w jednym filmie?…*

* Tymi zdaniami afiszowano pokaz specjalny Final Cut Ladies & Gentelman na tegorocznym międzynarodowym festiwalu filmowym Zoom- Zbliżenia. Była to już 17 odsłona Zoomu, tradycyjnie odbywającego się na południu Polski, w malowniczej Jeleniej Górze. Festiwal poświęcony jest promocji i odkrywaniu kina niezależnego oraz kształtowaniu relacji i współpracy m.in. (ale nie tylko) pomiędzy Polską, Czechami, Słowacją i Węgrami.

Magdalena Karkiewicz
Ocena: 5/6

reżyseria: György Pálfi
scenariusz: Zsófia Ruttkay, György Pálfi
produkcja: Węgry
premiera: 4 luty 2012
tytuł oryginalny: Final Cut: Hölgyeim és Uraim

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *