Wysoko postawiony ksiądz, przyjaciel Jana Pawła II. Mąż, ojciec, kochanek. Morfinista. Gwałciciel. Pedofil. Marcial Maciel Degollado był każdą z tych osób w swoim 88-letnim życiu. Fakt, że ktoś taki istniał, naprawdę przeraża, ale jeszcze okropniejsze jest to, że przez tyle dziesięcioleci Kościół pozwalał mu działać.
Powiedzieć, że Kościół stoi ponad prawem, to nic nie powiedzieć. Ojciec Marcial Maciel Degollado miał własny zakon. Dzięki bliskim relacjom z Janem Pawłem II mógł pozwolić sobie na więcej niż inni hierarchowie. Wykorzystywał tę przyjaźń i swoje wielkie zasługi dla Kościoła, by nikt go o nic nie pytał, gdy wyruszał na długie „wyjazdy służbowe”. Latał najpierw do krajów Europy Wschodniej, a tam przesiadał się do samolotów lecących do Meksyku lub Hiszpanii, gdzie mieszkały, odpowiednio, jego żona i kochanka. Gdy miał ponad pięćdziesiąt lat, Degollado poznał nastoletnią Meksykankę. Rozkochał w sobie ją i jej syna, a następnie wziął z nią ślub pod przybranym nazwiskiem. Oczywiście kobieta nie wiedziała, że jej partner jest księdzem – Degollado udawał businessmana. Wkrótce przybrany syn stał się ofiarą jego niepohamowanej żądzy. Nie pierwszą ani ostatnią.
Śledztwo kanoniczne – w tych dwóch słowach zawiera się przyczyna bezkarności Degollada. Ponieważ Kościół może wszelkie sprawy o pedofilię rozwiązywać wewnętrznie, prawnicy biorą pod uwagę nie tylko sam czyn, ale też status podejrzanego. Degollado był blisko z Janem Pawłem II, wierzono więc, że papież byłby jedną z pierwszych osób, które potwierdziłyby podejrzane czyny meksykańskiego księdza. Chociaż autorka książki, włoska dziennikarka, twierdzi, że papież nic nie wiedział, trudno całkowicie jej uwierzyć. Pogłoski o skłonnościach Degollada pojawiały się już w latach pięćdziesiątych, jednak ten przez kolejnych pięćdziesiąt lat coraz śmielej oddawał się swoim uciechom i nikt niczego nie podejrzewał? Prawdy, niestety, nigdy nie poznamy, choć nie da się zaprzeczyć, że papież miał wobec Degollada ogromny dług – ten antykomunista zorganizował pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II, właśnie do Meksyku, i wykorzystując swoje koneksje, sprawił, że została odpowiednio nagłośniona. Dzięki sukcesowi odniesionemu w tamtym kraju Karol Wojtyła uwierzył, że uda mu się również w komunistycznej Polsce.
Warto zwrócić tu uwagę także na wątek Stanisława Dziwisza, który bronił Degollada, uznając oskarżenia przeciwko niemu za oszczerstwa, a teraz utrzymuje, że papież nic nie wiedział o nawet nie podwójnym, lecz potrójnym życiu meksykańskiego księdza. Z takim obrońcą niewinność Jana Pawła II jest, niestety, domniemana. Materiały zebrane w tej książce mogłyby posłużyć za kanwę thrillera czy dramatu, ale efekt finalny jest raczej rozczarowujący. Język, jakim posługuje się autorka – utarte sformułowania w stylu: „niewolnik narkotyków”, „uzależniony narkoman”, „za zastrzyk oddałby wszystko” – jest pierwszą poważną przeszkodą do uznania Demona w Watykanie za dobrą dziennikarską robotę. Od kogoś, kto trafił na taki materiał, oczekiwałbym również większego zaangażowania, drążenia tematu, a nie (w gruncie rzeczy) zadowolenia się informacjami udostępnionymi przez Watykan.
Tytuł: Demon w Watykanie
Tytuł oryginalny: Il demonio in Vaticano
Autor: Franca Giansoldati
Przekład: Anna Osmólska-Mętrak
Liczba stron: 232
Rok wydania: 2018
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.