Felieton o tym, jak napisać tekst, który zasmakuje niemal wszystkim

źródło www.aroma.ca
źródło: www.aroma.ca

Czy to będzie reklama, jeśli napiszę, że nigdzie i nigdy w życiu nie jadłam takich dobrych kanapek jak w Aromie? Fakt to jest. Bo ta kanapka z Aromy jest boska. Chleb, taki pieczony na miejscu, w wielkich piecach. Jeszcze ciepły, olbrzymi bochen. Trzeba wybrać, podjąć decyzję czy ten jaśniejszy, czy może ten ciemny. Ten jasny. Do tego avocado. Bardziej żółte albo z odcieniem zieleni. Świeże, ach, świeżutkie. Rozsmarowane jak masło. Dużo avocado. Taka ilość musi podkreślać smak łososia. Zatem mamy już chlebek, avocado, łososia cienki plaster. Później odrobina twarożku ze szczypiorkiem. Tak, żeby zasmarować rybę. Ogromny, ale niezbyt gruby plaster cebuli. Koniecznie doklejony do tego serka białego. Na cebulkę, niemal niewidoczny czosnek, ociupinka wtarta, tak, żeby nie przegiąć ze smakiem. Z wierzchu, od góry znowu pajda chleba. Taka świeża kromka z lekko zasmażonymi pomidorami suszonymi w środku i do tego malutkie kapary, niezbyt wiele, na podkreślenie absolutnego geniuszu jedzenia.

Do kanapki sałatka Halumi. Z solą z Morza Martwego. Biały ser Halumi pokrojony w drobniutką kosteczkę. Pomidor, ogóreczek. Również w kosteczkę. Świeża, niedawno zbierana cebulka. Biała, znowu czosnek. Nietypowo, bo pietruszka posiekana drobno, drobniuteńko, że prawie jej nie widać. Wszystko zalane sosem warzywnym z nutą jakby majonezu, hm, nie, raczej jogurtu jajecznego. Nie wiem, trochę nie pamiętam.

(Pamiętam smak. Bo tego się nie zapomina).

I jeszcze kawa Afuh, za inną podziękuję.

Ula Orlińska-Frymus

About the author
Ula Orlińska-Frymus
doktorantka US, ukonczyła szkołę dla emigrantów w Izraelu oraz podyplomowe studium nauki o Holokauście na UW, autorka reportaży z Izraela i Japonii, zakochana w Harukim Murakamim, sushi i komiksach Rutu Modan. A przede wszystkim - mama Franka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *