FELIETON: Epistemologia warmińska

Obrazek 3Człowiek od zawsze, albo przynajmniej od jakiegoś bliżej nieokreślonego mu czasu (np. od bitwy pod Grunwaldem), stara się otaczający świat zrozumieć. Usiłuje także zrozumieć swój świat wewnętrzny i wcale nie mam tu na myśli USG i gastroskopii. Często okazuje się, iż te dwa światy podlegają tym samym regułom albo nie podlegają żadnym regułom, tylko ustaleniom, które mają nam ułatwiać życie codzienne i nasze epistemologiczne rozmyślania kierować na całkiem inne, weryfikowalne chociażby przez urzędników i kapłanów, tory. O możliwościach poznawczych człowieka krążą  naukowe teorie i legendy. Nawet dziennikarzowi nietrudno zgadnąć, że człowiek może być zarówno przedmiotem i podmiotem poznania. Jeżeli jest podmiotem to powinien mieć określone predyspozycje typu podwyższone IQ lub dobry wzrok, ale nawet jeżeli je posiada to i tak może się w swoich obserwacjach i osądach mylić, choć nieomylność w naszym kraju staje się coraz bardziej modna. Świat w swoim ogromie wymyka się naszym narzędziom poznawczym, więc filozofowie dawni, choćby taki Platon, wycięli z niego niewielki kawałek i na jego rubieżach umieścił wielkie idee, takie jak Prawda, Szczęście, Wolność itp.  O ideach niestety człowiek zapomniał, oprócz Szczęścia, które można nabyć nawet w najbliższej stacji benzynowej albo wyrwać na Facebooku lub Sympatii. O ideach czasami piszą poeci i pisarze, bo przecież do czegoś większego od siebie odwołać się trzeba albo jest to co najmniej w dobrym tonie. W Sprawiedliwość wierzy co drugi czytelnik z niecierpliwieniem wertujący kolejną powieść, w której bohater dostanie na ostatnich stronach to, co dostać powinien czyli wysoką emeryturę, śliczną małżonkę lub nagrodę porównywalną z Gloria Artis. Tego samego zresztą domaga się pisarz. Ów, wracając do epistemologii, korzysta z doświadczeń własnych, cudzych lub konfabuluje. Nie każdego pisarza stać na doświadczenia własne, z racji ograniczonych możliwości jego wątroby i pięści, nie każdy ma też tyle odwagi co Hemingway, Hłasko lub Bukowski. Zresztą, pisarz odważny jest niebezpieczny. W świecie literacko-wydawniczym popularna jest tzw. odwaga kontrolowana; pisarz może odważnie pisać o wiewiórkach, twarogu i ziołolecznictwie, ale za to powściągliwie o duchowieństwie, biurokracji i głupocie; zasada zachowania energii – niezbędna jak chce się być masowo wydawanym. Więc pisarz proponuje czytelnikom świat przez niego poznany, ale i proponuje nam metody poznawcze, odkrywa przed nami coś, na co nigdy w życiu byśmy nie wpadli, bo staliśmy w tym czasie w kolejce po bilety do Wrocławia lub w Tesco była promocja. Najodważniejsi pisarze, tak się składa, iż najwięksi, odkrywają przed nami nie ciekawostki lecz brutalną rzeczywistość. Ze swojego literackiego cylindra nie wyjmują cycatego króliczka tylko kanalizacyjnego szczura lub plik nieopłaconych rachunków. I  w tym miejscu pozwolę sobie na kilkanaście zdań epistemologii własnej.

Świat, rozumiany w sensie Natury, ma nas gdzieś i spokojnie może się bez nas obejść. Nawet będzie mu z tym o wiele lżej. Tego akurat nie zauważyli presokratycy. Jedynie mamy wpływ to rzeczywistość i czasami na nas samych. Rzeczywistość – czyli to, co wymyśliliśmy i wyprodukowaliśmy – ciągle czegoś od nas żąda, wymaga i straszy w postaci podatków, grzywien, mandatów, piekieł i pielgrzymek do miejsc świętych. W zamian daje kilka przyjemności takich jak emerytura, kebab, cudzołóstwo, wczasy w Egipcie i wyprzedaże. Świat w przeciwieństwie do rzeczywistości jest w każdym momencie piękny i prawdziwy, nawet w poniedziałek rano. Rzeczywistość bywa okrutna. Jest właściwie iluzją indywidualną i zbiorową.. Jakby była prawdziwa nie musielibyśmy płacić za bilet do kina. Nie ma w rzeczywistości żadnej harmonii. A jeżeli uważacie, że panuje jakakolwiek harmonia – to dlaczego chodnik przy mojej ulicy jest tylko po jednej stronie? Życie osadzone w naturze nie poddaje się żadnym kategoriom, a te wiedzione w rzeczywistości bywa czasami piękne (i to nie tylko podczas kopulacji). Najbardziej zawodnym jej elementem są ludzie. Jak się przewrócisz to cię rozdepczą, jak biegniesz z nimi – to ciągną cię za ręce (jeżeli są spocone to znaczy, że to duchowny lub komornik). Pracujemy w pocie czoła cały tydzień, a potem dajemy się kupić za kilka kebabów, piw, hot-dogów, kiełbas z grilla, spacerów po plaży, seksu na tylnym siedzeniu, przejażdżek konnych itp. Zapominamy o tygodniu, o tych, którzy nas wykorzystali i o tych, których my wykorzystaliśmy, o plamach na spodniach, o jakichś drobnych świństwach, o obietnicach, o sikaniu pod drzwiami sąsiada, o skrzypiącym łóżku. I tak oto życie przemija tocząc się jak koło. Circulus vitiosus?

Więc cieszmy się nawet z tej okrutnej rzeczywistości. Bo żeby nie ona, nie byłoby się na czym położyć.

Wybaczcie mi te epistemologiczne obserwacje, ale niestety ja ich nie wymyśliłem, ale przeżyłem. Należę do tych, co mają niezawodne pięści i wątrobę. Czego i Państwu życzę.

Andrzej Ballo

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *