Eli, Eli – Wojciech Tochman

Tochman_-_Eli_Eli_-_front_prev„Eli, Eli” – zdają się wołać bohaterowie i bohaterki reportażu o takim właśnie tytule. „Eli, Eli lama sabachtani”  – „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Jednak Bóg nie słyszy ich słów, bo już dawno o nich zapomniał, nie widzi ich tak samo, jak reszta świata. Rejony Filipin, o których pisze Wojciech Tochman, to piekło na ziemi. Wstrząs, jaki przeżyjemy po tej lekturze, jest dobry. Przypomina bowiem, że świat, w którym egzystujemy jest nie tylko kolorowym obrazkiem pełnym uśmiechniętych postaci z amerykańskiego serialu. To także horror, melodramat, smutny czarno – biały portret potwornej rzeczywistości.

Ten reportaż to nie tylko słowa – bez zdjęć Grzegorza Wełnickiego te opowieści miałyby zupełnie inny wymiar. Każda fotografia bowiem to inna historia, inny dramat: kobieta z dziwnymi naroślami na ciele, chłopiec trzymający czaszkę niczym na plakacie teatralnym „Hamleta”, dziecko bawiące się na płycie nagrobnej, smutna wychudzona para, Chińczyk z ciałem spalonym do połowy. Po co te szokujące obrazy? Czy chodzi tylko o to, żeby zatrzymać nas na chwilę, kazać pochylić się nad losem Innych, ale dalekich i trochę abstrakcyjnych dla nas – białych Europejczyków i Europejek? Nie bez znaczenia wydaje się więc sięgnięcie autora po historię tzw. „ludzkich zoo”. Tochman jednak swoje postacie nie tylko portretuje, nie umieszcza ich w kadrach niczym w klatkach. Za każdą z nich stoi bowiem historia, która –  zabrzmi to jak truizm, ale nie może zostać niewypowiedziany – każe zastanowić się nad światem, nad życiem, nad człowiekiem.  I choć bardzo może byśmy chcieli/chciały porzucić  te narracje – nie jesteśmy w stanie. One dotykają nas „do żywego”, zostawiają otwarta ranę i uwierają przy każdym ruchu.

Bieda to główna bohaterka tej opowieści. Wszystko pozostałe pochodzi od niej – matka nieszczęść. Czym innym można bowiem wytłumaczyć prostytucję, mieszkanie w grobowcach, brak dostępu do wody i żywności? Ale Tochman wskazuje – czasem mniej, czasem bardziej wyraźnie – jej pomocników: białych mężczyzn, często w sutannach. To oni są tutaj panami, to oni każą płacić sobie za każdą usługę, to przez ich rządy mieszanka zabobonów i chrześcijaństwa prowadzi prosto do piekła na ziemi. I – jak to zazwyczaj bywa – ta bieda ma twarz kobiety: matki, której dziecko umiera z powodu biegunki lub głodu; ciężarnej, która nie jest w stanie zapłacić za poród,; wdowy, której nie stać na pochówek męża; nieletniej prostytutki – ofiary handlu ludźmi.

Na tym tle jeszcze ciekawsze wydają się więc rozważania autora o roli reportażu czy fotografii. Tochman odsłania przed nami kulisy – tym samym dekonstruuje nasz dość naiwny czytelniczy obraz powstawania takich tekstów. Pozbawia nas ułudy podziału na odważnych, pełnych dobra autorów i biedne, pozbawione człowieczeństwa ofiary. „Czytelnicy lubią w reporterach widzieć zbawców świata”.

„Eli, Eli” to książka bardzo osobista. Tak osobista, jak tylko pozwala na to formuła reportażu. Nie da się „wyłączyć” siebie, swoich doświadczeń i emocji, gdy spotyka się drugiego człowieka i jego historię, która za ciężka jest do niesienia przez jedną osobę. Osobiste są też zdjęcia i historia ich autora, która w pewnym momencie staje się osobną narracją. Wszystkie te elementy tworzą poruszającą całość, smutną i niezwykle wstrząsającą  opowieść o wykluczonych.

Anna Godzińska

Tytuł: Eli, Eli

Autor: Wojciech Tochman

Fotografie: Grzegorz Wełnicki

Wydawnictwo: Czarne

Premiera: 9 października 2013

Liczba stron: 152

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *