Trzeci tom przebojowej serii „Azymut” autorstwa francuskich artystów Lupano i Andreae zabiera nas na pustynię śladem uwodzicielskiej Manii Ganzy i jej kolorowej świty. Tam kolejno dowiemy się o istnieniu Wiecznych Kochanków, sięgniemy po opasłą Księgę Odpowiedzi i będziemy się przekomarzali z jej enigmatycznymi Strażnikami, aby w końcu stać się ofiarą zgorzkniałej i okrutnej królowej Eteru, matki samej Manii Ganzy. Piaski pustyni odsłonią również przed nami Dolinę Kolosów i krągłości Pani z Piasku, a jeden z najbardziej popularnych owadów chronoskrzydłych, dywan jednogarbowy, poleci z nami aż do wystawnego, egzotycznego pałacu Baby Musira – Władcy Pustyni. Brzmi fantastycznie? A jak wygląda!
Azymut Tom 3: Antropotamy Nihilu koncentruje się na transakcji Manii Ganzy, której dokonała w Banku Czasu. Za stulecia swojego życia oddała tysiąc śmierci niewinnych ludzi. Tak więc w przesączonym czasem uniwersum Azymutu poszczególne narody szykują się do wielkiej wojny. Jej przyczyny są z pozoru błahe – kłótnie o koperek i typowa wymiana złośliwości urastają do rangi obelg międzynarodowych. Król Ireneusz Wielkoduszny staje naprzeciw króla Alcestesa i dokonuje irracjonalnej napaści na ocean, z którego swego czasu wyszła Mania Ganza. Fabuła obfituje w tego typu nieprawdopodobne zwroty akcji, zewsząd atakując czytelnika swoją dziwnością. Bo to chyba najlepsze słowo określające ten komiks.
Jest on tak naszpikowany alegoriami i kulturowymi odniesieniami, że chwilami czytelnik ma problem ze skoncentrowaniem uwagi na głównym motywie, który przecież zarówno ciągnie historię, jak i wpływa na motywację i zachowanie bohaterów. Azymut jest bowiem przede wszystkim dziełem filozoficznym. Chwilami nie chodzi w nim już tylko o to, jak czas oddziałuje na ludzkie życie, ani o strach przed starością i przed towarzyszącym jej rozczarowaniem.
Przypomina nam się także o tym, żeby zawsze żyć własnym życiem bez względu na to, ile jesteśmy winni innym ludziom. Ich poświęcenie i dobre intencje nie powinny później nami rządzić i podporządkowywać nas jednej, zgubnej idei. Profesor Arystydes dociera wreszcie do miejsca, w którym mieszkają Antropotamy, starożytny lud, który sięgnał po nieśmiertelność. Tam jego przewodnik przypomina mu o tym, że stracił swoje życie, goniąc za mrzonkami, tak jak jego ojciec. Czcząc jego pamięć, Arystydes nigdy nie myślał o własnych potrzebach, nawet nie zauważał, że je w ogóle posiada.
To zresztą bardzo ciekawe pytanie, na które ludzkość poszukuje odpowiedzi od zarania dziejów. Kim jesteśmy? Co składa się na naszą niezwykłość, a co upodabnia nas do innych? Autorzy „Azymutu” przypominają nam, że każda nasza decyzja niesie ze sobą konsekwencje. Możemy być bezpieczni i mieć zapewniony byt, możemy też samodzielnie wyznaczać nasze szlaki, a co więcej, również się na nich gubić. Możemy uważać, że jesteśmy coś winni społeczeństwu, rodzinie, kulturze, światu, albo możemy też na pierwszym miejscu postawić samych siebie i swoim spełnieniem pozytywnie wpływać na życie innych ludzi, równocześnie nie oczekując od nich nic w zamian. Bo kiedy pojawiają się wzajemne oczekiwania, relacja traci na wartości, stając się wymianą handlową.
Lupano i Andrae udało się także stworzyć jedną z ciekawszych postaci kobiecych w komiksie – Manię Ganzę – z jednej strony sprytną oszustkę i komediantkę, pożądaną przez wszystkich meżczyzn, a z drugiej refleksyjną, samotną kobietę, przerażoną nadciągającą katastrofą. W jej obliczu nawet intryganci mogą się zmienić. Mania Ganza doskonale wpisuje się w definicję antybohatera, a jej rozterki i rozwój emocjonalny sprawiają, że czytelnik mimowolnie zaczyna jej kibicować.
Polecam wszystkim wielbicielom filozoficznych opowieści, surrealizmu, barwnych światów i skomplikowanych historii. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
Magdalena Pioruńska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Liczba stron: 48
Data wydania: 2016