„Ciemność boi się koloru” to almanach I zlotu poetów i grup poetyckich województwa łódzkiego. Tom zredagowała Małgorzata Skwarek-Gałęska, a głównym kluczem w doborze utworów było pochodzenie autorów lub ich przywiązanie do ziemi łódzkiej (w tomie również wiersze „gości”). Nie znajdziemy tu żadnego tematu przewodniego, nie ma także innych kryteriów. Utwory łączy jedno – niebywała radość z tworzenia poezji. Wspólnym mianownikiem można również nazwać przedkładanie treści nad formę, co jest znamienne dla niemal wszystkich znajdujących się tu twórców.
Jak to w przypadku wszelkich zbiorów bywa, obok wierszy wybitnych, czy choćby godnych uwagi, znajdują się kompozycje gorsze, nie do końca nadające się nawet ująć w (tak przecież współcześnie szerokie) ramy dobrej liryki. Ale nawet tym słabszym utworom nie można odmówić tego, że powstają ze szczerego serca, są efektem naturalnej, spontanicznej miłości do słowa pisanego.
Znajdziemy tu wiersze poważne, nastrojowe, smutne, mówiące o tym, co ważne, ale i bolesne, niespełnione. Przeciwwagę stanowią dla nich liryczne żarty, radość i śmiech. W inteligentny sposób bawi się dystychami Agnieszka Jarzębowska.
Poeci chętnie komentują codzienność współczesnego człowieka, kreślą wizję przyszłości, rzadziej wracają pamięcią w przeszłość. Robią to głównie po to, by przywoływać bolesne wspomnienia, straty, niewykorzystane szanse. W nastrojowym wierszu zamknęła dzień Małgorzata T. Skwarek-Gałęska:
dzień o fakturze ziarnistej jak plaża
podczepiony pod niebo
staczający się ku brzegom
zasypiał na polnej drodze
w otoczce zieleni
wsłuchany w brzęczenie traw
szukał odbicia w leniwej rzece
w przestrzeni między
dzień o fakturze ziarnistej jak plaża
pełen osobnych sekund
zamkniętych w czyichś dłoniach
Najchętniej opowiada się tu o miłości w różnych jej wariantach. Są zakochane podmioty, rozczarowane, tęskniące, oddające się namiętnościom czy wzdychające jedynie z ukrycia. Ważną rolę zdaje się pełnić przyroda, sprzyjająca miłosnym uniesieniom.
Drugim często pojawiającym się tematem będą ludzie, ci szczególni, ważni, wśród nich (mniej lub bardziej) znane osobistości. Wybija się tu liryk „Świat Anny” Hanny Prosnak, która w kunsztowny sposób (za pomocą środków poetyckich) scharakteryzowała twórczość (i zapewne też samą osobowość) innej artystki, Anny Banasiak.
Istotna jest dla poetów również przestrzeń, w której żyją i tworzą. Piszą o związkach ze światem, przynależności człowieka do konkretnego miejsca. Motyw miasta wykorzystała w bardzo ciekawy sposób Agnieszka Battelli w wierszu bez tytułu:
Miasto niepokonane,
niczym harpia,
sięgasz po moje ciało
i miażdżysz je
o odrapane mury.
Wciskasz w bramy
śmierdzące moczem
psów i tych,
którzy udają,
że mogą przestać pić.
Za włosy ciągniesz,
po trawniku.
Nie dajesz mi spokoju,
jesteś w każdej komórce,
szczelinie.
Wywozisz marzenia
na wysypisko.
Chcę uciec,
nie mogę.
Jestem jak pies,
przykuty do budy.
Łańcuch wrósł w szyję,
skowyczę.
Pilnuję ruin miasta,
które jest we mnie.
Zdecydowanie więcej tu wierszy kobiet, ciekawą lirykę zapowiadają utwory Markat Nowackiej i Anny Baśnik. Wśród skromnego zbioru liryków panów na szczególną uwagę zasługuje – najlepszy w moim odbiorze – Krzysztof Deroń z dwoma wspaniałymi wierszami („List do Gali’, „Perfuzyjność Systoli”). Przy tej okazji wspomnieć muszę również świetną „Modlitwę do Judasza” Jacka Sojana, utwór, który zaskoczył mnie najbardziej:
ukaż mi się objaw
z całym okrucieństwem
szczodrej konsekwencji
wydaj mnie
na pastwę szyderców
na udręczenie przekłamań
przeinaczonych myśli
przekrętaczy słów
wydaj mnie
na chłostę prześmiewców
z soczystego pastwiska
sprowadź do rozjarzonej bieli
na nieodwołalną ostateczność
na ofiarę całopalną
bądź mi Judaszem
wydawco
wydaj mnie
najlepiej na czerpanym
albo kredowym papierze
Wśród „gości” spoza województwa zainteresowały mnie jeszcze cztery panie: Małgorzata Hrycaj, pisząca o niezmienności ludzkiej natury, Ada Jarosz ze swoją definicją czasu, Izabela Mełech-Ostrzeniewska i szczere wyznania jej podmiotu oraz Eliza Segiet, która zachwyca filozoficzno-lirycznym piórem, pisząc m.in. o byciu-w-czasie:
„Czasochron”
Splecione w minutę sekundy
pączkują w godziny
i dalej mkną…
A my wtuleni w czas,
otoczeni światem
niekiedy spoglądamy w niebo,
by liczyć gwiazdy
i czekać na wschód słońca
Bez zegarka
można żyć.
On nie jest czasochronem
lecz wybarwia minutę,
która już nie czeka na kukułkę.
Na końcu i na początku
jesteśmy zawsze w czasie.
Takie zbiory wierszy pozwalają znaleźć nazwiska, których potem wypatruje się w poetyckich publikacjach czy na księgarskich półkach. Wszystkie osoby, które tu wymieniłam, zasługują (w moim, bardzo subiektywnym odczuciu) na „odnalezienie”.
Kinga Młynarska
2 komentarze