Echa Mokotowa

powstanie.szuflada.netRocznicę Powstania Warszawskiego mam prawie codziennie, wysiadając z tramwaju u zbiegu ulic Szustra i Puławskiej. To zaledwie 60 metrów od kanału (tego kanału), do którego wchodzili ostatni mokotowscy powstańcy, próbując się wydostać z niemieckiej matni. Nie dołączam do nich, a wręcz idę w przeciwnym kierunku, przemykając szybko do ulicy Belgijskiej. Ten odcinek Puławskiej jest w zasięgu niemieckich karabinów, które z domu Wedla (róg Puławskiej i Madalińskiego) ostrzeliwują cały teren, i przemieszczanie się ulicą jest praktycznie niemożliwe. Tak samo niemożliwe byłoby wysłuchanie nawet kilku taktów „Marszu Mokotowa”, odgrywanego obecnie z „Gołębnika” przy Regeneracji. Skręcam więc w ulicę Belgijską i omijam ofiary niemieckiej masakry ludności cywilnej z 3 sierpnia. Na wysokości numeru 13 jest ich szczególnie dużo. Przede mną leżała kobieta, która ranna próbowała się odciągać od palącego się domu. Nie miała siły, pół ciała miała zwęglonego, a pół normalnie wyglądającego. Dalej leżał kolejarz, kobieta z dwojgiem małych dzieci, które padając przykryła, prawdopodobnie one się udusiły, nawet ich mogli nie zabić. Na ulicy leżą resztki granatów, trzonki od niemieckich granatów, puste łuski i ostatni Niemcy uciekają dołem w kierunku ulicy Dworkowej.1

Gdybym skręcił w prawo i przeszedł kilkaset metrów wzdłuż Puławskiej, na południe, przez kilka podwórek do ulicy Dolnej, doszedłbym do Państwowego Zakładu Higieny, czyli łaźni przerobionej na powstańczy szpital. Szpital, który we wrześniu został zdobyty przez Niemców a jego pacjenci zmasakrowani i spaleni żywcem. Mimo tego, że po budynku nie ma już dziś śladu, a nawet fundamenty ciężko jest odnaleźć w trawie, to ilekroć tamtędy przejeżdżam (to z kolei moja trasa rowerowa), nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pomiędzy drzewami widzę majaczący biały budynek…

Idąc dalej ulicą Belgijską, mijam po prawej zakład przemysłowy – „Mokotowską Fabrykę Chemiczno-Farmaceutyczną Adolfa Gąseckiego i synów”, w której produkowano znany przed wojną i w jej trakcie lek przeciwbólowy „Kogutek”. W czasie powstania fabryka dzięki swoim zapasom stała się źródłem sztucznego miodu, cukru i kofeiny. Dalej po lewej kamienica Belgijska 4 z dużymi oknami znajdującymi się właściwie na poziomie ulicy. Na te okna zawsze patrzę ze szczególnym niepokojem… Dom Belgijska 4 – wysoka suteryna, zatrzymałem się przy suterynie i zobaczyłem stół. Na stole leżały cztery zapalniczki do papierosów, ułożone tak jakby na krzyż. Myślę sobie: wezmę jedną, może mi się przyda do zapalania czegoś. Nogę przesunąłem przez parapet, tam była balustradka z żelaza, okno było wybite. Nachyliłem się nad stołem i spojrzałem jednocześnie na łóżko. Na łóżku był rój much i leżał właściciel zapalniczek, zabity strzałem przez okno. Widocznie leżał chory albo spał – i Niemiec zastrzelił go przez okno, i poszedł dalej. Naturalnie wycofałem nogę.2

Naprzeciwko, po prawej stronie widnieje numer 3 z siedzibą sztabu 1 Pułku Szwoleżerów, stacjonującego tu – mimo uporczywego i ciężkiego ostrzału niemieckich czołgów z linii Belwederskiej – do samego końca powstania.

Schodząc ze skarpy schodami do Parku Morskie Oko, przechodzę niewidzialną linię miejskiego frontu, mijam wysokie drzewa i gęste krzaki, przypominając sobie jedyne znane mi zdjęcie tego miejsca z czasów wojny i relacje powstańców, z których wynika, że 70 lat temu teren był właściwie pusty i odsłonięty. Ewentualnie kikuty małych drzewek, żadnych naturalnych osłon, za które można byłoby się schować. Narażony jestem na ostrzał z budynku żandarmerii przy Dworkowej, z okien których kontrolowany jest cały rejon skarpy, łącznie z nigdy nie powstałą ulicą Słoneczną. Cekaemy żandarmów koszą wszystko, co pojawi się w zasięgu 700 metrów. Czasem, idąc na pocztę na róg Puławskiej i Dworkowej, przechodzę innymi schodami w górę, na wysokości modernistycznych budynków Publicznych Szkół Powszechnych i ulicy Grottgera, obok kolejnego miejsca masakry ludności cywilnej, a dalej koło włazu kanału na Dworkowej, z którego przez pomyłkę prosto pod lufy żandarmów i niemieckich żołnierzy wyszli zagubieni powstańcy. Ale teraz jestem w środku parku, niby pośród wysokich drzew, choć mam wrażenie, jakby tych drzew w ogóle nie było, więc z ulgą dochodzę do skrzyżowania ulicy Promenada z Konduktorską i skręcam w tę ostatnią. Gdybym poszedł dalej prosto Promenadą, doszedłbym do reduty Magnet, o którą trwały zacięte walki.

Jednak idę ulicą Konduktorską, by po chwili skręcić w Padewską i obejść z tyłu kamienicę przy Konduktorskiej 18. Idąc dalej jakieś 200 metrów Konduktorską, doszedłbym z kolei do następnego powstańczego szpitala, umiejscowionego w kamienicy na rogu z Dolną. Ale teraz wchodzę do klatki schodowej i schodzę do studia nagrań, mieszczącego się w piwnicy. Wita mnie przyjemny spokój i cisza. I chłód. Dzięki grubym przedwojennym murom. Kamienice na tej ulicy zostały wybudowane w latach 1935-1936, a z ortofotomapy Warszawy z roku 1945 pamiętam też, że akurat ta kamienica miała więcej szczęścia niż sąsiadujące i przetrwała wojnę. To znaczy, że nie została całkowicie spalona i zniszczona. Tak mi się wydaje, bo na mapie widać po prostu cały dach, a nie jego szkielet. Oddycham z ulgą i zabieram się do pracy, ale po chwili przypominam sobie, że w czasie powstania to przecież właśnie w piwnicach ukrywała się – cała w rozpaczy, przerażeniu i niepewności o jutro – cywilna ludność Warszawy.

Rocznicę Powstania mam prawie codziennie, przechodząc ten 500-metrowy odcinek Warszawy…

Tomasz Sikora

1. Archiwum historii mówionej – Jerzy Sienkiewicz ps. „Rudy”

2. j.w. Oba cytaty pochodzą ze strony Muzeum Powstania Warszawskiego http://ahm.1944.pl/Jerzy_Sienkiewicz/2?lang=pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *