Być pisarzem

Bachanalia Fantastyczne w Zielonej Górze, to była moja pierwsza tego typu impreza, od ponad piętnastu lat. Powód był banalny, w antologii wydawanej przez Zielonogórski klub Ad Astra znalazło się moje opowiadanie. Zatem po raz pierwszy miałem się poczuć pisarzem.

Wszak być pisarzem to brzmi dumnie.

Skoro już się na Bachanaliach pojawiłem, chciałem skorzystać z okazji i poznać, zaprzyjaźnić się z „innymi pisarzami”. Poznać ich jako ludzi, napić się z nimi piwa, może coś podpatrzyć z ich warsztatu. Zatem radośnie udałem się na spotkania autorskie, których na szczęście nie brakowało. I z miejsc dla widowni podziwiałem pławiących się w atmosferze uwielbienia pisarzy.

Wszak być pisarzem to brzmi dumnie.

Było przyjemnie, siedziałem sobie tam pogrążony we własnych fantazjach, ze może kiedyś to ja będę gwoździem programu, otoczony wianuszkiem fanów.

Potem…

Potem pojawił się Rafał Dębski, w potrójnej roli, pisarza, tłumacza i redaktora. Właśnie w tej ostatniej roli wykazał się nadzwyczajnym, wręcz terapeutycznym wyczuciem tego, co należy powiedzieć, by uratować zgromadzonych na sali. Wszak wszystkim nam, po dwóch dniach prelekcji, rosły już skrzydła przydane przez muzy. Nic tylko rwać z nich pióra i ulatując nad poziomy, sięgając gdzie wzrok nie sięga, pisać, pisać, pisać.

Rafał Dębski, poza niezbyt pochlebnymi opiniami o domorosłych recenzentach, kółkach wzajemnej adoracji na forach internetowych i wszechobecnej udawanej skromności, wyraził jeszcze bardzo dosadne sądy, o świeżo upieczonych pisarzach.

Wszak być pisarzem to brzmi dumnie.

Otóż padło, zupełnie niechcący, słowo, które głęboko utkwiło w mojej pamięci. Słowo powszechnie znane, słowo „Autor”.
Nie pisarz, co tłumy urzeka, nie wieszcz, co zachwyca, nie literat otoczony podziwem fanów.

Autor.

Trochę jak malarz-tapeciarz, dekarz, mleczarz, piekarz…

Człowiek zwyczajny, pozbawiony aury boskości, cudowności i wielkości.

Rafał Dębski mówił w sposób kulturalny, spokojny, wręcz boleśnie szczery o tym, jak środowisko „pisarzy” wygląda, uświadamiając mi, że większość, to tylko autorzy. Mniej lub bardziej sprawni rzemieślnicy.

Czy to źle? Na pewno nie, w końcu nikt normalny nie dałby rady czytać cały czas dzieł wiekopomnych. Nikt nie jest i nie musi być doskonały.

Jednak odrobina dystansu do tego co powstaje, gdy klepiemy klawiaturę jest co najmniej wskazana. Odrobina szacunku dla tego, kto to będzie czytał jest wręcz nieodzowna.

Wiem, że wszyscy chcemy być pisarzami
Wszak być pisarzem to brzmi dumnie.

Jednak dobrze jest czasem trafić na swojej drodze na kogoś takiego jak Rafał Dębski, można wtedy odebrać bardzo wartościową lekcję.

Lekcję pokory.

 

komentarz

  1. Nie bardzo rozumiem z tego tekstu, co konkretnie pan Dębski powiedział o środowisku „pisarzy” (i czemu akurat tutaj pisarze są w cudzysłowie a w innych częściach powyższego felietonu nie).

    Zgaduję więc:
    Chodzi o to, że są tak zwani artyści i tak zwani rzemieślnicy? Cóż mam nadzieję, że pan Dębski wyjaśnił również kto jest wyrocznią w tej sprawie, przydziela pisarzom odpowiednie etykietki – czy może godła jakości? Trochę to zabawne, że kulturalnie sobie pan Dębski pojechał po kółkach wzajemnej adoracji w internecie, a nie wspomniał (na podstawie powyższego tekstu zakładam, że nie wspomniał), że te towarzyskie śmietanki wirtualne są jedynie miniaturką śmietanek rzeczywistych. Przecież pisarze w naszym kraju są pogrupowani wokoło różnych pism branżowych, czy gazet i nawzajem sobie słodzą lub odmawiają pretensji artystycznych, jakości i ważkości dzieł itp. Może to taka nasza natura jako Polaków, może jako ludzi po prostu, że potrzebujemy grupy i wspólnego wroga by się dowartościować.

    Nie wiem, do której kategorii zalicza siebie i jest zaliczany pan Dębski. Pochwalił się statusem pisarza, czy może z (fałszywą? udawaną?) skromnością określił się autorem? A może zgrabnie pominął ten temat, gdyż byłby kapkę kontrowersyjny w świetle jego wywodu.

    Nie wiem, czy pan Dębski jest redaktorem z gazety, czyli w popularnym znaczeniu dziennikarzem, czy redaktorem tekstów. A może obie te prace nie są mu obce. Jeżeli zajmuje się redakcją tekstów, to szkoda, że o tym się nie wypowiedział i nie okrasił przykładami lub cytatami. Dla wielu początkujących pisarzy zetknięcie się z redaktorem, który zaczyna ingerować w ich tekst jest przeżyciem ciężkim, oraz często niespodziewanym, więc zawsze warto ich na to przygotować. Wygłaszam tu oczywiście moje subiektywne zdanie, ale prelekcja o profesjonalnym redagowaniu tekstu wydaje mi się rzeczywiście przydatna początkującemu pisarzowi. Jest praktyczna i też uczy pokory, bo każdy sam sobie zrobi wtedy rachunek sumienia, jakie grzechy pojawiają się w jego tekstach. A taki kubeł zimnej wody jaki postanowił wylać na głowy przyszłych kolegów i koleżanek pan Dębski… cóż uważam, że to nie jego kubeł i nie jego woda by nią chlustać swobodnie. Takiej pokory uczą wydawnictwa, które prowadzą biznes i wydanie książki musi im się opłacać. Jeżeli czyjaś powieść ma wartość wybiegającą poza adorację internetowego kółka to prędzej czy później znajdzie wydawcę, który zauważy ten potencjał. A czy wydana książka będzie pretendować do nagród typu Nike, czy do pierwszej dziesiątki bestsellerów znanej sieci marketów…? Każdy autor sam dobrze zna swoje marzenia i ambicje, po co je oceniać? Czy to naprawdę jest aż takie ważne, by poświęcać temu własną prelekcję i cudzy czas?

    Każdy pisarz, literat, ba nawet wieszcz jest autorem (chyba że jest plagiatorem, ale to insza inszość) i tego mu nikt nie odbierze. A te pozostałe szumne etykietki, odebrane zostać mogą, gdyż są uznaniowe – pan Dębski albo inny kolega autor, cięty krytyk, poczytny żurnalista, podstarzały profesor literatury nada lub odbierze, według własnego uznania, bądź klimatu artystyczno-politycznego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *