Doleciał Dedal

 

Wędrowiec – na barana
Droga wiedzie przez las,
gdzie korony zatrzymują światło
i przez bagnisko,
gdzie zwodzi przetarty szlak

w obawie wyciąga ramiona
i gubi się, i kluczy,
pod prąd, pod górę

dosięga ostrych grani,
gdzie ziemia na styku nieba.
Staje na szczycie i nasłuchuje

czy nadzieja rozbłyśnie?
twardą głowę otuli krajobrazem?
a on skoczy, choćby mgła i chmury
i wbrew prawu nie upadnie?
Wędrowiec w wersie,
gdy powiem tylko słowo
da nura w chmurę
i skrzydła rozwinie

Arte pro arte?
Można by powiedzieć, że tworzy się po nic, wychodząc z założenia, że jest się zwykłym dmuchawcem lub prostą trzciną. Botanicznym tworem rosnącym pośród wielu mu podobnych, na podłożu, które raz wydaje się brzegiem ożywczego potoku, a raz zdradliwym torfowiskiem, porastającym lepkie bagno. Co tu dużo gadać? Kwestie optyki zawsze mnie pociągały, choć nie byłam zbyt lotna w fizyce, żałuję. Nadrabiam braki w sytuacjach przymusowych, które pojawiają się zazwyczaj podczas działań kreatywnych w wyobraźni. Halny czy Orawiak – w zależności od tego, z której strony zawieje, małe latawce i tak pofruną dalej. A trzcinę może ktoś podniesie i załata nią ubytek w konstrukcji dachowej? Kto wie? Małe nic, ale może też coś. Natura tak zbudowała dmuchawiec, podobnie jak pałkę wodną, że muszą one liczyć na wiatr, aby ich ziarenka mogły zostać rozsiane. Nie są samowystarczalne. Odnosząc to do siebie: mogę narzekać albo być wdzięczna. Przemijam, lecz i dostaję pewną szansę.

Wrócę na chwilę do zagadnień fizycznych. Ale wybacz proszę, drogi czytelniku, wrodzoną przewrotność, gdyż zrobię to po swojemu, czyli na około. W szkole uczono o Dedalu. O Ikarze również, ale o nim wspomnę później.

Arcymistrz Antyku, wykraczający geniuszem poza swoją epokę, pochodził z Aten. Wsławił się budową labiryntu dla Minotaura, pomysłem wyprowadzenia z owej pułapki Tezeusza i oczywiście budową skrzydeł. Zanim jednak trafił na Kretę, do pałacu Minosa, okrył się niesławą. Najprawdopodobniej świadomie spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Co gorsza, ofiarą był młodziutki Talos, uczeń i zarazem siostrzeniec Dedala, syn Perdiks. Podobno powodem zbrodni była zawiść. Talos wynalazł piłę i ulepszył jeszcze swój wynalazek. Niedługo po tamtym odkryciu znaleziono go z roztrzaskaną głową u stóp wysokiego klifu. Zatem Kreta była dla Dedala miejscem zesłania. Swoją drogą, tam też nie świecił przykładem, lecz służył zachciankom króla i królowej. Najpierw ułatwił swojej pani, Pazyfae, spółkowanie z bykiem. Następnie, kiedy konsekwencje tamtego wydarzenia przerosły możliwości zaspokojonej i brzemiennej królowej, zajął się budową labiryntu, w którym ukryto żywy dowód niewierności Pazyfae: krwiożerczego Minotaura. I gdyby nie Tezeusz, Dedal mógłby doczekać swojego ziemskiego końca w dobrobycie. W końcu założył rodzinę i zajął się wychowaniem ukochanego syna. Popełnił jednak błąd – pomógł córce swojego króla, Ariadne, go przechytrzyć. Podał księżniczce kłębek wełny. Labirynt skonstruował bowiem tak, aby nikt nie mógł z niego wyjść, przypuszczalnie nawet sam Dedal nie umiałby opuścić własnej pułapki.

Król Minos ucieszył się na wieść o śmierci człowieka-byka, jednakże, gdy doniesiono mu, że jego najukochańsza córka uciekła z wyzwolicielem Krety, wpadł w szał. Gdyby nie interwencja pokojowo nastawionej Pazyfae, Dedal nie uszedłby z życiem. Ikar zapewne również nie. Skończyło się na zamknięciu ich obu w pułapce, w której Minotaur wcześniej rozszarpywał swoje ofiary.

W tym miejscu rozpoczyna się najsławniejsza część historii wynalazcy z Aten. Należało uciec, a skrzydła, które skonstruował Dedal, działały! Posiadały jednak defekt. Nikt dzisiaj nie wystawiłby im wieczystej gwarancji. Wszystko potoczyłoby się dobrze, gdyby nie beztroska młodość, zwykłe zapomnienie lub niezwykłe zapatrzenie Ikara w Słońce.

W tej historii najciekawsza dla mnie jest udana próba pokonania siły ciążenia. Z góry widać inaczej. Banalny frazes, ale jakże prawdziwy. Żyją jeszcze na kuli ziemskiej tacy, którzy, podobnie jak ludzie za czasów średniowiecznych, znają jedynie obszar, rozciągający się w promieniu kilku kilometrów od miejsca zamieszkania. Słyszymy jednak coraz częściej o podróżnikach, którzy kilkakrotnie okrążyli ziemię. Wielu z nich udało się tego dokonać w czasie o wiele krótszym niż osiemdziesiąt dni. W ten sposób prześcignęli w rzeczywistości wyobraźnię Juliusza Verne’a.

Hugo Steinhaus powiedział kiedyś, że „Ziemia jest kulą u nogi”, że grawitacja jest nie do zniesienia. Oczywiście miał na myśli trudności, z jakimi Ziemianie borykają się na co dzień.

W Los Angeles powstaje komputer pokładowy, który w przyszłości pokieruje rakietą lecącą na Marsa. Z pasażerami. Elon Musk przecina pępowinę łączącą go z matką Ziemią. Jak kiedyś Dedal. Ciekawe, kiedy mu się to uda?

Wracajmy jednak na znany grunt: arte pro arte w ogrodzie botanicznym.
Podążanie za wyobraźnią to według mnie sposób na introdukcję roślin na własny teren, by potem można było podzielić się wynikami eksperymentu, który opiera się na założeniu stworzenia wyjątkowego parku i zaproszeniu do niego gości, z którymi później będzie można założyć skrzydła lub wsiąść do kosmicznego statku, by odlecieć w kierunku nowych światów.

Maria Peszt

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *