Artur Andrus to postać doskonale znana wielbicielom dobrej rozrywki. Konferansjer, dziennikarz, felietonista, piosenkarz, poeta – można by długo wymieniać. Słuchając czy oglądając artystę na scenie można być pewnym, że zagwarantuje nam niezapomnianą rozrywkę. A jego wszechstronność spowoduje, iż słysząc jego nazwisko każdemu zapewne przyjdzie na myśl coś innego. Ja na przykład, bawiąc się w skojarzenia, na hasło „Andrus” odpowiadam „Trójka”.
Rok 2012 przyniósł nam dwa (jak na razie) autorskie dzieła, które potwierdzają wysoką klasę Andrusa. Od kwietnia można posłuchać drugiej płyty autora, a na półkach księgarń pojawiła się jego książka pod intrygującym tytułem: „Blog osławiony między niewiastami”. Już sam tytuł wiele mówi o zawartości, jest to bowiem zbiór satyrycznych felietonów, publikowanych przez autora na swym blogu, a także pisanych dla kilku czasopism. Zgrabna gra słów w tytule to nie, jak często bywa, jednorazowy błysk copywritera. To doskonała zapowiedź tego, co nas czeka podczas lektury.
Zapewniam, że podczas czytania uśmiech nie będzie schodził czytelnikowi z twarzy, a parsknięcia śmiechem w trakcie lektury są nieuniknione. Ponieważ poszczególne notki są króciutkie, będziemy chcieli przeczytać jeszcze jedną, i jeszcze jedną, i jeszcze jedną i tą już naprawdę ostatnią na dziś, a potem jeszcze jedną… I nagle okaże się, że ta książka, która na początku imponowała objętością tak naprawdę wcale nie jest taka gruba.
Tematyka notek jest różnorodna. Czasem dotyczy aktualnych wydarzeń, czasem tego, co autora zdziwiło, zaskoczyło lub zaszokowało, niekiedy pojawiają się co ciekawsze listy, przysłane do autora. Są opisy znajomych, a nawet powieść w odcinkach. Wszystko oczywiście okraszone humorem najwyższej próby i podlane sosem ironicznym. A kiedy już Andrus bierze się za rymowanie…
Można by się czepiać, że to grafomania, że rymy częstochowskie i tak dalej. Ale podobnie jak zdolny reżyser z filmu klasy B potrafi zrobić arcydzieło, tak Andrus swymi wierszykami doprowadza do łez (ze śmiechu, oczywiście). Nieważne, długie czy króciutkie, miażdżą wręcz trafnością obserwacji i często zaskakującą puentą. Jako ciekawostki pojawiają się w książce skany wierszy, odręcznie zapisanych gdzieś na kawałku papieru, dzięki czemu można zobaczyć, jakimi pokręconymi ścieżkami chodzą myśli autora.
A że są pokręcone, nie ulega dla mnie wątpliwości. Bo choć obserwując naszą rzeczywistość można dojść do wniosku, że teraz satyryk to ma łatwo (wystarczy, że włączy obrady Sejmu) to jednak niewielu jest takich, którzy potrafią napisać dobry tekst w zasadzie o niczym. Spowodować iż spojrzymy zupełnie inaczej na rzeczy czy sytuacje, które znamy na co dzień, prezentując swój zaskakujący punkt widzenia. A czasem możemy zupełnie niespodziewanie znaleźć w tekstach Andrusa naszych bliskich, znajomych lub nawet siebie.
Ta książka rozśmiesza każdą stroną, więc gorąco polecam ją miłośnikom dobrego humoru. Czyli chyba w zasadzie wszystkim. Ma w zasadzie tylko jedną wadę – mimo, iż wygląda na grubą, kończy się zdecydowanie za szybko. Ale też Artur Andrus jest wyjątkowo płodnym tekściarzem, jest więc nadzieja, że ukaże się kontynuacja. Czego sobie i czytelnikom życzę.
Robert Rusik
Tytuł: „Blog osławiony między niewiastami”
Autor: Artur Andrus
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Stron: 576
Data wydania: maj 2012 r.
Bo to zwykle tak jest kiedy osoba, która naprawdę ma „iskrę Bożą”, tworzy. Andrus ma ten dar, że doskonale zdaje sobie sprawę gdzie są granice, nie tylko dobrego humoru i jego własnych możliwości, ale na litość boską… On po prostu ma talent 🙂 „Myśliwiecka” kręci się w moim odtwarzaczu. Aż do zdarcia 🙂