Domowy demon opiekuńczy

W opozycji do większości demonów zamieszkujących: lasy, wodę, niebiosa, a więc dla ówczesnych Słowian – przestrzenie mistyczne, duchy domowe były swojskie i przyjazne. Co więcej odznaczały się pracowitością, zaradnością, a zdarzało się, że miały niebywałą smykałkę do „interesów”. Właściwie nie wiadomo czy opisywać te wspaniałomyślne stworzenia w liczbie mnogiej czy pojedynczej. Wyobrażenia ludów wskazują na wielość postaci pod jakimi ukazuje się domowy demon. Z drugiej strony zawsze chodzi o tę samą istotę, która mości się w przeróżnych zakamarkach chłopskiej chaty, w nocy opiekuje się gospodarstwem i dba o całą rodzinę. Niech to więc będzie jeden duch opiekuńczy, ale w wielu wcieleniach – tak jak cała Słowiańszczyzna – barwna i różnorodna.

Właściwie skąd wziął się ten łebski gość, który bezinteresownie pomagał gospodarzowi doić krowy, młócić ziarno, obierać ziemniaki i spontanicznie powiększać finanse rodziny? Jedni twierdzą, że jest to przodek i wydaje się to bardzo prawdopodobną wersją, ponieważ członków rodu łączyły w zamierzchłych czasach bardzo silne więzy, których nie była w stanie rozerwać nawet śmierć. Przodek, który umarł niegdyś śmiercią naturalną, nie budzącą żadnych podejrzeń ani kontrowersji najlepiej wpasowywał się w obraz dobrego duszka, roztaczającego opiekę nad gospodarstwem swoich dzieci. Ale na tym nie koniec, bo liczba możliwości kończyła się u Słowian wraz z wyczerpaniem pomysłów na podejrzane zgony i sytuacje. Mianowicie domowym duchem zostać mógł jeszcze, żeby wymienić tylko kilku denatów: samobójca, zmarły bez spowiedzi, niewinnie zamordowany człowiek, a także: pokutujący grzesznik, nieochrzczone dziecko, wąż wykluty z kurzego jajka i jeszcze na dodatek diabeł, którego figli i nieposłuszeństwa nie zniosło już nawet piekło, co w konsekwencji oznaczało wypędzenie i dożywotnią egzystencję na ziemskim padole.

Konsekwentnie do skomplikowanego i zawiłego rodowodu demon domowy przyjmował różne oblicza. Raz wyglądał całkiem normalnie: jak posiwiały chłop ubrany w stosowny do pracy na roli strój albo w ogóle bardzo przypominał gospodarza, u którego mieszkał i pomagał. Kiedy indziej był to krasnoludek z czerwoną czapką, wąż, kogut, pies, kot, a co ciekawe także chomik czy szczur. Widziano go nieraz, ale tylko po nocy, jako czarną i rogatą istotę albo buzujący płomień. Przemieniał się więc lub wchodził w postać zwierząt, stanowiących żywy inwentarz wiejski. Był uosobieniem sił przyjaznych, należał do kręgu tych duchów, które pozbawione ciężkiej aury tajemniczości i grozy, żyły w pogodnej symbiozie z ludźmi.

W zależności od regionu, a nawet wsi czy gospodarstwa, w którym występował duch domowy przyjmował on przeróżne nazwy, począwszy od oczywistych: domownika, sąsiada, gospodarza, domowego, duszyczki przez: złego ducha, latawca, bożego ludka, plonka, inkluza, ankluza, krasnoludka, skrzata, skrzaka, kłobuka, kołbuka, chobołda, sporysza, kraśniaka, diabła domowego atwora, dobrochota, cień, stopana i tak dalej, i tak dalej w nieskończoność.

Domownik wykonywał szereg czynności gospodarczych, wykazywał się niebywałą pracowitością, a swoje zajęcia wykonywał nocami. Opiekował się przede wszystkim krowami, ponieważ lubił pić mleko. Zajmował się także młóceniem zboża, rąbaniem drewna, niańczeniem dzieci, obieraniem ziemniaków, gotowaniem, zamiataniem podłogi, doglądaniem zwierząt, karmieniem bydła, szczotkowaniem koni, a także odstraszaniem złodziei oraz… innych domowników. Z reguły każde gospodarstwo posiadało swojego własnego domownika. Powodzenie sąsiadów przypisywano dobremu działaniu tych poczciwych duchów. Czasami wyglądało to tak, że motywowany dobrymi chęciami demon zakradał się do sąsiedniej zagrody i podkradał paszę dla swojego bydła. Znana jest historia z okolicy Pułtuska, opowiadająca o parobkach, którzy oskarżeni przez właściciela folwarku o podbieranie koniom obroku, winą obarczyli domownika, którego jakoby widzieli w momencie przenoszenia pokarmu ze stajni do pobliskiej obory. Na podobnym schemacie opierały się liczne sąsiedzkie waśnie. I co z tego, że jednemu chłopu ubył korzec ziarna, znaleziony później w stodole sąsiada, skoro ten zapierał się, że uczynił to bez jego wiedzy nikt inny tylko sprytny domownik? Raz nawet przyłapano dwa krasnoludki jak tłukły się niemiłosiernie na środku drogi o to, że jeden ukradł pieniądze z gospodarstwa, którym opiekował się drugi. Nie było siły, żeby rozłączyć naparzające się maluchy. Szczęściem pomogła nieoceniona w takich wypadkach święcona woda.

Duchy domowe ukazywały się swoim gospodarzom także we snach. Doradzały w kwestii zarządzania gospodarstwem i dawały przeróżne wskazówki, mające na celu polepszenie stanu finansowego właściciela inwentarza. Nawiedzanie śpiącego i dzielenie się z nim pomysłami stanowiło tę bardziej pokojową formę pomocy domownika w zakresie wspólnego zbijania fortuny. Tutaj święcona woda już nie była potrzebna.

Duszki dbały o gospodarstwo oraz rodzinę, a działało to w dwie strony. Gospodarz zobowiązany był do przyrządzania takich potraw, jakie posmakowałoby uczynnemu demonowi. Co chata to inny domownik, a każdy domownik posiadał swoje własne gusta kulinarne. Tak więc w jednej chacie królowała kasza jaglana, a w innej chleb maczany w mleku itd. Natomiast tradycyjne praktyki obejmowały na przykład niemycie naczyń po wielkoczwartkowej kolacji oraz wystawianie na noc mleka, za którym, jak wiemy, duch domowy bardzo przepadał.

Odnotowano również liczne przypadki rytualnego składania ofiar domownikom. Najstarsza w rodzinie niewiasta zarzynała kurę w taki sposób, by krew spływała do przygotowanego wcześniej specjalnego dołka. Resztę zwierzęcia zanoszono na strych. Ponadto gospodarz przy budowie chaty zakopywał pod narożnikiem głowę zwierzęcą, zboże, kaszę, jajka itp.

Domownicy byli jednymi z nielicznych demonów zaprzyjaźnionych z człowiekiem. Mnogość wyobrażeń i nazw jakie ów duch posiadał wskazuje na powszechność i uniwersalność wierzeń w słowiańską, pomocną magiczną istotę, a w rezultacie ogromną potrzebę posiadania jej w gospodarstwie. Kogoś, kto za dnia ukryty w zakamarkach chłopskiej chaty, nocą skrzypi drabiną, podsyca ogień i zamiata zbłąkane źdźbła słomy.

Ewa Jezierska

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

3 komentarze

  1. Witam, z góry przepraszam za śmiałość ale pozwolę sobie poprosić o pomoc. Próbuję ustalić jak nazywano w dawnych wierzeniach, opiekuna ogniska domowego, na Śląsku. Z góry dzięki za wszelką pomoc.

    1. Michał!
      Może najlepiej będzie jak zacytuję Ci kilka akapitów pracy Barbary i Adama Podgórskich, być może choć trochę przybliży Ci to temat demonów śląskich:

      „Niewątpliwie najciekawszym jest fakt, że pierwsze wzmianki dotyczące demonów funkcjonujących w wierzeniach ludności na ziemiach polskich pochodzą właśnie ze Śląska. Zawarł je brat Rudolf, cysters z Rud na Śląsku Raciborskim w rękopiśmiennym dziełku Summa de confessionis discretiae, powstałym w XIII wieku, a znanym pod nazwą Katalog magii Rudolfa.
      Jest to dzieło znakomite, przynoszące informacje unikalne, o demonach typowych dla śląskiego terytorium. Przywołuje więc Rudolf istoty noszące nazwę stetewalden (niem. opiekunowie miejsca): W nowych domach albo w takich, w których mają od nowa zamieszkać, zakopują do ziemi w różnych kątach mieszkania, a czasem za piecem, garnki wypełnione różnymi rzeczami na cześć bogów domowych, których powszechnie nazywają opiekunami domu. Dlatego nie pozwalają nigdy za piec niczego wylewać. Czasem rzucają tam coś ze swoich pokarmów, aby byli dobrze usposobieni do mieszkańców domu. ”

      Lub inny fragment:
      „Podobne objaśnienia znajdujemy w Gwiazdce Cieszyńskiej z 1852 roku: Domowe duchy, które Słowianie czcili miały różne imiona, jako to: parstuki, markopety, szotki, skrzotki, kołtki itp., którym potrawy ma ofiarę stawiano, jednak się od nich niczego nie obawiano, zwłaszcza, gdy im nie ubliżano, owszem oczekiwano od nich pomyślności i szczęścia w gospodarstwie. ”

      Całość znajdziesz na: http://www.podgorscy.info/artykuly/Najdawniejsze_demony_slaskie.doc
      Warto przeczytać!
      Pozdrawiam ciepło,
      Ewa

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *