Czytając komiksy – bądź książki – dla dzieci i młodzieży, możemy zaobserwować charakterystyczną koncepcję, wedle której realizowana jest tematyka stricte dziecięca w świecie literackim. Otóż na przestrzeni lat, m. in. za sprawą Antoine’a de Saint-Exupéry’ego i jego „Małego księcia” czy serii o Kubusiu Puchatku i przyjaciołach autorstwa A.A.Milne’a, wykształcił się pewien schemat tworzenia tego gatunku, gdzie na pierwszy plan wysunął się element fantastyczny. Jest on przedstawiany w uproszczony sposób – nie zniechęcający swoją zawiłością oraz kreacją. Możliwe, że to właśnie ten zabieg przyczynił się do sukcesu komiksowej serii o tytule „Calvin i Hobbes” Billa Wattersona.
Kluczową rolę w konstrukcji fabularnej gra tu wyobraźnia (czyli wspomniany element fantastyczny) tytułowego bohatera, Calvina. Nieodłącznym jego towarzyszem jest pluszowy tygrys – Hobbes. W kadrach przedstawionych z perspektywy chłopca jego maskotka staje się żywym tygrysem. Owe „zwierzę” jest najlepszym przyjacielem Calvina; spędzają ze sobą niemal całe dnie, Hobbes uczestnicy zarówno w życiu szkolnym, jak i domowym Calvina. Jednak wyimaginowany świata bohatera nie ogranicza się jedynie do zabaw z Hobbesem – dzięki swojej wyobraźni chłopiec często staje się superbohaterem i ratuje świat. Zazwyczaj jest to sposób na nudę dopadającą Calvina, która, jak wiemy, może czaić się wszędzie – czy to w samochodzie stojącym na parkingu centrum handlowego, gdy rodzic od dłuższego czasu nie wraca, czy podczas trwania niezbyt interesującej lekcji.
Przygody Calvina i Hobbesa nie byłyby jednak tak fascynujące, gdyby nie goszczący na każdej ze stron komiksu humor. Dowcip zastosowany w „Calvinie i Hobbesie” jest dość specyficzny, zwłaszcza dla komiksu skierowanego – było nie było – do dzieci: ma on filozoficzny wymiar, który jest doskonale widoczny w pytaniach tytułowego bohatera skierowanych do rodziców czy innych dorosłych. Bohater odkrywa w ten sposób wiele paradoksów obecnych w rzeczywistości dorosłej części społeczeństwa i dochodzi do własnych wniosków, często zaskakujących i podwójnie zabawnych, bo przefiltrowanych przez dziecięcą naiwność, szczerość i niezłomność w wierze dotyczącej słuszności własnych przemyśleń.
Jeśli chodzi o fizyczną formę egmontowskich wydań komiksu, nie można się do niczego przyczepić – ot, jakość, do której przyzwyczaił nas wydawca. Albumy w serii mają kolorowe, miękkie okładki, natomiast wszystko, co znajdziemy w środku, to klasyczna czerń i biel. Kreska też nie wyróżnia się niczym na tle innych pozycji z półki dziecięcych komiksów – idealna do adaptacji w formie filmu animowanego.
Rzućmy okiem na postać samego twórcy, czyli Billa Wattersona. Poza tworzeniem komiksów i ilustracji specjalizuje się także w pisaniu scenariuszy. Pochwalić się może wieloma nagrodami, m.in. Eisnera i Harvey’a. Oczywiście, sztandarowym dziełem Wattersona jest „Calvin i Hobbes”, wydawany od 1985 do 1995 roku.
Początkowo w Polsce komiks ukazywał się w magazynie „Kelvin i Celsjusz” (gdyż tak właśnie brzmią polskie wersje imion bohaterów); dziś, poza wspomnianym egmontowskim wydaniem, paski „Calvina i Hobbesa” można znaleźć w „Super Expressie” oraz w warszawskim dodatku „Dziennika”.
Warta wspomnienia jest również inspiracja, na mocy której rysownik nadał imiona tytułowym bohaterom. Tytułowy Calvin zyskał swoje imię za sprawą nazwiska francuskiego reformatora chrześcijaństwa, Jana Kalwina, natomiast Hobbes – Thomasa Hobbesa, angielskiego filozofa. Jak widać, już sam tytuł, o ile czytelnik jest na tyle zaangażowany, by odkryć jego znaczenie, wskazuje, że tematy filozoficzne dziełu Wattersona nie są obce.
Reasumując: można śmiało stwierdzić, że komiks to idealna propozycja nie tylko dla dzieci, którym przygody rówieśnika przypominać mogą własne, ale także dla dorosłych, jako że to właśnie oni będą w stanie dostrzec ukryte znaczenia. Starszy czytelnik będzie mógł również wrócić w ten sposób do czasów dzieciństwa, a może nawet wyciągnąć z tego lekcję. Prawda jest taka, iż wymiar edukacyjny „Calvina i Hobbesa” jest nie do przecenienia, pokusiłbym się wręcz o nazwanie komiksu Wattersona czymś w rodzaju „słownika życia” ze względu na wyraźnie moralizatorski i filozoficzny wymiar fabularny.
Z czystym sumieniem polecam lekturę przygód Calvina i Hobbesa czytelnikom Szuflady – zwłaszcza tym, którzy jeszcze się z nimi nie zetknęli. To wspaniała rozrywka na coraz dłuższe jesienno-zimowe wieczory. Bo któż z nas czasami nie tęskni za beztroskim dzieciństwem…?
„Początkowo w Polsce komiks ukazywał się w magazynie „Kelvin i Celsjusz” (gdyż tak właśnie brzmią polskie wersje imion bohaterów)”
A cóż to za wierutna bzdura???
I jak to się ma do tego:
„Warta wspomnienia jest również inspiracja, na mocy której rysownik nadał imiona tytułowym bohaterom. Tytułowy Calvin zyskał swoje imię za sprawą nazwiska francuskiego reformatora chrześcijaństwa, Jana Kalwina, natomiast Hobbes – Thomasa Hobbesa, angielskiego filozofa. Jak widać, już sam tytuł, o ile czytelnik jest na tyle zaangażowany, by odkryć jego znaczenie, wskazuje, że tematy filozoficzne dziełu Wattersona nie są obce.”