„Dzięki moim bohaterom czuję się silniejsza.” – Rozmowa z Katarzyną Michalak

portret okJest uwielbiana przez czytelniczki za wsparcie, jakie im daje w swoich książkach, i      doceniana przez wydawców. Wrażliwa na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość. Niedawno o jej powieści pt. „Bezdomna”, poruszającej temat psychozy i alienacji społecznej, mówiono wiele w mediach. Potrafi docenić każdą minutę życia. Od pracy odpoczywa… przy pracy. Zamiast spędzać czas przed telewizorem czy w Internecie, uwielbia razem z dzieckiem krzątać się po domu i ogrodzie.

Dzisiejszym Państwa i moim gościem jest  Katarzyna Michalak, autorka między innymi takich powieści jak: „Gra o Ferrin”, „Poczekajka”, „Rok w poziomce”, „Sklepik z niespodzianką”, „Nadzieja”, „Wiśniowy dworek” czy „Mistrz”.

Klaudia Maksa:  Dzień dobry. Wśród nowości wydawniczych na tegorocznych Targach Książki w Krakowie ukaże się wznowienie Pani pierwszej powieści, „Gry o Ferrin”. Mimo że książka swój debiut ma dawno za sobą, ma Pani do niej szczególny sentyment…

 Katarzyna Michalak: Jak to do „pierworodnej” – „Gra” była pierwszą książką, którą nie tylko zaczęłam, ale i ukończyłam. Tak się zresztą zatracając w tamtym świecie, że nie wiem, jak i kiedy napisałam następne cztery tomy.

 K.M.: Karolina, bohaterka „Gry o Ferrin”, ucieka do równoległego świata, istniejącego w jej wyobraźni. Czy według Pani fantazjowanie może pomóc człowiekowi przetrwać trudne momenty życiowe?

Katarzyna Michalak.:  Na pewno! Ucieczka od rzeczywistości w rzeczywistość książkową jest znacznie lepszym pomysłem niż ucieczka w alkohol, narkotyki czy choćby… internet. Wzbogaca, a nie ogłupia, i oprócz zapomnienia o rzeczywistych problemach przynosi czasem odpowiedzi czy rozwiązania, albo chociaż chwilowe zapomnienie. Dzięki książkom można też bezpiecznie rozładowywać frustracje albo przeżyć katharsis. Dla mnie nie ma nic cenniejszego niż chwila z dobrą książką…

K.M:  Jest Pani lekarzem weterynarii. Decyzja o poświęceniu się pracy pisarskiej była wynikiem zbiegu jakichś okoliczności czy po prostu czuła Pani, że pisanie ma Pani zapisane w genach?

Katarzyna Michalak: Pisałam od zawsze, tak jak od zawsze ratowałam zwierzęta. Zawód lekarza mogłam jednak zdobyć poprzez wykształcenie, natomiast pisarstwo wydawało mi się czymś nieosiągalnym, marzeniem z rodzaju tych nie do spełnienia. Mimo to pisałam. Dużo. Równie dużo czytałam. Czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce. Powieści obyczajowe, romanse, fantastykę, kryminały, biografie, książki historyczne… Naprawdę nie ma rodzaju prozy, po który nie sięgnęłam. Tylko do poezji nigdy mnie nie ciągnęło. I myślę, że to jest podstawa, z której teraz czerpię: ilość i różnorodność przeczytanych książek. Któregoś dnia to, co stworzyłam, wydało mi się… niezłe. Odważyłam się porozsyłać moją twórczość do wydawnictw i… zostałam pisarką.

K.M.: Słyszałam, że do pisania potrzebuje Pani tylko dwóch rzeczy: ciepła i herbaty z cytryną. Poza tym potrafi Pani pisać w każdych warunkach. Nawet na spacerze, zapisując myśli w telefonie komórkowym. Tak ogromna pasja literacka na pewno sprawia, że życie staje się piękniejsze. Ale pasja jest jak dziki zwierz. Nie boi się Pani, że pewnego razu wyobraźnia za nią nie nadąży i powstanie w głowie twórcza dziura?

Katarzyna Michalak: O moją wyobraźnię się nie martwię. Mam jej nadmiar, a nie niedomiar. Wiem, że brzmi to niesamowicie – nawet dla mnie jest to zdumiewające –  ale gdy siadam do pisania, to wyobraźnia mi się po prostu włącza, a ja staję się kimś innym, w innej rzeczywistości. Jeżeli mam się więc czego obawiać, to nie braku pomysłów, bo tych do zrealizowania mam bardzo dużo, ale wypalenia psychicznego czy najzwyczajniejszego wyczerpania. A gdy notorycznie brak mi snu, w głowie wirują problemy rzeczywiste i powieściowe, na dodatek za oknem jest ciemno i ponuro… wtedy może być naprawdę ciężko. Do tego dochodzą traumy opisywane w powieściach, które przeżywam jak własne i z których nie mogę się potem otrząsnąć, i to właśnie może spowodować, że kiedyś powiem: dosyć. Co wtedy zrobię? Mam na to gotowy plan – po prostu zacznę pisać scenariusze na podstawie moich najpogodniejszych powieści. W ten sposób pozostanę twórcza, a powróci mi radość życia.

K.M.: W tym momencie nie będę oryginalna, jeśli zapytam, skąd czerpie Pani pomysły na fabułę. Ale to pytanie samo się nasuwa. Jest Pani autorką osiemnastu książek, każda z nich to oryginalna, przejmująca historia.

Katarzyna Michalak: To właśnie błogosławieństwo bogatej wyobraźni. Dar od Najwyższego, którym zechciał obdarzyć właśnie mnie. Pomysły kiedyś rodziły się podczas snu, ale że teraz przy małym dziecku jestem wiecznie niedospana… po prostu pojawiają się i zapraszają do „zabawy”, czyli napisania następnej powieści. To, że w ciągu pięciu lat napisałam i wydałam kilkanaście powieści, jest wynikiem trzech składowych: tego, że ja naprawdę kocham pisać, tworzyć wielowątkowe historie i kreować bohaterów, tego, że wydawcy chcą te historie wydawać, i w końcu, czy raczej przede wszystkim tego, że Czytelniczki chcą je czytać, a skoro tak, to ja będę nadal pisać, najlepiej, jak potrafię.

K.M.: Jest Pani wierna gatunkowi szeroko pojętej literatury kobiecej. Jednak myli się ten, kto pomyśli, że są to książki opisujące jedynie sielankowe życie kobiet, które dźwignęły się po  porażkach miłosnych i znalazły ukojenie, żyjąc w zgodzie z naturą. W każdej Pani powieści znajdziemy drugie dno, jakąś życiową traumę, zmagania z chorobą czy wątek sensacyjny. To sprawia, że Pani bohaterki są „z krwi i kości”, a czytelniczki, widząc w nich cząstkę siebie, mogą się z nimi utożsamiać. Co Pani czuje, wiedząc, że czytelniczki znajdują w Pani książkach ukojenie?

Katarzyna Michalak: Radość, że znalazły to, co chciałam im podarować i to, co sama z moich powieści czerpię: właśnie ukojenie, nadzieję na lepsze jutro, wiarę w siłę, jaka w każdej z nas drzemie, nadzieję na spełnienie marzeń… „Przerabiając” problemy, traumy, rozpacze moich bohaterek, sama mierzę się z tymi problemami, a ponieważ bohaterki w końcu je przezwyciężają – przynajmniej do niedawna każda z moich książek kończyła się happy endem – ja sama czuję się, jakbym przebiegła maraton i dotarła do mety. Dzięki moim bohaterkom sama czuję się silniejsza i wierzę, że sobie poradzę. Tę właśnie siłę i wiarę przekazuję moim Czytelniczkom.

K.M.: Miałam przyjemność recenzować jedną z Pani ostatnich powieści pt. „Bezdomna”. Szczerze powiem, że byłam pod wielkim wrażeniem siły przekazu tej książki. Jej autentyczności. Zwróciła Pani uwagę na tak poważne problemy jak psychoza, znieczulica społeczna oraz uprzedzenia i stereotypy, które wygrywają z miłością rodzicielską. Tę książkę można by śmiało cytować na zajęciach warsztatowych dla służb socjalnych. Skąd się wziął pomysł na taki temat?

Katarzyna Michalak: Z gniewu. Nie ma we mnie przyzwolenia na krzywdę dziecka. I krzywdę matki pozostawionej samej sobie. W ogóle cierpienie niewinnych istot wzbudza we mnie olbrzymie współczucie i właśnie gniew, że na to cierpienie ktoś pozwala, że ktoś ten ból zadaje. Po drugiej stronie są ci, którzy na tym cierpieniu zbijają pieniądze czy robią „karierę”. I to budzi we mnie jeszcze większy sprzeciw. Właśnie w „Bezdomnej” dałam mu ujście, pragnąc poruszyć serca tych, którzy nie tylko mogą, ale i powinni pomagać. Nie wiem, czy było to wołanie na puszczy, czy jednak udało mi się uratować choć jedną matkę i jedno dziecko, ale książka rzeczywiście poruszyła Czytelniczki i uwrażliwiła je choćby na objawy psychozy poporodowej, która może wystąpić u ich najbliższych. Taki był cel tej książki. To pragnęłam osiągnąć.

K.M.: A książka „W imię miłości”? Aż wydaje się nieprawdopodobne, że w XXI wieku, kiedy opieka nad dzieckiem jest tak bardzo zinstytucjonalizowana, mogą się zdarzać takie historie…

Katarzyna Michalak: Życie potrafi pisać takie scenariusze, że wydają się one nieprawdopodobne. Zwykle gdy opisuję rzeczywistą sytuację czy osobę, wydaje się ona Czytelnikom zupełnie wymyślona, a sytuacja nieprawdopodobna. Oczywiście Ania z Jabłoniowego Wzgórza to postać fikcyjna, ale uważam, że dziecko potrafi być niesamowicie silne i zdolne do niesamowitych czynów i poświęceń. Ale przyznam, że inspiracją do napisania tej powieści była historia pewnego chłopczyka, który w wieku siedmiu lat zajmował się młodszym rodzeństwem: bodajże pięcio- i czteroletnim, których rodzice porzucili. Wstrząsnęło to mną, ale i dało do myślenia: ile takiego zwyczajnego bohaterstwa było w tym chłopcu. On robił to, co było zupełnie naturalne: troszczył się jako najstarszy o rodzinę. Karmił, mył, ubierał. A że miał tylko siedem lat…

 K.M.: Zmieniając temat:  każdą książkę pisze Pani bez wytchnienia. Proszę zdradzić, w jaki sposób regeneruje Pani siły witalne.

Katarzyna Michalak: Dom i ogród są prawdziwym błogosławieństwem dla kogoś piszącego tak wiele i tak intensywnie jak ja. No i synek, który wymaga uwagi i opieki i je dostaje. Uwielbiam z nim gotować czy sprzątać i to jest właśnie odpowiedź na często zadawane pytanie: jak ja to robię. Jak łączę obowiązki matki z pisarstwem. To bardzo proste – od pracy odpoczywam… przy pracy. Nie ślęczę w necie czy przed telewizorem, lecz razem z dzieckiem krzątam się po domu i ogrodzie. I to naprawdę sprawia mi radość! Tak można! Czyż jest coś wspanialszego po ukończeniu powieści, która została dobrze przyjęta przez Czytelniczki, niż zachwyt na twarzach gości, gdy kosztują pysznego ciasta „Kocham Cię” albo podziwiają przepiękne róże mojej hodowli? Jest. Właśnie to zdumienie przyjaciół i rodziny: „Ja nie wiem, Kasia, jak ty to robisz, że wydajesz siedem książek rocznie, a masz zadbany dom i szczęśliwe dziecko”.

 K.M.: Na zakończenie proszę zdradzić, jakie książki najbardziej lubi czytać Katarzyna Michalak?

Katarzyna Michalak: Ciekawe. Uwielbiam wziąć do ręki książkę, która wciągnie mnie od pierwszego zdania i nie puści aż do ostatniej kropki. Nie ma żadnego znaczenia gatunek literacki, bo interesuje mnie wszystko, tylko to, by treść była dobrze napisana i arcyciekawa. Tylko tyle i aż tyle.

K.M.: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Michalak:Ja dziękuję za interesujące pytania i pozdrawiam najserdeczniej Czytelniczki i Czytelników.

                                                                                                                                                                                      Rozmawiała Klaudia Maksa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *