Disy – zapomniane opiekunki świata i ludzi

Obdarzone nadnaturalną mocą demony żeńskie pełnią w mitologii skandynawskiej wiele ważnych ról. Pisałam już o przędących nić przeznaczenia ludzi, bogów i całego świata Nornach oraz o wojowniczych walkiriach. Ale na tych dwóch grupach nie kończą się bynajmniej zastępy żeńskich istot nadprzyrodzonych znanych wikingom. Mimo iż świat tych twardych wojowników pozornie znajduje się we władzy Odyna i Thora, tak naprawdę rządzą nim miękkie ręce kobiet – i to zarówno w skali ogólnej, dotyczącej losów wszechświata, jak i jednostkowej – życia każdego człowieka. Taką właśnie opiekuńczą rolę pełniły disy.

O disach wspomina „Pierwsze zaklęcie merseburskie”:

Dawno temu [kiedyś, na początku świata] były disy.
Siedziały i tu, i tam [wszędzie?]¹.

Idisy to nazwa demonów znana już w starożytności. Ich imię wywodzi się od *dha – „dawać”. Dobrze to koresponduje z funkcją, jaką pełniły w mitologii skandynawskiej. Były to istoty dające życie i otaczające macierzyńską opieką. Ich pomocy wzywano przy porodach. Wierzono, że pojawiają się w przełomowych momentach życia człowieka. Mogły przynosić mu zarówno dobro, jak i zło. Nie jest do końca jasne, czy w tym względzie kierowały się wyrokami przeznaczenia, czy same mogły wpływać na losy swych ulubieńców. Prawdopodobnie, jak ludzie i bogowie, musiały jednak być posłuszne przeznaczeniu.

Na początku disy były boginiami płodności, opiekowały się także zasiewami. Na ich cześć obchodzono święto disablot – ofiara dla dis. Już sam czas świętowania – jesień, pora dożynek – wskazuje na związki tych istot z dobrymi plonami.

Jesienią świętowano powrót córki króla Alfów (czyli elfów) z mrocznej krainy olbrzymów. Uwolnił ją dzielny Thor. Jak widać, disy kojarzono także z elfami. Wymowa święta jest w tym aspekcie dość oczywista, choć nie do końca. Zwycięstwo światła nad ciemnością i powrót porwanej córki bardziej kojarzyłby się z wiosną niż jesienią (świetna analogia z mitem o Demeter i Korze).

W sukurs przychodzi nam Snorri Sturluson, który napisał, że disablot w Szwecji obchodzi się nie jesienią, ale na przełomie lutego i marca. W tym przypadku wszystko zgadzałoby się idealnie – koniec zimy, nadejście wiosny, a wraz z nią odradzanie się nowego życia.
Owo wiosenne disablot obchodzono, wspominając mitycznego króla Szwecji Adilsa. Poniósł on śmierć, gdy wjechał konno do świątyni dis. Czaszka władcy pękła, a mózg wylał się na kamień poświęcony disom. Nietrudno dopatrzyć się w tym wydarzeniu ech krwawych ofiar z ludzi, zwłaszcza tych najbardziej cennych – z królewskiej krwi.

To święto najhuczniej obchodzono w Uppsali. Co więcej, połączone było z największym thingiem (wiecem) w kraju. Jak się okazuje, był to świetny czas na domknięcie niezałatwionych spraw i wejście z czystą głową w nowy rok.

W późniejszym okresie zmniejszyła się rola dis. Zdegradowano je do podrzędnych demonów. Mimo to pamięć o nich przetrwała, zwłaszcza na Islandii, gdzie wspomina się o tzw. disach miejsca – landdisach. Wierzono, że owe istoty mieszkają w kamieniach i strzegą danego regionu. Nie muszę wspominać, że te głazy otaczano szczególną czcią.

Nietrudno jednak zauważyć, że ich rola została poważnie pomniejszona – z bogiń płodności, opiekujących się ludźmi, rodami i plonami, stały się duchami małych ojczyzn, mieszkającymi w głazach. A ich imiona zostały zapomniane.

Barbara Augustyn

¹ „Pierwsze zaklęcie merseburskie” [w:] A. Szrejter, „Demonologia germańska”, Gdańsk 2013, s. 72.

About the author
Barbara Augustyn
Redaktor działu mitologii. Interesuje się mitami ze wszystkich stron świata, baśniami, legendami, folklorem i historią średniowiecza. Fascynują ją opowieści. Zaczytuje się w literaturze historycznej i fantastycznej. Mimowolnie (acz obsesyjnie) tropi nawiązania do mitów i baśni.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *