Bartłomiej Jaworski – utwory

2

Zapraszam do lirycznego świata kolejnego z „młodych, pięknych i zdolnych” twórców współczesnej poezji polskiej:

Wiersze Bartłomieja Jaworskiego

 

 

***

Chmura szarości bezkres nieba zakryła

Powłoka ciężka i smutna

Okryła radość samotnych

Nadzieję zgubionych

Inspirację artystów

Ukojenie zbolałych

Scenę spektaklu

Który oglądać bez końca można

Zawsze z najlepszego miejsca

Dnia każdego premiera

Dnia każdego znajoma

Aktorskich geniuszy rewia

Gwiazd prawdziwych błyszcząca plejada

Wichrze mego serca rozpaczy

Wzbij się pod błękitne sklepienie

I rozwiej grafitu obłoki

By wlać złocistą smugę

Do życia kielicha goryczy

 

***

pustynia samotności duszy mojej

rozciąga się piaskiem złotym po horyzonty wytrzymałości

ziarnko każde jej widzę i czuję

choć gna pod mymi stopami

nie dając wytchnąć

w jednej z niewielu oaz radości

raz po raz na ścianę potężną wydmy natrafiam

by przebić się zaraz przez miałkość jej oporu

przez śmieszność struktury na blask reflektora nieba wystawionej

która dla innych utrapieniem jest wielkim i dyskusji powodem

 

***

Niepotrzebny nikomu

Jak dachowiec, co szuka schronienia

W przeciwieństwie do tych, które pan rozpieszcza

Jak bezdomny, co sypia pod nieba atramentem

Który historię marnego życia pisze

Jak widelec przy niedzielnej kaszy

Co do głębi sięgnąć potrafi,

Lecz w miałkości otoczenia się nie zakotwiczy

Jak zapach po letniej burzy,

Co zginie w kanonadzie salonowych perfum

Jak trzy kropki co umysł do pracy tchnąć mają,

A w pył rozbite zostają przez jaskrawość sądu

Jak śmierć ludzka, co na chwilę tylko rozpala uczucia,

By za dni kilka odejść z pamięci w chłód wyrachowania

Niepotrzebny nikomu

Przez chwilę zauważony, na wieczność porzucony

 

***

Przeklęta jesteś i błogosławiona

Radości przyczyną i smutku sprawcą

Chwili słodkością i momentu goryczą

Jasności blaskiem i czernią otchłani

Objęcia ukojeniem i frustracji dybami

Ciepłem swetra i chłodem pustki

Oddechem głębokim i szlochaniem płytkim

Delikatnym szeptem i zdławionym krzykiem

Jedynym moim prawdziwym kompanem

Samotności

Wielbię Cię i nienawidzę zarazem

Lgnę raz, raz drugi uciekam szukając człowieka

Miłość nasza nektaru i cykuty łykiem

Zawieszony jestem

Spaść nie mogę

I tak to Ty mnie złapiesz

I chyba nigdy już nie puścisz

A nawet jeśli, to jak cień podążać będziesz za mną…

…lub to ja Twój cień gonić będę

 

***

6 na 13

filozoficzny kamień naszych czasów

za który duszę zaprzedaje wielu

dnia każdego

na progu portalu stają

do walki o krztę uwagi gotują się

by na końcu barbarzyńskiej batalii

nawet za cenę ran głębokich

ujrzeć nad głową w blasku pikselowego słońca

kciuk, kciuk cesarski ku górze skierowany

a za nim kolejne, z pospólstwa pochodzące

I tak kolejna cząstka egocentryka oddana…

…na ile mu tej chwały wystarczy?

Nie dłużej niż do rana

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *