Chmielewska na sterydach, czyli „Dywan z wkładką” i „Efekt pandy” Marty Kisiel

Kiedy w recenzji Toń pisałam, że Marta Kisiel powinna spróbować swoich sił w kryminale, miałam na myśli powieść zbliżoną atmosferą do Cyklu wrocławskiego: kryminał w stylu noir z duszną atmosferą miasta-palimpsestu, pełnego historii, zarówno tej znanej z kart podręczników, jak i tej ukrytej, opartej na zakulisowych intrygach i tajemnicach, które wciąż czekają na rozwikłanie. Tymczasem Kisiel sięga do tradycji kryminału w wykonaniu Joanny Chmielewskiej, obfitującego w absurdalne sytuacje, gwałtowne zwroty akcji i opartego na sporej dozie przypadkowości, gdzie fabuła nie musi być trzymana w ryzach, a bohaterki mają więcej szczęścia niż rozumu. Ponieważ sama wychowałam się na kryminałach w wykonaniu Arthura Conan Doyle’a i Agathy Christie, widzę w tym gatunku warsztatowe mistrzostwo: skomplikowane konstrukcje fabularne, stopniowanie napięcia, dawkowanie informacji, nieustanne gry z czytelniczką i sporą dozę krytyki społecznej, do jakiej zwykle skłania zbrodnia. Osobowość bohaterów odgrywa drugorzędną rolę względem ich funkcji w powieści. Chmielewska była dla mnie zawsze bardziej autorką komedii niż kryminałów, chociaż nie byłoby Joanny Chmielewskiej bez Jane Marple.

Dywan z wkładką zaczął się obiecująco: morderstwem i typową sytuacją z kryminałów Christie, gdzie każdy ma motyw i okazję, liczba podejrzanych jest ograniczona i do zbrodni dochodzi w zamkniętej przestrzeni niewielkiego osiedla pod lasem. Dodatkowo wszystkie poszlaki wskazują na jedną osobę, co do której domorosła detektyw Teresa Trewna i jej dzielna pomagierka w osobie teściowej są pewne, że zabić nie mogła. Przecież Andrzej Trewny muchy by nie skrzywdził. Niestety, nie ma tu trzymania czytelniczki w niepewności, czy to przekonanie jest słuszne, nie ma moralnych ambiwalencji i zasadniczo nie ma napięcia – co jest największą wadą powieści. Sama zbrodnia wydaje się nieszczególnie straszna, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ofiara sama jest sobie winna, przez co szukanie sprawcy nie wydaje się szczególnie pilne. Nie jest to specjalnie nietypowe dla kryminału – skoro każdy miał motyw, żeby zabić, osoba zamordowana nie była na tyle sympatyczna, żeby czytelniczka uroniła łzę nad śmiercią ofiary. Kryminał odsłania traumatyczną prawdę, zgodnie z którą „wszyscy jesteśmy mordercami w nieświadomości naszego pragnienia” (słowami Slavoya Žižka), wystarczy o jedno ujadanie psa w środku nocy za dużo, by spokojny obywatel chwycił za szpadel i zamordował sąsiada. Teoretycznie napięcie powinno wynikać z faktu, że oskarżenie może paść na niewinnego Andrzeja, ale ile w tym realnych obaw, a ile histerycznego strachu cholerycznej Teresy? Jej obaw nie można traktować poważnie, bo jej samej nie można traktować poważnie. Owszem, postaci są sympatyczne, ale też niekompetentne na tyle, że ich poczynania sztucznie powiększają objętość książki, bo samego śledztwa nie ma tam zbyt wiele, raczej jest chaotyczne miotanie się w poszukiwaniu informacji. Więcej uwagi poświęca się też nośności dźwięku w zabudowie wielorodzinnej na początku powieści niż motywacji sprawcy zbrodni na końcu. Osobowości Trewnych przyćmiewają fabułę, co nie zdarzało się nawet u Chmielewskiej, tym bardziej że postaci Kisiel są boleśnie jednowymiarowe, scharakteryzowane tylko jedną cechą, ale za to nieproporcjonalnie przerysowaną. Mimo to Dywan z wkładką sprawdzi się jako relaksująca komedia na wakacje, o ile wyłączy się wcześniej myślenie.

Efekt pandy cierpi na syndrom drugiego tomu: zawiera wszystkie wady swojego poprzednika i ani jednej jego zalety. Postaci zachowują się jak bohaterowie polskich sitcomów, całkowicie nienaturalnie i nieprawdopodobnie. Zbrodnia ma charakter jedynie domniemany, napięcia całkowicie brak. Żarty słowne nie śmieszą, lecz zaczynają wprawiać w zażenowanie, szczególnie łamańce polsko-rosyjsko-francuskie. Nie lubię, kiedy Kisiel wchodzi w tryb pisania, w którym każde zdanie musi być dowcipem: to był wielki problem Siły niższej, również drugiego tomu i najsłabszej pozycji w cyklu Dożywocie. Cierpi na tym fabuła, charakteryzacja postaci i konstrukcja powieści, która zmienia się w niekontrolowany, kompulsywny słowotok. Innymi słowy, powieść wygląda, jakby redakcji nie widziała, co nie może być prawdą. Kisiel dowiodła też swojej samokontroli i umiejętności warsztatowych w innych pozycjach, dlatego też nie przestaję być fanką jej twórczości. Nie rozumiem tylko, czemu jej powieści kryminalne są mniej realistyczne od fantastyki. Bez względu na to, czy Trewne znajdują zwłoki sąsiada w lesie, czy podejrzewają, że za ścianą doszło do morderstwa, podjęte przez nie działania są jedynie absurdalne, i to nie do końca z takim efektem komediowym, o jaki chodziło autorce. W przypadku Efektu pandy śmiałam się z Trewnych, a nie z nimi.

Wiem, że obie pozycje znalazły entuzjastycznych odbiorców i biorę pod uwagę, że najwyraźniej nie jestem modelową czytelniczką tego rodzaju prozy. Ale obie powieści mają zbyt wiele elementarnych wad konstrukcyjnych, żeby udawać, że tylko mój sposób odbioru czy oczekiwania gatunkowe są problemem. O ile jeszcze humor jest całkowicie subiektywnym odczuciem, o tyle określenie tych powieści mianem „kryminalnych” stanowi nadużycie.

Autorka: Marta Kisiel

Tytuł: Dywan z wkładką

Wydawnictwo: W.A.B.

Liczba stron: 331

Data wydania: styczeń 2021

Autorka: Marta Kisiel

Tytuł: Efekt pandy

Wydawnictwo: W.A.B.

Liczba stron: 352

Data wydania: wrzesień 2021

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *