Dobra nowina w starej odsłonie

Restout_-_Philémon_et_Baucis_donnant_l'hospitalité_à_Jupiter_et_Mercure

Jean Bernard Restout „Filemon i Baucis goszczący Zeusa i Hermesa”

Chyba jeszcze nie pisałam, że jako mała dziewczynka marzyłam o zawodzie archeologa, czyli naukowca i badacza w jednym, odkrywcy tego, co minione, czego ślady można jednak wytropić przy odrobinie dobrej woli. Teraźniejszość to przyszłość dla przeszłości, a historia to zapowiedź tego, co ma nastąpić. Nie wszystko jest tak samo ważne. A może to jest tak, że dostrzega się przede wszystkim rzeczy bliskie, nie tylko w kontekście miary długości? To, co najistotniejsze dla danego odkrywcy, ma zatem szansę przetrwać, ponieważ zostanie temu poświęcona uwaga. Badacz powinien być czujny i odważnie zadawać pytania. Oddawać się kontemplacji, czyli dedykować swój czas i koncentrację. Kiedy już coś odkryje, a zdarza się to stosunkowo często, to nie posiada się z radości! Odrywa się od swoich wykopalisk i woła: Chodź, coś ci pokażę!

Język starogrecki przez wieki dojrzewał, by stać się językiem uniwersalnym, absolutnie powszechnym. Wyrażał wnikliwość i precyzję tych, którzy się nim posługiwali. Artykułował istotę rzeczy oraz pragnienie głębszego poznania szczególnie tego, co było trudno ubrać w słowa: niewyjaśnionego, ale przeczuwanego. Tym niewyjaśnionym zawsze była przyszłość. Z tego powodu starożytni, nie tylko Grecy oczywiście, budowali świątynie, gdzie mogli zadawać pytania tym, w których opiekę się powierzali. W świątyni (templum) mogli również kontemplować.

„We Frygii na wzgórzu stoi dąb obok lipy, niskim otoczone murem. Sam widziałem to miejsce (…) Staw jest nieopodal, niegdyś mieszkali tu ludzie, teraz tylko nurki na wodzie, gąszcz sitowia ” – tak rozpoczyna jedną z opowieści Owidiusz. Historia ciągnie się przez kilka stron, co oznacza, że dla autora była naprawdę ważna.

Ongiś mieszkali tam ludzie, teraz krainę tę przyroda wzięła w panowanie. Na pobliskim wzgórzu stała kiedyś świątynia.

Dach zdaje się być zrobiony ze złota, bielą się w słońcu przepięknie rzeźbione kolumny, na marmurowej posadzce pysznią się plamy słońca. Gdyby jakiś zbłąkany wędrowiec dotarł do podnóża jej schodów, niech na nie wstąpi i mijając kolumnadę, przejdzie w głąb, gdzie dziedziniec arkadowy okala zdumiewający memoriał: dwa drzewa zrośnięte ze sobą pniami. Symbole wiernej miłości i gościnności. A było tak:

Pewnego dnia Zeus i jego syn Hermes postanowili nawiedzić ziemię. Zeus ukrył swoją boskość, a Hermes złożył skrzydełka, by upodobnić się do człowieka. Pukali już do stu domów, wszystkie obejścia murowane, bogate. Na podwórzach od przychowu gęsto, na polach pełno żywca. Innymi słowy: urodzaj i obfitość! Na pewno ktoś ugości zdrożonych podróżnych. Nadal kołaczą wytrwale, lecz wszystkie drzwi zawarte, nawet kubka z wodą nikt im nie poda, a często i psem poszczuje.

Tuż pod lasem chyli się uboga chatka, trzciną pokryta. Tam swoje kroki kierują wędrowcy. Drzwi otwiera stareńka Baucis, do stołu jej mąż Filemon zaprasza. Staruszka ławę obrusem okrywa, rozgarnia ciepły jeszcze popiół w palenisku, podsyca go chrustem przez Filemona zebranym, ożywia własnym oddechem. Przygotowuje kociołek i prosi Filemona, by przyniósł z ogródka rzepę, a sama spod powały widłami ściąga kawał słoniny, który suszył się tam w oczekiwaniu na święto. Krzątając się, zabawiają gości rozmową, by im czas oczekiwania umilić. Cebrzyk z bukowego drewna napełniają ogrzaną już wodą i zapraszają do umywalni, by odświeżeni goście mogli zasiąść do skromnego poczęstunku. Filemon rozkłada w tym czasie grubą derkę na starym łożu z sitowia, by mieli gdzie spocząć. Baucis już stół przysuwa, a że czwarta noga za krótka, podkłada pod nią glinianą skorupę. Gdy już blat stoi prosto, przeciera go gałązkami mięty i kładzie na nim misy pełne bogactwa ziemi i owoców pracy: dwubarwne oliwki, jesienne tarniny duszone w winie, sałatę, rzodkiew, sery odciśnięte i jaja parzone w gorącym popiele. Filemon ustawia dzban z winem i kubki w buku drążone, woskiem natarte, by zawartość z nich nie wyciekała. A gdy głód został zaspokojony, częstują przybyszów orzechami, jabłkami i winogronami z własnego sadu.

I nagle dzieje się coś niezwykłego: jadła i napoju nie ubywa, pomimo tego, że przybysze wciąż raczą się poczęstunkiem.

Baucis i Filemon poznają, że to nie zwykli śmiertelnicy zawitali w ich progi. Że sami bogowie zstąpili do nich z wizytą. Filemon biegnie po jedynego gąsiora, którego chowają na wielką uroczystość. Chcą go teraz bogom u stóp złożyć, lecz ptak umyka, jazgocząc. Gonią go z Baucis po całej izbie, dostarczając niezwykłym przybyszom rozrywki nie lada. W końcu Zeus z uśmiechem uspokaja sytuację:

– Puśćcie go wolno. Dostaliśmy od was darów aż nadto! Teraz my chcemy się wam odwdzięczyć. Chodźcie z nami! A nie oglądajcie się za siebie, gdyż i waszym sąsiadom chcemy dać odpowiednią zapłatę. – I tak wyprowadzają staruszków z chaty i wiodą na pobliskie wzgórze. Tam dopiero pozwalają im się odwrócić: Wioska zniknęła. Za to na jej miejscu błękitne pluszcze jezioro i żaby kumkają.

– Droga Baucis, drogi Filemonie, czegóż najbardziej pragniecie? – chcą wiedzieć bogowie.
– Niczego więcej nie pragniemy od tego, by stać się waszymi kapłanami – odpowiadają zgodnie małżonkowie. – Zaraz też na miejscu ich chaty staje wspaniała świątynia. Toczone kolumny połyskują bielą, a dach, wcześniej trzcinowy, teraz cały ze złota.

¬– Czy macie jeszcze jakieś życzenia? – dopytuje Hermes.
– Abyśmy nie musieli patrzeć na swoją śmierć, byśmy oddali ducha razem – wyrażają swoją prośbę staruszkowie.
– Niech się stanie wedle słów waszych!

Po wielu, wielu latach, gdy Baucis i Filemon zatęsknili za innym życiem, bogowie przemienili ich w drzewa. W dąb i lipę, co pniami są zrośnięte*.
Od tamtej pory, gdy rodził się chłopiec, w ogrodzie sadzono dąb, a gdy na świat przychodziła dziewczynka, lipę.

W tej historii czegoś mi brakowało. Zasadziłam się więc trochę nad nią, pokontemplowałam i… eureka. Odkryłam, że:
Nie brak jej niczego.

To skąd tamto wcześniejsze wrażenie? Wynikało z przeczucia, że wędrowcy powinni przynosić najpierw dobrą nowinę, a potem zmianę. Życie kochającej Baucis i wiernego Filemona odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Zmiana jest, ale gdzie dobra nowina? Wygląda na to, że są nią sami bogowie, ich przyjście i obecność. Staruszkowie drzwi otworzyli i zdrożonych, czyli umęczonych drogą, wędrowców przyjęli. W nagrodę ich życie zostało odmienione.

Dostrzegam w micie o Baucis i Filemonie zapowiedź tego, co wydarzyło się w historii pewnej rodziny poszukującej noclegu w Betlejem.
„Dziewica Przenajświętsza ze Słowem Bożym w łonie do ciebie przyjdzie z drogi, jeśli jej dasz schronienie ”**.
Niedługo Boże Narodzenie. Życzę wszystkim czytelnikom Szuflady ciepłych, rodzinnych i gościnnych świąt!

*Mit o Baucis i Filemonie sparafrazowany. Źródło: Owidiusz, Metamorfozy, księga VIII
** Św. Jan od Krzyża, O Słowie Bożym

Maria Peszt

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *