Bez nieszczęść, proszę! – czyli pogrzeb Andersena

1Hans Chrystian Andersen bywa określany mianem Duńskiego Łabędzia. Jest to wyjątkowo trafne określenie, jeśli wziąć pod uwagę alegorię baśni o Brzydkim Kaczątku. Takim kaczątkiem był właśnie słynny bajkopisarz – urodzony w biednej rodzinie, którą dziś nazwalibyśmy patologiczną, wychowywał się w trudnych warunkach. Kochany był jedynie przez babcię, czego echo można odnaleźć w jego bajkach. Mimo szalonych trudności ze zdobyciem jakiegokolwiek wykształcenia, mimo tego, że początkowo nikt nie chciał drukować jego utworów, Andersen stał się postacią wyjątkową w literaturze skandynawskiej i swiatowej.

Dzisiejszy świat z coraz większym trudem akceptuje jego bajki. Vox populi domaga się usunięcia wszelkiego okrucieństwa i nieszczęścia z bajek dla dzieci. Ludzie nie rozumieją, że dla przykładu „Dziewczynka z zapałkami” nie została wyssana z palca, gdyż w czasach Andersena takie obrazki nie należały do rzadkości i, co ważniejsze, nikt się nimi nie przemował. Dzięki takim jak Andersen zaczęto dostrzegać bezsens i niesprawiedliwość w zmuszaniu dzieci, by z narażeniem zdrowia i życia zarabiały na swe utrzymanie, czyli że stał się on w literaturze skandynawskiej tym, czym Charles Dickens w anglosaskiej. Dzisiejszy świat tez jest pełen nieszczęść i tragedii – czyżbyśmy chcieli, by dzieci były na nie ślepe, póki nie przytrafią się one im samym?

Baśnie Andersena bardzo często stanowią swoistą alegorię tego, co chciał ludziom przekazać. Chciał ukazać jasno, do czego prowadzi ich egoizm i bezmyślność (wspomniana „Dziewczynka z zapałkami”, „Stokrotka”, „Anna Lizbet”), jak równiez, czym jest kara i przebaczenie („Dziewczynka, która podeptała chleb”, „Czerwone trzewiczki”). Żeby czytać te utwory, trzeba wiedzieć, że stanowią alegorię – ja długo nie mogłam zrozumieć, za co Bóg ukarał Karen, jedynie za to, że pragnęła mieć czerwone buciki? Dopiero po długim czasie zrozumiałam, ze stanowiły one metaforę zejścia na złą drogę, czego nie mógł w bajce dla dzieci powiedzieć wprost. Żeby zrozumieć w pełni twórczość Andersena, należy jednak znać nie tylko te kilkanaście bajek, które – przesiane przez sito – znajdzie się w każdym wyborze, ale i inne jego utwory. Opowieść o umarłym dziecku, o matce, idącej do ogrodu śmierci po swego synka, o surowym pastorze, który we śnie poznaje, kim są naprawdę ludzie, których zawsze potępiał, o królewiczu, który uważał, że będąc na miejscu Adama zachowałby się lepiej niż on…

W tomie, który mam, mieszają się bajki, skandynawskie legendy i opowiadania wzięte z życia, wszystkie je trzeba jednak czytać ze zrozumieniem. Miały uczyć wrażliwości, współczucia i altruizmu w bardzo niedobrych czasach, w których człowiek biedny uważany był za wroga publicznego, a dziecko w łachmanach postrzegano jako śmieć, który trzeba usunąć z drogi „lepiej urodzonych”. Nie tylko z tym pisarz walczył, a ze wszelkim snobizmem, ważniactwem i zadzieraniem nosa. Opowiadanie „Coś” ukazuje krytyka, budującego karierę życiową na pogardzaniu wszystkimi, nawet własnym bratem, który „był prostakiem”, bo wyrabiał cegły. I jak to się kończy? Tak że przed bramą Nieba musi ustąpić pierwszeństwa ubogiej staruszce, a tylko dzięki temu właśnie bratu zyskuje on cień nadziei na dostanie się kiedyś do Raju.  „Towarzysz podróży”, „Igła do cerowania”, „Syn dozorcy”, „Wszystko na swoim miejscu” i wiele innych mówią właśnie o tym, jak podłe i niegodne jest wywyższanie się nad innych, z powodem czy bez powodu. Nie sposób tu wymienić wszystkich opowiadań ze zbioru, nie bedących bajkami, ale niemniej godnych przeczytania. Takich jak  „Niegodna kobieta” , „Ogrodnik i jego chlebodawcy” , „Kaleka” , „Stary Bóg żyje jeszcze” i wiele, wiele innych. Obliczone były na to, aby czytelnicy stali się lepsi. Na co liczą dzisiejsi bajkopisarze, pardon, producenci bajek?

Dzisiaj podobno już czegoś takiego nie potrzebujemy. Bajki mają być wesołe – czyli że co, mają już niczego nie uczyć? Czysta rozrywka? Nic dziwnego, że wyrasta nam pokolenie egoistów, niezdolnych myśleć o niczym innym, jak o zaspokajaniu własnych wyszukanych potrzeb.
„Czego Jaś sie nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.
Pełne okrucieństwa bajki uczyły rzeczy wcale mądrych – że nie należy rozmawiać z obcymi i słuchać ich namów („Czerwony Kapturek”, „Baba Jaga”), że trzeba być przewidującym i starannym w tym, co się robi, gdyż inaczej można zginąć („Bajka o trzech świnkach”), że będąc w domu pod nieobecność rodziców pod żadnym pozorem nie wolno otwierać obcym („Bajka o trzech koźlątkach”) i tak dalej. Morał, który nam się wydaje niepotrzebnie okrutny, przemawia do wyobraźni dziecka. Jeśli go złagodzimy, dziecko nic nie zrozumie – po co przestrzegać zasad, skoro i tak wszystko dobrze się skończy?

Tacy pisarze jak Andersen i Dickens z wielkim nakładem trudu budzili w ludziach sumienie i wrażliwość na cudze nieszczęście. Obecnie chce się ich usunąć, a cechy, o które walczyli, ulegają wtórnemu zanikowi. Króluje konsumpcjonizm, skrajne sobkostwo i obojętność na cudze tragedie. Nic dziwnego, skoro dzieci karmi się jakimiś kompletnie oderwanymi od znanej mu rzeczywistości problemami – na przykład, w jakiego stwora zmieni się Pokemon, albo czy jakiś smarkul uratuje świat za pomocą ręcznego zegarka. Albo że Kurczakowi magik przyczepił wymiona Krowy. Jaki w tym morał? Jaka nauka? Taka chyba, że nieważne kim i czym jesteś, jeśli tylko masz w kieszeni odpowiedni gadżet.

Tylko pogratulować.

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *