Czesław Bonaparte

20131024_193411
fot. U.Orlińska-Frymus

Tak piszę na chwilę przed listopadowym smutkiem i tak myślę, co by tu, o czym, no bo dla kogo, kto to czyta…

Nie cierpię listopada, tego obrzydliwego miesiąca Skorpionów w Polsce, no i za granicą również. Listopad jest smutny, bo mokry, taki wilgotny, jakby to powiedziała moja przyjaciółka Katarzyna – mięso w listopadzie od kości odchodzi. Ona od paru dobrych lat mieszka w Anglii, więc pewnie jej tylko kości zostały. Druga przyjaciółka mieszka w Niemczech, a trzecia w Norwegii. Ja z kolei do Polski po długich latach wróciłam. A powróciłam dlatego, że tam mnie nikt nie chce, a tu nikt na mnie nie zwraca uwagi, i tak właściwie nigdzie potrzebna nie jestem.  Aha, oprócz tego choruję na Syndrom Ojczyzny, którego nikt w moim najbliższym otoczeniu nie rozumie.

Nikt oprócz Czesława, tyle że on nie jest z mojego najbliższego otoczenia, nad czym niemal codziennie ubolewam. W każdym razie Czesław wie, na co choruję, ba! nawet o tym śpiewa właśnie.  Czesław Śpiewa o nas, o Polakach emigrantach. A Polska wrze. Dyskusje, płacze, sprawy sądowe. Boże, co się dzieje. „Nienawidzę cię Polsko/ na to nic nie poradzę/ nienawidzę cię Polsko/ bo nade mną masz władzę”, śpiewa z płyty artysta. Państwo z Internetu każą Czesławowi wypierdalać na Zachód, TV Kulturalna mówi: oj, oj, musisz o tym opowiedzieć. Płacz i pożoga. A ja zarzynam płytę, bo tak akurat się składa, że kocham Czesława miłością platoniczną zapewne, wręcz pewne raczej. I przykro mi o tym pisać, ale zdaje mi się bardzo mocno, że ma rację, że wreszcie ktoś odważył się powiedzieć/zaśpiewać o uczuciach wszystkich tych, którzy są Tam, a nie Tu. I gówno prawda, że rozchodzi się o próbę poznania innych miast, świata zobaczenia, jak przekonuje Pani z długimi włosami, w okularach z gazety jakiejś bardzo poczytnej. Chodzi o kasę, prawda? O to, że ludzie chcą zapewnić godny byt sobie i swojej rodzinie i się zatracają. Co słychać w „Wyjedź Tato”. Brawo za podsumowanie psychologiczno-socjologicznego problemu XXI wieku. Tylu się rozgadywało o sieroctwie emigracyjnym, a tu Czesław w dwóch minutkach tylko ogarnął cały temat.  Fakt, zatracamy się w zdobywaniu, robieniu pieniędzy, co Czesiu piękne podsumowuje w spaniu na budowie, ale na Boga – ma chłop rację. Tacy z nas „biali Murzyni”.  I nie ma tu wątku rasistowskiego, raczej utarty brzydki schemat wyrazowy. Jesteśmy niewolnikami DZIEDZICTWA, niewoli od pokoleń, trudnej Mickiewiczowskiej Emigracji.

Mam ci za złe twe dziedzictwo/ ciągle jeszcze we mnie żywe/ Bo ty jesteś prymitywna/ ja jestem prymitywem

Tak śpiewa Wielki Artysta Napoleon naszych/mojego czasu, myśli moich i doznań również.

Smutne to bardzo, ale jak mówi Czesław, trochę w tym i ironii, i smutku, i śmiechu. Ale ma rację. Przykro mi bardzo, proszę państwa polityków, których działania o dupę można rozbić podwójnie.

A czemu przykro? Bo to, o czym śpiewa Czesław Mozil, traktuję bardzo personalnie. Szczególnie „Tango magister”. Pozwolę sobie przytoczyć całą piosenkę. Wspaniały hymn o tych, którzy poświęcają się nauce.

Tańczą ze szczotką na ulicy doktor i magister/ nikt im tu stopni nie zaliczy/ ważne, że jezdnie będą czyste

Tango magister/ tango profesor/ długa nauka poszła w las/ kim są, niewiedzą/ wiedzą, kim nie są/ niczego nie nauczą nas/

Inteligentne krawężniki stoją w kolejce wzdłuż ulicy/ nasi pucują im buciki/ wyższych uczelni pracownicy/ tango profesor tango docencik/ w kraju ważniaki, tutaj śmieć

 

Albo daruję sobie, nie piszę całości, w każdym razie, Czesław, wielki szacun.

Ula Orlińska-Frymus

About the author
Ula Orlińska-Frymus
doktorantka US, ukonczyła szkołę dla emigrantów w Izraelu oraz podyplomowe studium nauki o Holokauście na UW, autorka reportaży z Izraela i Japonii, zakochana w Harukim Murakamim, sushi i komiksach Rutu Modan. A przede wszystkim - mama Franka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *