Dziennik 1870-1879 – Francis Kilvert

dziennikiWilliam Plomer natknął się na jeden z zeszytów składających się na dziennik Francisa Kilverta w biurze wydawnictwa Jonathan Cape, gdzie leżał wśród tekstów czekających na recenzję. Leżał dosyć długo, bo do roku 1937, sporo po przedwczesnej śmierci wiktoriańskiego pastora. Chociaż dziennik wypełniony był nudą codziennych spacerów i posiłków, Plomer uznał, że zasługuje na publikację ze względu na wyjątkowy głos autora. I właśnie styl, a nie wgląd w życie na brytyjskiej prowincji jest moim zdaniem najmocniejszą stroną książki.

Są pisarze, których czyta się dla zdań. Kimś takim jest chociażby Michael Chabon, kimś takim był Marcel Proust. I właśnie do Prousta, naturalnie przy zachowaniu odpowiednich proporcji, Klivertowi najbliżej, chociaż Francuz tworzył prawie czterdzieści lat później. Jest to jednak Proust skromny, skompresowany. Możliwe, że właśnie tak pisałby francuski geniusz gdyby akurat przechodził fascynację haiku. By wyjaśnić co w ten uproszczony sposób próbuję powiedzieć, najlepiej będzie po prostu przytoczyć kilka zdań z początku „Dziennika”:

„Kasztan handlarki znarowił się na drodze, polami nad Wyeside wracają z targu ludzie” (s.15).
„Jest coś niezmiernie podniosłego w samotnych głazach, pomnikach osób albo zdarzeń, lecz pamięć się zatarła i dzieje poszły w zapomnienie” (s.25).
„Popołudnie zrobiło się jakby jesienne, stało się zapowiedzią końca lata niosącego jesienną nieruchomość i melancholię” (s.66).

Dziennik liczy 448 stron i zapewniam, że takich perełek czekających na odkrycie pośród tych typowych, opisujących wiktoriańską codzienność jest o wiele więcej. Najbardziej zachęcająca recenzja składałaby się tylko z nich. Warto tu wyróżnić również tłumacza Jacka Spójnego, dzięki któremu wspaniale trawi się te odrobinę archaiczne w swojej pierwotnej wersji zdania.

Kilvert opisuje również walijską przyrodę – samotne, górzyste tereny, które od bardziej popularnej, szarej Szkocji odróżnia przede wszystkim ogrom zieleni. Nie są to opisy obszerne czy natarczywe, głównie dlatego, że autor pisał dla siebie i same nazwy miejsc zwykle wystarczą, by oddać wszelkie związane z nimi asocjacje. Czasy wiktoriańskie jakie były każdy wie – trochę spacerowania, trochę spotkań, trochę książek. Spotkania to przede wszystkim obiady i kolacje, a zatem na stole dziczyzna i sherry, za stołem zaś plotki, skrzętnie zapisywane w pamiętniku. Przez to bywa nudnawo, chociaż jeśli kogoś interesują interakcje międzyludzkie tamtych czasów na pewno będzie zadowolony.

Poza imponującymi posiłkami i całodniowymi spacerami jest tam też dużo miejsca na emocje, chociaż w XIX-wiecznej Anglii lepiej było je skrywać za dobrym wychowaniem. Ponieważ mamy do czynienia z dziennikiem, a zatem osobistymi zapiskami, można zobaczyć co skrywała twarda, wiktoriańska skorupa. A skrywała chociażby: kąpiele w stroju Adama; zakrapiane kolacje i całodniowy katzenjammer; przeświadczenie o prawości i wielkości brytyjskiego imperium; dobroduszną mizoginię i odrazę do pozamałżeńskich stosunków płciowych; zrozumienie dla kryminalistów, traktowanych jako zbłąkane duszyczki. Jest również miłość, zachwyt nad kobiecym pięknem, zewnętrznym i wewnętrznym. Są Etty i Elizabeth, pierwsza to niespełniona miłość autora, druga ostatecznie została małżonką Kilverta. To za jej sprawą samo małżeństwo, ostatnie miesiące życia pastora czy obszerniejsze fragmenty dotyczące Etty zniknęły z pamiętnika. Szkoda – mogły stanowić o sile dziennika, jak zwykle bywa z najbardziej osobistymi fragmentami. Nie znaczy to naturalnie, że dziennik nie jest wart polecenia. Powinien szczególnie przypaść do gustu miłośnikom pięknych zdań, utylitaryzmu i humoru.

Łukasz Muniowski

Tytuł: Dziennik 1870- 1879
Autor: Francis Kilvert
Tłumaczenie: Jacek Spójny
Ilość stron: 448
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

About the author
Łukasz Muniowski
Doktor literatury amerykańskiej. Jego teksty pojawiały się w Krytyce Politycznej, Czasie Kultury, Dwutygodniku i Filozofuj. Mieszka z kilkoma psami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *