Dionizos – bóg zamaskowany

 

Ave, drogi Glaukosie!

Wszystko ma swoją cenę. Nie jest źle, kiedy za błędy płaci się własnym życiem, gorzej, gdy pociągasz za sobą rodzinę lub całe miasto. Dlatego nie rozpaczaj po Pentheusie. Umarł król, niech żyje król! Tragedia i komedia zazwyczaj idą w parze. Jednakże łączę się w bólu z Agawe. Piszesz, że wpadła w otępienie po tym, jak po ekstatycznej nocy odkryła, że wraz z bachantkami najpierw rozdarła na strzępy ciało własnego syna, by następnie je pożreć na surowo. Pentheus sam był sobie winien! Na własną zgubę wlazł w gniazdo szerszeni i co gorsza uprzednio je podrażnił! Ufam, że Agawe prędko strząśnie z siebie żałobę. To niezwykle silna kobieta.

Twój król próbował zburzyć prastary porządek, ustanowiony przez samego Bachusa – z nim nie ma żartów! Nie siedzi sobie wygodnie na Olimpie, nie popija ambrozji i nie wachluje się chmurami. Po tym, jak Hestia ustąpiła mu miejsca w panteonie, zasiadł na tronie tylko na jedno mgnienie, by z olimpijską mocą zejść do podziemi, a później, już z matką, wrócić do ukochanych gajów. Bachus nie spuszcza z nas oczu! Trudno mi pojąć usilne starania Pentheusa mające na celu, wymazanie kultu boga mirtów i winorośli. Tłumaczył się głupiec tym, że sam nie znosi wina. Nie godził się również na bachiczne święto. Cóż z tego, kiedy zew natury zawsze okazywał się silniejszy od jego absurdalnych zakazów! Nawet jego matka – Agawe kpiła sobie z jego poglądów, rokrocznie przewodnicząc Menadom w szalonych rytuałach.

triumf-opatrznosci-bozej-opilstwo-w-postaci-bachusa-ktoremu-towarzysza-bachantki-pietro-da-cortona-palazzo-barberini-Rome-5a5e2f1ba8a0a

Triumf Opatrzności Bożej Pietra di Cortony z Palazzo Barberini

Boskość Bakcha stoi ponad nami. I pamiętaj: wszystko ma też swój czas. Szaleństwo zawsze się kończy. Przecież nasze matki, żony i siostry na resztę roku przywdziewają szaty statecznych matron. Cóż z tego, że na krótki okres je z siebie zdzierają? Żaden mężczyzna nie mógłby być tego świadkiem, przykładem Pentheus. Nie powinieneś być zatem zazdrosny o Skyllę. Nawet jeśli nadmiar pokarmu oddaje małemu koźlęciu. To zresztą zdrowiej – tak twierdzi nasz familijny lekarz. Mawia również, że niewinnym dziewczętom szczególnie potrzebna jest ta dziwaczna inicjacja. Bez niej szukają wymówek i uciekają do świątyń zamiast zakładać rodziny. Moja Semilla również, zanim Menady porwały ją do wspólnego tańca, ustawicznie mi się opierała: „bo chcę tego i się boję” – powtarzała za Plautem.

Porzuć swój upór, kochany Glaukosie! Nie odmawiaj kobietom ich praw, z których Ty sam później czerpiesz korzyści! Gódź się na warunki, które Ci stawia Skylla, pamiętając o waszym wspólnym interesie! By podołać obowiązkom, damy naszych serc potrzebują tego zdumiewającego nas – mężczyzn – wyzwolenia. Pamiętasz dalsze słowa Plauta?: „Lecz jeśli przypadkiem nierząd sprawia ci radość, rozważ, ile trzeba zapłacić, abyś nie uważała, że swoje życie dzielisz ze mną gratis”. Nic dodać, nic ująć. Weź to pod rozwagę, Glaukosie.

I nie zapominaj o Dionizjach! Bierz w nich czynny udział! To nadzwyczaj skuteczne antidotum na nudę lub coś jeszcze od niej gorszego: narzekanie! W bachicznych orgiach kobiet nam nie wolno uczestniczyć, lecz Dionizje są dla wszystkich! I to na jakim poziomie! Język teatru opowiada prawdę w szczególny sposób. Z rzeczywistością tragedii nie da się dyskutować. Stajesz przed nią nagusieńki. I milczysz. Wstrząsające przeżycie. Wyzwalające – chyba się powtarzam, wybacz, proszę.

Spróbowałbyś wina z mojej piwniczki i zaraz przeszłyby Ci te dziwaczne fochy! Jak to możliwe, że nie przepadasz za tym trunkiem? Czy to w ogóle możliwe? To nasze tebańskie, pachnie rozgrzanym lasem piniowym i korzeniem lukrecji. Ach, jaki ono ma odcień – głębokiej purpury! Jest łagodne i miękkie w smaku. Zapewniam Cię: niebo w gębie!

Zatem nie wieszaj swojej harfy na drzewie! Nie warto płakać po Pentheusie. Pakuj najpotrzebniejsze rzeczy i przybywaj na męską orgię sam, bez ukochanej połowicy! Mężczyźni potrafią się bawić wyśmienicie we własnym towarzystwie!

PS. Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co skrywa maska?

Ave, bywaj zdrów!
Twój Serenus

Maria Peszt

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *