Barbara Chomko: wywiad

Zapraszamy do zapoznania się z wywiadem z poetką Barbarą Chomko, o której obszernie pisaliśmy w zeszłym tygodniu.

KM: Witam serdecznie. Na wstępie bardzo dziękuję, że zgodziła się Pani poświęcić kilka chwil na wywiad. Zacznijmy od typowego, grzecznościowego pytania: jak Pani minął dzień?

BC: Witam równie serdecznie i mimo zmęczenia z uśmiechem. Mój dzień, który zaczynam o piątej rano, obfitował w wielką kumulację nagromadzonych spraw, z którymi nie zawsze łatwo jest sobie poradzić, zważywszy, że moja praca trwa od godziny 6:30 do godziny 17:00, czasu na pozałatwianie wszystkiego mam bardzo mało, ale jak ze wszystkim w życiu, tak i z tym muszę sobie poradzić. Dzisiaj odbyłam daleki „spacer”, może nie było to wymarzone miejsce, do którego lgną oczy, ręce i niosą nogi, ale to, co miałam zaplanowane, w zasadzie udało mi się wykonać. Potem spędziłam miłe chwile z moja córką, która dzisiaj obchodzi imieniny. Następnie po pracy pomogłam mamie zanieść zakupy do jej domu, wypiłyśmy herbatę i wróciłam do domu, w którym zawsze odnajduję chwilę dla siebie.

KM: Praca, obowiązki, zabieganie, sprawy, które należy załatwić, dom, rodzina – dzień wypełniony co do minuty. A przecież często myśląc „poeta”, widzimy obraz człowieka, który od świtu do zmierzchu spokojnie siedzi nad kartą białego papieru, w jednej dłoni trzyma gęsie (a jakże!) Pióro, drugą podpiera policzek, wzrok wznosi ku niebu, czekając na natchnienie. Dziś tacy poeci nie istnieją, nikt nie mógłby pozwolić sobie na takie „dziwactwa”. Współcześni poeci to ludzie, którzy na co dzień pracują w sklepie, szkole czy w fabryce, zmagają się z troskami powszednimi. A jaką poetką jest Barbara Chomko? Jak łączy Pani życie żony, matki z życiem twórcy?

BC: Tak wiele bym dała, by mieć w ręku piękne pióro, rulon pergaminu przed nosem i niekończącą się wenę twórczą, a wtedy „skrobałabym” po papierze od świtu do nocy. Może nawet wcale bym nie spała. Jednak wiem, że bez snu nie da się funkcjonować, sny są wspaniałą inspiracją do pisania, senność ogarnia mnie ostatnio na każdym kroku. Dom to dla mnie najważniejsze miejsce. W moim domu czuję się najlepiej. Moje dorosłe dzieciaki (syn poszukujący pracy i córka ucząca się w LO) to już prawie samodzielne osobowości, dla których zawsze mam czas. Najwięcej uwagi jednak wymaga moja najmłodsza pociecha – uczeń szkoły podstawowej. Każde moje dziecko to inna osobowość, każde wymaga indywidualnego podejścia, ale kocham je taką samą miłością, która od poczęcia była i jest bardzo silna.

Mąż patrzy przychylnym okiem na moją pasję pisania, a ja na jego zainteresowania. Wzajemnie uzupełniamy się w obowiązkach domowych.
Potrafię napisać wiersz, zmywając naczynia, smażąc naleśniki, sprzątając dom, a nawet budząc się w środku nocy, również kiedy idę chodnikiem, razem ze mną wędrują wersy, które usilnie przemycam do domu, by móc je zapisać. Natchnienie jest tak samo nieprzewidywalne jak ja. Pojawia się w przeróżnych sytuacjach albo znika chwilami na dłużej.

KM: Natchnienie jest nieprzewidywalne, ale chyba nie przypadkowe? Edyta Geppert wyśpiewała we wspaniałej piosence: „Poeci nie zjawiają się przypadkiem” – te słowa stały się również mottem jednego z Pani wierszy. Proszę zatem powiedzieć, jak pojawiła się Barbara Chomko – poetka?

BC: Pewnego dnia tata zamówił sobie prezent na Dzień Ojca w postaci córki, ale kobiety mają coś w sobie, że zawsze się spóźniają, to urodziłam się już po północy – około godziny pierwszej. Przyszłam na świat w piękną Świętojańską Noc. Tata wybaczył mi to spóźnienie, bo dla takiego „kwiatu paproci” zupełnie stracił głowę. Więc na pewno nie byłam i nie jestem przypadkiem w życiu swoich rodziców, nawet jeśli wtedy jeszcze nie wiedzieli, że kiedyś będę pisać wiersze. Ja wtedy też jeszcze nie wiedziałam. Pierwszy wiersz napisałam w wieku dziesięciu lat, ale magię czytania posiadłam już w wieku czterech lat. Od tamtej pory najlepszym podarunkiem były dla mnie książki, o które zawsze dbałam jak o bezcenne skarby.  W okresie nastoletnim lubiłam pisać słowa do piosenek, a potem je sobie w samotności śpiewać. Kiedy było mi smutno, wylewałam smutki na papier, ale potem szybko te kartki niszczyłam. Wtedy wolałam czytać innych od siebie.

Wracając do początków pisania, to właściwie tak bardzo mocno zapragnęłam pisać, kiedy już byłam spełnioną mamą z wielkim bagażem doświadczeń życiowych, które chwilami przelewałam na papier w postaci metafor i przenośni.  Oczywiście zeszyt i długopis to były moje pierwsze narzędzia pomocne w tworzeniu. Kiedy w domu pojawił się komputer, a ja zaczęłam się z nim oswajać i odkrywać tajniki internetu, znalazłam stronę www.wiersze.bej.pl, która dopiero co się tworzyła, i tak właśnie stałam się jedną z pierwszych autorek publikujących tam swoje wiersze. Dzisiaj już ta strona ma inną nazwę, a moich publikacji na niej nie ma, ale nadal widnieje tam mój nick, którym się posługiwałam.

Odtąd moim narzędziem w pracy twórczej stał się komputer. Pisanie na klawiaturze komputera nie sprawiało mi aż tak wielkich trudności, bo w dzieciństwie miałam styczność z maszyną do pisania (narzędzie pracy mojej mamy) i dość często na niej pisałam. Jednak jak ze wszystkim w życiu, wielu rzeczy musiałam się nauczyć i wciąż się uczę.

KM: Wspomina Pani o pierwszych publikacjach wierszy na stronach internetowych, pracę na komputerze. Świat pędzi jak szalony, dziś wywiadów udziela się drogą elektroniczną, literaturę można czytać na ekranach monitorów, zamiast pióra są klawisze… Ale czy to nie ujmuje magii literaturze?

BC: Myślę, a nawet wiem, że magia sama w sobie ukryta jest w słowach, pomiędzy wersami, w zdaniach, w treści, przekazie i dlatego nie tylko w książce, a nawet na ekranie monitora można ją odnaleźć. Wszystko zależy od czytelnika, jego spojrzenia, zaczytania się. Komputer usprawnia pisanie, wprowadzanie korekty, zmian, i za to cenię sobie tę maszynę, ale nic nigdy nie zastąpi mi książki – szelestu kartek, piękna okładki, którą mogę trzymać w dłoniach. Czytanie z ekranu monitora na dłuższą metę męczy moje oczy – jest niekorzystne pod każdym względem, ale wszystko, co ma swoje minusy, ma również plusy, a takim właśnie jest fakt, że dzięki tej „piekielnej machinie”, która pożera czas, mogę docierać do wielu artykułów, tekstów, opowiadań oraz poezji innych autorów, których nie miałabym szansy mieć w swoim posiadaniu. To jest również moja droga do czytelnika i za ten moment magii jestem wdzięczna dobie internetu, w której przyszło mi żyć.

KM: Niestety, dziś, żeby wydać swoją twórczość, nie wystarczy mieć talent, potrzeba jeszcze pieniędzy. A dla każdego twórcy kontakt z czytelnikiem to chyba rzecz najważniejsza, czy to dlatego zrodził się pomysł prowadzenia blogów? Czy taka forma autopromocji, dialogu z czytelnikiem miała jakiś wpływ na Pani obecne pisanie?

BC: Właściwie pomysł na założenie jednego bloga, a potem kolejnego pojawił się spontanicznie, z potrzeby ducha i z chęci spróbowania pokazania się czytelnikowi z mniej poetyckiej strony, bo proza codzienności dopada każdego z nas. Bycie czytaną to największa nagroda, o której marzy pisarz i poeta publikujący nie tylko w internecie.

Zakładając bloga, nie myślałam o promowaniu siebie. Lubię pisać nie tylko krótkie formy wypowiedzi, jaką jest wiersz, ale również te dłuższe. Na moje pisanie miało i ma wpływ wiele czynników z życia codziennego, ale również ze świata marzeń (który nazywam inną czasoprzestrzenią), imaginacji, wyobrażeń, piękna, które nagle zauważone muszę w jakiś sposób uwiecznić. Dialog z czytelnikiem również może być inspirujący i pobudzający natchnienie jak wszechobecna miłość – w każdej dostępnej postaci. Zarówno boska, jak i ludzka jest zauważalna w mojej twórczości.

KM: Wspomina Pani o życiu codziennym, snach, imponderabiliach, dodam jeszcze przyrodę i muzykę, które są bodźcem do pisania – to wszystko widać w każdym utworze, a co z inspiracjami literackimi? Kto jest Pani mistrzem? Czyja twórczość wywarła na Pani największe wrażenie? Kto (literacko) pomaga Pani w trudnych chwilach, np. „niemocy twórczej”?

BC: Jak dotąd tylko dwa razy posłużyłam się w swojej twórczości wzorcami z literatury, a mianowicie sięgnęłam do poezji naszego wieszcza Adama Mickiewicza i mojego ulubionego poety Jana Twardowskiego. Wiersz Mickiewicza posłużył mi jako wzorzec od strony technicznej (piszę również wiersze z rymem), chciałam pobawić się słowem i ułożyć swoją treść i swoje słowa w sposób identyczny z układem wiersza napisanego przez poetę. Natomiast wiersz Jana Twardowskiego stał się inspiracją do napisanej przeze mnie treści. W tym przykładzie treść pobudziła mnie do napisania swoich myśli. Zazwyczaj nie wzoruję się na nikim, piszę swoim stylem, który podyktowany jest tym, co we mnie drzemie.

Jeśli miałabym pośród tak wielkiego grona wspaniałych poetów wybrać tego jedynego, byłby to Jan Twardowski. Czytam poezję Tuwima, Leśmiana, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, czytam również poetów współczesnych, moich znajomych z portalu E-Literaci, prowadzonego przez Barbarę Mazurkiewicz i Andrzeja Żurawskiego. Z każdego zbioru poetów, których wymieniłam i nie wymieniłam, ale ich czytam, odnajduję coś dla siebie. W każdym wierszu muszę czuć się dobrze, musi być „mój”– w sensie treści współgrającej z moim wnętrzem i takich wierszy poszukuję jako lektury, ale nie jako inspiracji.

Niemoc twórcza właściwie nawiedza mnie rzadko, bo jeśli nie poezja, to zawsze proza ze mnie wypływa.  Jednak by pokonać chwilowy zastój, jak każdy twórca potrzebuję bodźca inspirującego, może być nim nawet jakaś migawka, czyjś ślad, przyspieszone bicie serca, to, czym żyje świat, wspomnienia… Bodźców jest tak wiele, tylko nie zawsze się na nie otwieram.

KM: Pani „poezję dla dorosłych” charakteryzuje zamyślenie, oczekiwanie, tęsknoty. Pani proza, zwłaszcza cykl „Porcelanowe drogi”, to zapis ludzkiego smutku, poszukiwania, próba zrozumienia świata i człowieka, dialogi to rozmowa człowieka z tajemnicami wszechświata – pojęciami, uczuciami, rozmowa, dzięki której możemy odkrywać nieznaną nam dotąd cząstkę siebie. Wszystkie te utwory, mimo że mieszka w nich skrywana nadzieja, są raczej w „jesiennym” nastroju. Zupełnie inne są utwory o tematyce religijnej, wiersze i pieśni oraz literatura dziecięca – tu na ogół wypowiada się osoba pewna siebie, szczęśliwa, dla której każdy dzień to powód do radości, motywujący do działania. Jest to literatura zarażająca optymizmem. Zgadza się Pani z takim podziałem?

BC: Może nie do końca zgodzę się na tylko taki podział mojej twórczości. Dlaczego? Z prostej przyczyny: ja swoje pisanie odbieram inaczej niż czytelnik, bo takie jest prawo przekazu poetyckiego, w prozie również każdy zauważy inne szczegóły, inne fakty i inne zdarzenia go zatrzymają. To wszystko jest prawidłowe i takie ma być.

Być może ten jesienny nastrój bywa dominujący, ale jest wiele utworów, które oddają moją radość, szczęście, które towarzyszyły mi w danej chwili. Nie wszystkie wiersze są opublikowane.

Wolałabym ustrzec się zaszufladkowania mnie jako poetki, która swoim słowem „przygnębia”. Poezja liryczna ma to do siebie, że niesie dramat, łzy, ale bywa również przewrotna, w głębi niej można odnaleźć wiele przekazów niosących optymizm.

Tematyka religijna, która przewija się w mojej twórczości, niesie przeróżne przesłania, od uwielbienia Stwórcy do pytań skierowanych w Jego kierunku, na które człowiek musi sam odnaleźć odpowiedź. Nie zawsze są to radosne wersy.

Literatura dziecięca, skierowana do małego i również większego czytelnika, na pewno jest lżejsza, ale niesie w tej lekkości przekazy, nad którymi warto przystanąć na dłużej.

Moje wiersze to pewne cykle, etapy, ale również spontaniczne wypowiedzi podyktowane chwilą.

Jak każdy człowiek bywam na swój sposób szczęśliwa i pełna euforii, bywam również smutna, apatyczna, zamyślona, rozmarzona – i taka jest moja poezja.
Z prozą, dialogami bywa podobnie jak ze mną.

KM: Pani twórczość dobitnie pokazuje, że jest Pani kobietą, która kocha wszystkie dzieci miłością głęboką – troska i czułość, jaka przebija przez wersy jest wzruszająca. Poświęca Pani młodym czytelnikom wiele serca i uwagi. Zaprasza Pani najmłodszych do współpracy przy tworzeniu tomików, bowiem to właśnie dzieci są autorami ilustracji, które dopełniają Pani poezję. Jak wynika z blogowych wpisów, często spotyka się Pani z dziećmi. Jak wyglądają takie spotkania? Jak reagują dzieci na poezję? Za co ceni Pani sobie najbardziej współpracę z dziećmi?

BC: Wszystkie dzieci, i te małe i te duże, miały i mają we mnie szczególne miejsce, dlatego z ochotą przystaję na zaproszenia do spotkania z małymi i większymi czytelnikami. Moi najmłodsi słuchacze mieli niespełna pięć lat, a najstarsi z przedziału międzyszkolnej edukacji osiemnaście. Swoją poezją zaznaczyłam ślad w przedszkolu, szkole podstawowej, gimnazjum i szkołach średnich.

Każde spotkanie przygotowuję jako sensowną całość, która ma nie tylko bawić, zaciekawić i zachęcić, ale również czegoś nauczyć. Spotkania z młodszymi dziećmi są żywiołowe, ekspresyjne, pełne radosnego uśmiechu i ochoty na wspólną zabawę. Podczas prezentacji poetyckich utworów pozwalam dzieciom na pełne uczestnictwo w rozumieniu moich przekazów. Poprzez zachętę słowną, gestem, chwilą ciszy, pobudzam dzieci, by odnajdowały brakujące słowo w wierszu, by odgadły, jakie postacie ukryłam w wersach. Zawsze mam pełno pomysłów, by urozmaicić dzieciom monotonię siedzenia i słuchania czytanych wierszy. One mają zbyt dużo energii, by miały być tylko biernymi słuchaczami.

„Moje” dzieci wychodzą z takich spotkań z nagrodami w rękach i ochotą na kolejne spotkania.

Współpraca z dziećmi wymaga czujności, nawiązania kontaktu i ośmielenia dzieci, że Pani, która przyszła na spotkanie z nimi wraz ze swoją poezją, to dobra wróżka, która potrafi wyczarować na ich twarzach uśmiech. Ten uśmiech na ich buziach to dla mnie najcenniejsza nagroda, jaką od nich dostaję.

I chociaż moje marzenie z lat dziecinnych o byciu nauczycielką się nie spełniło, to śmiało mogę powiedzieć, że poprzez kontakt z dziećmi spełniam się w tym marzeniu, w małej, ale jakże wspaniałej części mojego życia. Marzenia się spełniają.

KM: Szczególne miejsce w Pani twórczości zajmuje Sokółka, miejsce, w którym żyje Pani od trzeciego roku życia. O tym, jak wiele dla Pani znaczy to miasto, nie trzeba mówić – to się czyta. W swoim artykule napisałam, że Sokółka jest w Pani poezji niczym matka, która opiekuje się swoimi dziećmi i umożliwia im rozwój. Czuje Pani taką więź z Sokółką? Wyobraża Pani sobie inne miejsca na ziemi dla siebie?

BC: Sokółka to piękne miasteczko, pełne zieleni i moich śladów. Z racji mojej wrażliwej natury nie lubię zgiełku, a wielkie miasta wolę raczej odwiedzać niż w nich mieszkać. Moja Sokółka rozwijała się razem ze mną i być może dlatego tak bardzo jest mi w niej dobrze. Każde miejsce na ziemi jest szczególne, każde ma swój specyficzny i niesamowity klimat, każde potrafi zachwycić i wystraszyć, każde jest takim, które można polubić lub nie, każde może być wyjątkowe, ale Sokółka jest jedynym miejscem, które sprawia, że czuję się jak u siebie w domu.

KM: Na początku było słowo, potem słowa tworzyły wiersze. Czy wraz z rozwojem samoświadomości twórcy, poznawania swoich mocnych i słabszych stron, wzrastała Pani odwaga? Czy może wzrosła potrzeba nowych dróg przekazu? Przecież obok poetki zrodziła się również pisarka. Wiersze, teksty do utworów muzycznych, dialogi, opowiadania, bajki i wreszcie powieści – od kilku słów do kilkuset stron. I poezja, i opowiadania, i powieści dają inne możliwości przekazu, w której formie czuje się Pani najlepiej?

BC: Słowo potrafi mieć wielką moc przekazu, może mieć również moc sprawczą. Układanie słów z każdym rokiem stawało się dojrzalsze w sensie pracy nad jego warsztatem. Poezja, muzyka, proza – to moje „żywioły” od zawsze. W każdej formie wypowiedzi czuję się dobrze, jeśli ona jest przekaźnikiem treści i zarazem łącznikiem pomiędzy mną a czytelnikiem.

KM: „Miłość, pokój, Bóg i świat” – to credo życiowe Barbary Chomko?

BC: Wiara, nadzieja i miłość są podstawą pokoju, potrzebne są światu, a świat to również ja i każdy żyjący.

KM: A o czym Pani marzy?

BC: Podobno by marzenia się spełniły, trzeba je wypowiadać bezgłośnie, niedługo będę obchodzić swoje urodziny, więc może je wtedy wyszepczę, a teraz odpowiem tak: mam wiele marzeń, te najskrytsze pozostawię sobie.

Przede wszystkim marzę, by móc widzieć świat do końca swoich dni, bo wtedy mogłabym pisać, pisać, pisać…

Chciałabym móc wydać kolejny tomik wierszy dla dorosłych, ukończyć powieść (do której marzy mi się napisanie libretta i połączenia go z muzyką, a o ekranizacji powieści już nie wspomnę, a właściwie to już chyba wspomniałam) i zacząć pisać kolejną!

KM: To na koniec pozwolę sobie na parafrazę fragmentu Pani wiersza:

dwudziesty czwarty czerwcowy ranek
zapuka w szybę tuż przed śniadaniem
kolejny założy wianek
przyniesie kwiatów pełen dzbanek

Z okazji nadchodzących urodzin proszę przyjąć najlepsze życzenia, spełnienia tych najskrytszych marzeń, nieustającego natchnienia, radości z tworzenia oraz kolejnych publikacji i stale powiększającej się rzeszy czytelników.

BC: Z wielką radością dziękuję za życzenia i czas poświęcony mojej osobie.

KM: I ja bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Kinga Młynarska

Zapraszam do wkroczenia w liryczny świat Barbary Chomko, do rozmów z autorką, którą zawsze można znaleźć w jej literackim kąciku: Niecodzienna-Codzienność (http://barbara-chomko.blogspot.com/).

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

4 komentarze

  1. Bardzo ciekawy wywiad. Pani Barbara jest bardzo interesującą kobietą. Jestem godna podziwu. Pani Kindze gratuluję ciekawej formy przeprowadzonego wywiadu.

  2. Interesujący wywiad z interesującą osobą. Niech spełniają się życzenia nie tylko urodzinowe. Mam nadzieję, że z czasem pojawią się przesłanki do kolejnego wywiadu!

  3. Bardzo ciekawy wywiad przybliżający trochę szczegółów i ukazujący poetkę jako zwykłego człowieka, żyjącego wśród nas, z takimi samymi kłopotami i troskami codziennymi jakie i my sami miewamy. Dołączam się do życzeń dla autorki – niech marzenia się spełniają – jak najczęściej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *