Wielu ludzi śmieje się serdecznie przy lekturze tych felietonów i twierdzi, że autor opisał swych licznych bohaterów „tak wesoło i sympatycznie”. Zastanówmy się jednak, co mianowicie Wiech opisuje. Pijaństwo i towarzyszące mu rozróby, świat nędzy i prostactwa, w którym dźgnięcie kogoś nożem w bok czy walnięcie go deską po głowie, zdemolowanie mieszkania czy odmowa zapłacenia rachunku to „żart towarzyski”. W tym środowisku społecznym kobiety nie mają żadnych praw, są tak często bite przez mężów, a nawet narzeczonych, że same uważają to za coś normalnego. Ich światem jest kuchnia, podwórko i targ, chyba że zostają prostytutkami lub złodziejkami. Ich mężowie, synowie, bracia i narzeczeni nie znają innego sposobu rozstrzygania sporów niż ręczny, innej zabawy niż upicie się do nieprzytomności. Dowodem zaradności życiowej i mądrości jest oszukanie kogoś lub kradzież. Religijność przejawia się wyłącznie w stosunku do uroczystości takich jak chrzciny, ślub czy pogrzeb, ewentualnie większe święta, które zresztą i tak są wyłącznie pretekstem do wyżerki, schlania się i mordobicia. I to ma być wesołe? W jaki sposób?
Wiech potrafił złagodzić wymowę tego, co opisywał. Jego założeniem było nie tylko relacjonowanie przebiegu wydarzeń, ale też rozbawienie czytelników. Dlatego właśnie jego felietony cieszą ludzi, zamiast budzić grozę.
Warto je sobie przypomnieć, a właściwie – jeśli chodzi o większą część czytelników – po prostu poznać. Można się przekonać, że mentalność wielu znanych nam ludzi nie jest taką znowu nowością. Można też westchnąć nad skutecznością ówczesnej policji, której uprawnienia były znacznie szersze niż teraz, i nad przedwojennymi sądami, działającymi bez zbytecznego zadęcia, za to szybko i bezlitośnie wydającymi wyroki. Jak na dłoni widać też różnicę w traktowaniu kodeksu karnego. Przed wojną nie liczyła się na przykład wartość skradzionej rzeczy, tylko sam fakt dokonania czynu karalnego. Nie to było ważne, czy człowiek uderzony poniósł rzeczywisty uszczerbek na zdrowiu czy nie, ważne było, że ktoś podniósł na niego rękę i za to był karany (jeśli złożono skargę). Pewne zdziwienie dzisiejszego czytelnika może też budzić fakt, że można było dostać trzy dni bezwzględnego aresztu za kilka obelg, a jeśli były skierowane do policjanta – nawet miesiąc. Przy obecnym ogólnym „schamieniu” społeczeństwa brzmi to jak bajka o żelaznym wilku.
Mimo dość marnej oprawy są to książki warte swojej ceny ze względu na treść. Ogromna większość tych felietonów nigdy dotąd nie ukazała się w książce ani w żadnym powojennym czasopiśmie, a poza walorami rozrywkowymi stanowią one cenny materiał poznawczy dla ludzi, interesujących się ówczesnymi poglądami i zwyczajami.
Luiza „Eviva” Dobrzyńska
Tytuł: „Felietony przedwojenne”
Autor: Stefan Wiechecki
Ilość: dwanaście tomów, z czego siedem dotąd się ukazało, a pięć wciąż czeka na wydanie
Okładka: miękka
Wydawnictwo: Etiuda