Dużo czytać i najlepiej z humorem

 szczurynki-u-iext29377988Tytułem wstępu przyznać się muszę do dwóch błędów.

Pierwszy jest taki, że zamówiłam szybko, bez zastanowienia „Szczurynki” Olgi Gromyko, bo myślałam, że to jej jakaś nowa powieść, i zamawiając, myślałam sobie dalej: wow, przecież wcześniejsze tak chwalone, fajnie, nareszcie coś! To był błąd, że nie przeczytałam całego opisu, a może i przeczytałam, tylko nic nie wskazywało na to, że nie powieść to będzie? No tak, okazało się, że to żadna fabuła, co do której miałam nadzieję, że mnie porwie i połechcze za uszami zawiłością wątków, tylko, no, tego… wspomnienia autorki o tym jej prowadzeniu hodowli…

Ejże miała być powieść o szczurach, a nie obsługa hodowli!

– Daj jej zastrzyk z Dicynonu – poradziła Ania.

Oczywiście zgodnie z prawem Murphy’ego, Dicynonu w domu nie miałam. Za to wedle tego samego prawa w domu miałam małe, marudne dziecko (…). Niepedagogicznie wręczywszy dziecku paczkę chipsów z poleceniem „nie schodź z kanapy, dopóki nie zjesz” pomknęłam do dalszej apteki*.

Drugi błąd to była właśnie ta głupia rozpacz, że nie powieść, tylko hodowla. Bo w tej hodowli, jak się okazuje, nie tylko szczury harcują. Jest coś więcej.

Błędy były, teraz czas na wyciągnięcie wniosków. Ci, którzy chcą pisać, uczą się pisać, aspirują do zasilenia tegoż niedochodowego rynku, nieintratnego biznesu, dziesiątego kręgu piekielnego, o którym Dante, nie wiedzieć czemu, był nie wspomniał, wiedzą zapewne, że oprócz wkuwania reguł kreatywnego pisania i przekuwaniu ich na krwią zmoczone karty, należy czytać mistrzów.  Jak to kiedyś Stephen King ładnie ujął: „Dużo pisać. I jeszcze więcej czytać”. Nie, zaraz, odwrotnie, „Dużo czytać. I jeszcze więcej pisać”. A więc dużo czytać. Mnie na przykład zdarza się czytać biogramy felietonistów, krytyków, recenzentów internetowych i bardzo mi się podoba często używana tam fraza: „Czytam wszystko i wszędzie, wszystko to, co wpadnie mi do ręki, od etykietki szamponu po papier toaletowy, od przedruku hieroglifów ze świątyni Kom Ombo Bombo po wszystkie questy w WoWa”. Ogólnie trzeba czytać dużo. Nie tylko Dostojewskiego i Tolkiena. Nie wiadomo, gdzie się trafi to coś, co sprawi, że wywleczecie wreszcie swoją fabułę na właściwe tory.

Nie wiadomo.

Czasami pisarze muszą robić dziwne rzeczy. Na przykład łazić po piwnicy z zapalniczką (…).

To znaczy, ja już wiem. Prosta mądrość bowiem kryje się w tej szczurzej hodowli. Bo hodowla okazała się całkiem fajna, wesoła, zabawna, wręcz słowiańsko fikuśna. I o to się rozchodzi. O humor.

Czasami szczury kooperują – wczepiają się w zdobycz z dwóch stron i synchronicznie przebierając łapkami, zwiewają żwawo niczym karaluchy. Czytałam, jak szczury kradną kurze jajka. Jeden kładzie się na grzbiecie, trzymając jajko wszystkimi czterema łapkami, a drugi ciągnie go za ogon niczym sanki.

Żeby pisać z powodzeniem, ba, żeby być z powodzeniem czytanym, wypada mieć jako takie poczucie humoru, a jeśli nie, to chociaż jako takie pojęcie o humorze. Oczywiście od wszystkiego są wyjątki. Na przykład…

„50 twarzy Greya”.

Hm…

 Oczywiście, humor w książce to nie wszystko, liczy się przecież bardziej zawiłość fabuły, fascynujący bohater, grzmocąca po ryju akcja, porywające dialogi. A jednak coś w tym humorze jest takiego, że rozświetla fabułę, wzbogaca akcję, urozmaica bohaterów, ożywia dialogi. Często przy czytaniu zapadają nam w pamięć nie rzeczy doniosłe i wzruszające, ale najśmieszniejsze sceny, kwestie, frazy.  Nie wypuszczona z dłoni umierającej kochanki chusteczka, ale to, jak jeden bohater kopnie drugiego w rzyć, przy czym okazuje się, że wcale nie celował w rzyć, tylko w ucho.

Takim właśnie sposobem  zapisały mi się w pamięci całe „Szczurynki” Olgi Gromyko. Bo „Szczurynki” to swoista oda do humoru. Czytelnicy docenią tę pozycję ze względu na lekkie pióro autorki i – jako się rzekło – humor. Jeśli zaś ktoś chciałby się nauczyć pisać tak, by rozśmieszać do łez, bo nie dane mu to było wraz z urodzeniem, nic straconego. Czytajcie mistrzów. Sapkowskiego, Głowackiego, Nye’a i wielu, wielu innych, w tym rzeczoną Gromyko.

Śmiech to zdrowie. A poczucie humoru to symptom inteligencji. Co znaczy , że humor jest ważny, a z punktu widzenia profilaktyki zdrowotnej warto jest inwestować w książki, które są śmieszne. I warto takie pisać, a przynajmniej kierować się zasadą, że co jakiś czas, co trzy-cztery strony, dobrze jest wrzucić jakiś humorystyczny smaczek, nawet (a zwłaszcza!) w takich miejscach, gdzie tragizm, smutek i rozpacz leją się jak krew spod wiedźmińskiego miecza. I wtedy wam bloger napisze pochlebną recenzję, na przykład coś w stylu: „Powiem Wam wprost. »Tu tytuł waszej książki« mnie rozjebał”**.

Pewnego razu Fudżi postanowiła umrzeć. Jako że długie i banalne choroby nie robiły już na mnie wrażenia i potok smakołyków wysechł, Fudżi zmieniła repertuar i wystąpiła z wyrazistym, rozdzierającym serce numerem „ranny żołnierz ostatkiem sił czołga się do partyzantów”. Kiedy rankiem nic nie podejrzewająca pani zjawiła się przy klatce z talerzykiem kaszy, pojawiła się też Fudżi. Efektownie pełzła na przednich łapach, wlokąc za sobą tylne, a za nią ciągnęła się szkarłatna smuga krwi.

Szczurza hodowla powstała, jak pisze autorka, z potrzeby zrobienia dogłębnego researchu do książki „Rok szczura”***. Research to ważna rzecz. Podobnie jak fabuła, jak bohater, jak humor. Bez researchu często powstają, mówiąc oględnie, farmazony błędnie zwane literaturą, takie jak:… [tu wstawcie sobie, co tam chcecie]. Wyżyjcie się. I róbcie research.

W geście rozpaczy chwyciłam gazetę i poszturchałam pod stelażem. Wygarnięcie tym sposobem szczura, i to jeszcze takiego utuczonego, było oczywiście nierealne i moim trofeum stała się tylko jeszcze jedna kupka kurzu. Jednak teraz nie wytrzymały nerwy Vesty. Słysząc straszliwe szuranie i zobaczywszy portret prezydenta na pierwszej stronie, szczurynka w przerażeniu upuściła kiełbasę (…).

Choć „Szczurynki” to lektura na jeden wieczór, warto się w nią zagłębić, prześledzić, poobserwować, jak Gromyko buduje zdania i zabawne konteksty i jak te perły wdzięcznie tłumaczy Ewa Białołęcka. Warto poczytać dla samego humoru. A humor, jak wiadomo, nie najważniejszy, ale tak w ogóle to cholernie jednak ważny. W przypadku tej książki, to jej najmocniejszy atut. I proszę zobaczyć, jak sprawnie ów atut trzyma w ryzach całe to dziełko o hodowli szczurów gdzieś tam na Białorusi.

Uwaga. W książce znajdują się też urokliwe rysunki M. Misury, które nawet największemu szczurofobowi zdemitologizują obraz tego „śmierdzącego kanalizacją potwora”.

Ewa Jezierska

*Wszystkie cytaty w kursywie pochodzą z omawianej książki – O. Gromyko „Szczurynki”.

**cyt. za: http://aszdziennik.pl/115167,bloger-blogerowi-blogerem-oto-12-cytatow-z-recenzji-ksiazki-jasona-hunta-ktore-sprawia-ze-padniesz

***Rok szczura, Papierowy księżyc, 2014

Autor: Olga Gromyko

Tytuł: Szczurynki. Szczurzy żywot w opowiastkach i obrazkach

Wydawnictwo: Papierowy Księżyc

Tłumaczenie: Ewa Białołęcka

Data wydania: Lipiec 2015

Oprawa: twarda

Liczba stron: 250

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *