Ostatnio przeczytałam sobie pierwszą powieść twórcy „Testosteronu” i „Lejdis”. Piszę: „przeczytałam sobie”, bo jakichś innych emocji przy czytaniu nie odczułam. Owszem, parę razy się pośmiałam. Lektura zajęła mi dwa wieczory podczas urlopu od innych książek. I tyle można by powiedzieć.
Ale postaram się powiedzieć więcej. Otóż Andrzej Saramonowicz pisze książkę, która właściwie mogłaby być scenariuszem całkiem dobrego, jak na polską kinematografię, filmu. I to się chwali. Bo podczas czytania doznałam ciekawej projekcji obrazów – prawie jak z Barei. Powieść Saramonowicza jest opowieścią o współczesności. O zagubionym pokoleniu czterdziestolatków z XXI wieku. Jest tu dwoje głównych bohaterów-narratorów – Jakub Solański oraz jego jedenastoletni syn. Większość wydarzeń przedstawiana jest z ich punktu widzenia, to znaczy najpierw opowiada Kuba, później Mateusz. Obydwaj obracają się w kręgu zachwianych kulturowo rozwodników, lekko popapranych życiowo ludzi, gdzie filozofia egzystencjalna jedenastolatków mocno przewyższa wartości moralne dorosłych, zwanych ich rodzicami. Fabuła nie jest skomplikowana. Kuba Solański właśnie wziął rozwód, choć w sumie nadal kocha swoją żonę, matkę ich ukochanego jedynaka. Ale zrobił już ten krok i wspaniale spędza drugą młodość, wypełniając ją pracą (jest neurochirurgiem), spotkaniami z synem i bardzo częstym seksem z różnymi sąsiadkami, nauczycielkami i innymi paniami. Rozwodzi się również jego najlepszy przyjaciel Paweł, trochę niespełniony aktor. I akcja toczy się od wódki do wódki, od łóżka do łóżka, w międzyczasie są miłości – Mateusza, Agnieszki (pan od fitnessu), zwariowana matka bliźniaczek oraz wypadek kumpla Matiego, którego operuje Jakub Solański.
Pisząc więcej, opowiedziałabym całą fabułę, więc stop. Książka jak najbardziej letnia, wakacyjna. Z przymrużeniem oka. Mogę polecić, choć ambitnym czytelnikom – z lekką trwogą.
Ula Orlińska-Frymus
Autor: Andrzej Saramonowicz
Tytuł: Chłopcy
Wydawnictwo: Wielka Litera
Miejsce: Warszawa
Rok: 2015