Cesarzowa, Wisielec i Rydwan

Sprzątałam ostatnio w szufladzie (dokładniej: prowadziłam wykopaliska), do której nie zapuszczają się nawet najdzielniejsi odkrywcy. Trafiają tam przedmioty „bez kategorii”, czyli takie, których nie da się zaliczyć w poczet mieszkańców innych szuflad, typu sztućce, obrusy, materiały plastyczne i tak dalej. Zaczęłam standardowo – wysypałam wszystko na stół. Wśród zdechłych much (nie było mojego pająka Krzysia, którego może znacie z mojego profilu na Facebooku), kluczy (nie wiadomo do jakich drzwi), obok gipsowych sikorek, starego pilota, niedokończonego haftu i tym podobnych znalazłam pudełko. Granatowe. Dość wytarte. Otworzyłam, aby sprawdzić, co też kryje. A kiedy już zobaczyłam, postanowiłam o tym napisać, specjalnie dla Szuflady.

Tarot. Sceptycy powiedzą, że to kompletne bzdury. Nie da się przewidzieć przyszłości, choć od setek lat wiele mądrych głów stara się opracować jakąś niezawodną metodę. Ci, którzy nie zajmują się kamieniem filozoficznym i podróżami w czasie, najpewniej poświęcą się właśnie wróżbiarstwu, a w tej dziedzinie tarot zajmuje poczesne miejsce. Przeciwnicy okultyzmu napiętnują ich – bycie przeciwnikiem zobowiązuje. Sama należę do tych bardziej zrównoważonych, którzy nie wierzą ani w taroty, ani w kabałę, ani w ogóle w nic tego typu, ale jeśli komuś ma to pomóc – proszę bardzo. Mojego nastawienia nie zmienia pochodzenie z rodziny o długoletnich tradycjach „wróżebnych”. Moja prababka parała się kabałą i tarotem. Moja babka nie parała się niczym takim jak karty, ale za to stosowała wiele ludowych metod pozbywania się niechcianych rzeczy, jak np. ból głowy czy upierdliwi goście. Zamiłowanie do tarota przeskoczyło ją i trafiło na moją mamę. Wychowywana przez trzy kobiety z okultystycznym zacięciem, wyrosłam na osobę bardzo mocno stąpającą po ziemi, chociaż nawet moja niania zajmowała się kabałą. Czyli jednak daleko pada jabłko…

Mimo podejścia „szkiełko i oko” – tarot mnie pociąga. Nie dlatego, że chcę wiedzieć co się stanie, bo nie przejmuję się nadmiernie przyszłością. To, co do mnie przemawia, to przebogata symbolika namalowanych na kartach postaci, będąca mieszanką symboli antycznych, religijnych i odniesień historycznych. Tarot sprawia przez nie wrażenie kompletnie nieczytelnego, ale ja uważam, że każdy z obrazków ma tę przedziwną cechę, że potrafi świetnie oddać rozterki, z jakimi mierzą się ludzie. Pewnie dlatego namalowałam swego czasu szereg obrazów będących przetworzeniem symboliki tarota. Niestety niezadowolona z zastosowanej techniki – pozbyłam się ich. Żałuję, szczerze.

Tarot jest też bytem płynnym. Nie został opracowany raz i na zawsze. Wygląd kart zmieniał się, zależnie od epoki czy nawet indywidualnych preferencji wróżącego. Istnieją także różne wydania tarota: od prostych (w tym kart „szkoleniowych”, z podkreślonymi kluczowymi cechami, które pozwolą je odczytać) po tak bogato ilustrowane, że trudno się domyślić o co chodziło artyście. Wśród tego bogactwa form, kolorów, motywów i stylów, najpopularniejszym wydaniem jest pochodzący z XVII wieku tarot marsylski. Powszechnie sądzi się więc, że karty tarota i tradycja wróżenia z nich powstały właśnie wtedy. Nie do końca. Zdaniem badaczy tarot jest znacznie starszy i wywodzi się od kart używanych przez Mameluków, sprowadzonych do Europy z Turcji. W XV wieku włoscy arystokraci grali nimi w „tarocchi appropriate”, grę polegającą na tworzeniu poezji na zadany przez wylosowaną kartę temat.

Najwcześniejsze talie nie były tworzone z myślą o okultyzmie. Służyły do grania w coś na kształt współczesnego brydża. Bogaci zamawiali wtedy bardzo dekoracyjne karty, zwane triumfami. Już wówczas rozróżniono cztery podstawowe „kolory” (pałki, miecze, monety, kielichy), którymi dekorowano wizerunki królów. Z czasem dodano królowe i inne postaci. Ostatecznie talia liczy 78 kart, podzielonych na dwie grupy: Wielkie i Małe Arkana.

Wróżenie z tarota było naturalną konsekwencją gier. Skoro za każdym razem należało opowiedzieć nową historię, zależną od wylosowanych kart, mechanika gry bliska była temu, z czym zetkniemy się w salonie wróżb. Wróżący (sobie) wybierze karty, a odczytujący je opowie, co się wydarzy. O ile kiedyś mówiono ściśle o kartach, o tyle z czasem obrosły one w symbolikę i stały się narzędziem do przewidywania przyszłości. Tak po prostu. Był popyt na ostateczne odpowiedzi – był tarot.

W wieku XVIII tarot opuścił Włochy i zaczął podbój Europy, już w postaci kart służących do wróżenia. Gdzie się pojawił, tam generował nowe legendy: jakoby był dziełem Romów (to nieprawda, karty przybyły do Europy wcześniej niż Romowie) czy też został opracowany przez egipskiego mędrca. Niestety, w owym czasie kamień z Rosetty nie został jeszcze odczytany, ale połączenie tarota z cywilizacją, która w powszechnym przekonaniu miała wgląd w ludzko-boskie sprawy, dodawało mu znaczenia. Tarot miał być elementem księgi Thotha (bóstwa mądrości), w której zamieszczono wzorce kart, odtworzone przez osiemnastowiecznych wróżbitów. O ile przedtem tarot odczytywany był wprost (opowieść o rysunku), o tyle w owym momencie karty zyskały abstrakcyjne znaczenie.

Od tamtego czasu powstało naprawdę wiele różnych talii. W Madrycie odwiedziłam sklep, który specjalizuje się właśnie w sprzedaży tarota. Katalog talii liczył kilkaset stron i znajdowały się w nim egzemplarze kolekcjonerskie, trudne do zdobycia. W moim pudełku znalazłam trzy talie, które uwieczniłam dla was na fotografiach. Czy widzicie, jak bardzo się różnią? Kiedy rozłoży się obok siebie rozmaite zestawy, zwłaszcza takie, które powstały w innych latach, można z łatwością prześledzić ewolucję symboli. Przykładowo – dzisiejszy Pustelnik, który trzyma latarnię, wcześniej miał w ręku klepsydrę, a jeszcze wcześniej był Saturnem lub Chronosem, władcą czasu. Karta oznaczała kiedyś odłożenie spraw, opóźnienie. Znaczenie to nie przetrwało do dzisiaj. Tarot niesie też ze sobą wiele informacji historycznych. Na przykład talia z 1725 roku ilustruje ówczesną wiedzę na temat geografii. Poza tym karty są często dziełami sztuki i nieustającą inspiracją dla kolejnych artystów, którzy opracowują ilustracje.

Najsilniejszy wpływ na dzisiejszego tarota mają grupy okultystyczne działające w XIX i XX wieku w Anglii i Francji. To wtedy powstały podwaliny interpretacji kart, pochodzące właśnie od tak lubianej w moim domu kabały. Karty służyły nie tylko do wróżenia, ale też do medytacji. Z tamtego okresu pochodzą najpopularniejsze talie: Waite’a i Crowleya, które posiada oczywiście moja mama. Są tak efektowne, że przyciągnęły psychologów ze szkoły Junga i skłoniły ich do analizy i opisania zastosowanych na kartach symboli. Obecnie tarot nie ewoluuje w formie – zmienia się tylko szata graficzna.

Jak stawia się tarota? Jest wiele różnych sposobów. Trudno mi je wszystkie tu zebrać, zwłaszcza że nie jestem profesjonalistką jak babcia czy prababcia, czy mama. Zależnie od sprawy wybiera się rozkład i analizuje karty. Bywa, że powiedzą one wszystko, bywa, że milczą – są kapryśne. Jeśli macie ochotę spróbować, wybierzcie się do kogoś, kto się zajmuje kartami. Krzywda się nie stanie, a przynajmniej sprawdzicie, czym to pachnie. Z pewnością nie należy się tarota obawiać – to tak, jakby bać się kart do pokera. Niewinna gra wyewoluowała w dworską rozrywkę, zabawę w czytanie przyszłości, które jednak może budzić strach. A jak wiadomo, strachom najlepiej stawić czoło.

Co zrobiłam z kartami, które znalazłam? Obejrzałam je, a potem odłożyłam do pudełka. A pudełko do szuflady. Niech czekają na kogoś, kto będzie chciał się nimi posłużyć. Ja nie reflektuję.

Katarzyna Mlek

 

About the author
Katarzyna Mlek
Pisarka, malarka, artystyczna dusza; od czasu do czasu pisze bloga. Autorka powieści i opowiadań, w których często porusza się pomiędzy światem rzeczywistym a zjawiskami nadprzyrodzonymi, w które głęboko nie wierzy. W wolnych chwilach zajmuje się tym, co aktualnie ją interesuje, a jest tego trochę. Chętnie bierze udział w różnorodnych artystycznych inicjatywach, popularyzujących literaturę i sztukę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *