Bałkańska fiksacja literacka

Czy literatura bałkańska to kategoria, którą da się jakoś uzasadnić, czy też mamy do czynienia z geograficznym worem. Czy oni, tam na Południu, piszą tylko o wojnie? Kto normalny czyta te teksty? Czy w Polsce panuje moda na Bałkany?

O tym wszystkim w wywiadzie, który Ja przeprowadziło ze Mną.

Ja: Patrzę z przerażeniem na zawartość Twoich półek z książkami. Wojna, zagłada, groby masowe, oblężone Sarajewo… Czytasz czasem o czymś innym?

Mną: Wiem, niektóre książki poodwracałam grzbietami do ściany, żeby nie straszyć moich gości! Jedni czytają o motylach, a drudzy o wojnie. Ja nałogowo kupuję wszystko na temat wojny w byłej Jugosławii co wpadnie mi w rękę w księgarniach w Sarajewie, Belgradzie, Zagrzebiu. A że wydają tego mnóstwo, mam co kupować i co czytać. To jednak tylko wycinek literatury z tamtego regionu. Zresztą wcale nie najlepszy. Są to głównie mocno zideologizowane, fatalnie napisane powieści albo wspomnienia ofiar, żołnierzy, członków korpusu pokojowego. Rzetelnych opracowań historycznych wciąż nie ma – zbyt świeża sprawa. Ale faktycznie, zgodzę się, że większość literatury powstającej na Bałkanach to teksty o wojnie lub powojennej rzeczywistości. Wcale mnie to nie dziwi. Długo jeszcze Bośniacy, Chorwaci i w mniejszym stopniu Serbowie, będą trawić ten temat. Za to już literatura macedońska czy albańska, to całkiem inna bajka…

Ja: To po co czytasz te wojenne horrory? Nie lepiej zaszyć się w fotelu z czymś przyjemniejszym?

Mną: Pewnie, że łatwiej. Czytam różne rzeczy, ale czytając książki o wojnie w byłej Jugosławii staram się zrozumieć to co się tam wydarzyło. Po części pewnie oswajam w ten sposób jakieś swoje egzystencjalne lęki.  Pamiętam tamtą wojnę z telewizji. Podobno pytałam moją mamę, czy Sarajewo jest daleko i czy możliwe, że u nas też będą strzelać. Miałam wtedy jakieś 10, 11 lat, dorastałam nosząc w sobie takie medialne zbitki jak „pomoc dla Gorażde”, „enklawa Bihać”, „bośniaccy Serbowie”. Kiedy już jako studentka slawistyki, a potem doktorantką zaczęłam bardziej zajmować się Bośnią i Hercegowiną i mieszkać w Sarajewie, uświadomiłam sobie jak głęboko we mnie zostały tamte obrazy. Zaczęłam poszukiwać historii, które je dopełnią. Moje życie zaczęło układać się tak, że najpierw zaczęłam pisać o tej literaturze doktorat a potem przez jakiś czas pracowałam z ofiarami wojny i z ludźmi oskarżonymi o zbrodnie wojenne. Zaczęłam w to wchodzić coraz głębiej. Gdy wróciłam do Polski od razu dostałam propozycję prowadzenia na Uniwersytecie Jagiellońskim zajęć z problematyki etnicznej na Bałkanach. I tak to zaczęło się toczyć…

Ja: Strasznie ciężki temat…Jak to wytrzymujesz?

Mną: Dla czytelnika ciężki? Nie. Chociaż może, czasami, zwłaszcza w przypadku wspomnień, lektura nie należy do najłatwiejszych, ale nie to jest dla mnie największym problemem. Pamiętam, że kiedyś po takim maratonie wojennych powieści, opowiadań i wspomnień zaczęłam mieć straszne wyrzuty sumienia, że czytam o ludzkich dramatach i o takim ogromie cierpienia, siedząc wygodnie w fotelu z kubkiem herbaty. Czytam, podkreślam jakieś fragmenty, które wydawały mi się ważne z punktu widzenia moich badań, oklejam książki fiszkami, wyłapuję jakieś „pikantne” fragmenty – trochę jakbym zapominała, że to prawdziwe historie i że te dramaty rozgrywały się naprawdę. Zaczęłam się czuć podle, byłam nawet gotowa zmienić temat doktoratu. Powiedziałam o tym mojemu przyjacielowi z Sarajewa, literaturoznawcy, który wykłada na tamtejszym Uniwersytecie. Wobec niego też czułam się winna – jesteśmy prawie rówieśnikami, jego rodzice zginęli od ostrzału Sarajewa, on to wszystko przeżył, a teraz ja przyjeżdżam sobie z Polski i robię analizę bośniackich tekstów wojennych, klasyfikuję typy narracji, sposoby kreacji bohaterów. Nagle moja praca wydała mi się czymś obrzydliwym. Usłyszałam jednak od niego, że mam absolutnie nie przerywać swoich badań, że to dla niego i wielu innych Bośniaków strasznie ważne, że te teksty powstały po to, żeby ktoś je przeczytał i że moje badania w pewien sposób te dramatyczne historie unieśmiertelnią. I tak zaczęło się moje „misyjne” czytanie literatury bałkańskiej…

Ja: No właśnie, użyłaś sformułowania literatura bałkańska. Co to takiego? Możemy mówić o jakiejś jednej, spójnej literaturze bałkańskiej?

Mną: Sama się nad tym zastanawiam…Bałkany są przecież tak różnorodne. Gdyby traktować je geograficznie (a literatura to nie geografia!) sprawa byłaby dość prosta. Granica przebiega tu i tu, od Chorwacji po Grecję, i do widzenia! Ja jednak bardziej czuję, że Bałkany to stan ducha i umysłu. Taka trochę magiczna przestrzeń, która obfituje w dramatyczne zdarzenia, gdzie czas i przestrzeń zakrzywiają. Bałkany to bardzo niejednoznaczna i wymagająca przestrzeń, obciążona całym mnóstwem stereotypów i wyobrażeń. Czy można mówić, że powstająca tam literatura jest jedna? I tak i nie. Nie jestem zwolenniczką wyodrębniania literatur narodowych, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Niby wszyscy jakoś czujemy, że czeska literatura jest pełna autoironii, rosyjska melancholii, iberoamerykańska jest zmysłowa, ale tak naprawdę czy jesteśmy w stanie wypunktować jej cechy charakterystyczne, które będą ją definiować zawsze i wszędzie? A Bałkany to dopiero tygiel różnorodności: kilka języków, trzy religie, trzy kręgi kulturowo-cywilizacyjne, różne tradycje, różne historie. Jak to wszystko zlepić w jeden amalgamat „bałkańskości”? Nie wiem. Utarło się jednak, że w Polsce – czasem trochę na wyrost- mówimy o literaturze bałkańskiej. Może powinniśmy raczej mówić o literaturach bałkańskich, albo o literaturach południowosłowiańskich? Z drugiej strony jakoś bardziej mi po drodze z „literaturą bałkańską” niż z sztywno wydzielonymi: serbską, chorwacką, bośniacką, bośniacko-muzułmańską, bośniacko-żydowską…Lepiej łączyć niż dzielić. Dobrze, że mamy w Szufladzie taki dział.

Ja: Zgodzisz się z tym, że w Polsce panuje moda na Bałkany?

Mną: Mnie o to nie pytaj, ja mam kompletnie zaburzoną perspektywę. Bałkany, Bośnia, Sarajewo stanowią dla mnie środek wszechświata. Obracam się w środowisku slawistów, bałkanistów, bałkanofili. Czasem wydaje mi się, że wszyscy jeżdżą do Belgradu, odwiedzają Sarajewo…

Ja: Spędzają urlop w Chorwacji..

Mną: Oj, nie. Chorwacja, a zwłaszcza Dalmacja, to całkiem inna historia..

Ja: Masz swojego ulubionego bałkańskiego pisarza, pisarkę?

Mną: Tak, uwielbiam Mešę Slimovicia, jugosłowiańskiego pisarza, który dziś uchodzi za piewcę bośniackiego islamu. „Derwisz i śmierć” oraz „Twierdza” to jedne z moich ulubionych powieści w ogóle. Ze współczesnych pisarzy bardzo cenię Almę Lazarevską, Bekima Sejramovicia – choć to światy całkiem inne niż Selimović. Swojego czasu zaczytywałam się w Danilo Kišu. Lubię też macedońskiego postmodernistę Vladę Uroševika. Macedończycy tworzą świetną, szkoda, że tak słabo u nas znaną literaturę: Goce Smilevski, Lidija Dimovska, Luan Starova…Nie mogę odżałować, że ten ostatni zaczął ostatnio pisać po albańsku i jego powieści stały się przez to niedostępne dla mnie…

Ja: Kiedy w najbliższym czasie wybierasz się na Bałkany?

Mną: Jak najszybciej! W przeciwnym razie oszaleję. I nie będę miała co czytać.

About the author
Agata Jawoszek
rocznik `83, absolwentka slawistyki, obroniła doktorat z literatury bośniackich muzułmanów, specjalizuje się w kulturze krajów bałkańskich, czyta zawsze i wszędzie, najchętniej kilka książek na raz; ma słabość do sufizmu i sztuki islamu.

komentarz

  1. Podpisuję się rękami i nogami pod opinią na temat macedońskich pisarzy. Ze swej strony dopisałbym jeszcze Aleksandra Prokopiewa, ostatnio wpadł mi w ręce i urzekł… Swoją drogą coś w tym jest, jak się słyszy Bałkany, to od razu na myśl przychodzi wojna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *