Wywiad: Jakub Ćwiek

Jakub Ćwiek, pisarz i wielbiciel szeroko rozumianej popkultury. Jego debiut literacki po dziś dzień ma grono oddanych fanów. Nie dziwi więc, że autor tak popularnego „Kłamcy” zdecydował się na kontynuację losów Lokiego. Przed wami krótki wywiad jakiego udzielił nam Jakub Ćwiek.

Wszędzie jest cię pełno. Jeździsz na konwenty, udzielasz wywiadów, oglądasz chyb wszystkie seriale i filmy jakie można, zajmujesz się dziećmi, a na Facebook’u nie ma dnia bez twojego wpisu i co najważniejsze – piszesz chyba więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak znajdujesz na to wszystko czas?

Szybki rachunek sumienia. Ile godzin każdego dnia marnujesz na pozbawione sensu pierdoły? Jest coś w tym, że im więcej robisz, tym więcej masz czasu, bo skutecznie wypełniasz te szczeliny bezczynności pomiędzy jedną ważną rzeczą a drugą. To dlatego ludzie planujący sobie dzień mają gorzej, ich męczy wykonanie pięciu zaplanowanych na dany dzień punktów. Mnie nie, bo nie mam planu i po prostu robię. Jak to ktoś kiedyś powiedział  – chyba King – gospodyni domowa pokonuje dziennie jakieś dwadzieścia pięć kilometrów na trasie kuchnia pokój, sklep, dom, park. Często nawet bez siadania czy chwili odpoczynku, a mimo to nie będzie wykończona. A każ jej nagle wziąć udział w marszu na ten sam dystans – może się okazać, że nie dojdzie nawet do połowy. To kwestia chęci żeby coś robić… i braku planu. Proste.

Pracujesz cały czas zawodowo, czy może samo pisanie wystarcza do cieszenia się życiem?

Połowa z tego co zarabiam na pisaniu starczyłaby mi, żebym cieszył się życiem, bo ja w ogóle w kwestiach materialnych od życia niewiele wymagam. Spędzam dużo czasu w podróży, w plecaku mam większość swojego dobytku i niespecjalnie się przywiązuję do przedmiotów, a jeśli nawet to na krótko. Ot, na przykład teraz mam długopis w kształcie pocisku i bardzo go lubię, ale jak zgubię, pewnie długo płakać nie będę.  Bo radość życia niespecjalnie wiąże się z kasą. Oczywiście czasem trzeba coś tam zebrać, by na coś sobie pozwolić, trzeba mieć też pewne minimum, by nie męczyć się z dnia na dzień rachunkami. Ale radzę sobie z tym nie najgorzej i pisanie starcza mi do tego aż nadto. Co nie zmienia faktu, że lubię nowe wyzwania i bywa, że gdzieś pracuję ekstra, celem zdobycia nowych doświadczeń. Teraz na przykład współpracuję z agencją Social Media Lubięto, bo raz, że to ciekawa przygoda, a dwa, że fantastyczni ludzie, którzy, mimo iż w większości młodsi ode mnie wiele mnie uczą. Mam nadzieję, że daję im przynajmniej tyle ile sam od nich biorę. Bardzo się staram

Dałeś się namówić m.in. na publiczne ważenie, co zaowocowało pracą nad kolejną książką, a na ostatnim Pyrkonie dałeś się poznać jako piosenkarz. Pisarz dla czytelnika, wydaje się kimś niedostępnym, nazwiskiem na okładce. Swoim zachowaniem starasz się to zmienić?

Nie „dałeś się namówić” tylko raczej „sam zaproponowałeś” bo inicjatywa wyszła ode mnie.  I umówmy się, jedna piosenka nie czyni ze mnie piosenkarza.  Ale tak, lubię zaskakiwać swoich fanów, przyjaciół, słuchaczy moich prelekcji. Przecież w takich spotkaniach chodzi o to, by dobrze się bawić, czyż nie? Ja się świetnie bawię, inni też powinni. I powiem ci szczerze, mało mnie obchodzi wizerunek innych pisarzy w oczach ich czytelników – nie moja sprawa. Ja lubię ludzi, zwłaszcza tych, którzy czytają moje książki i chcą się ze mną spotykać. Jest między nami więź, którą staram się podtrzymywać. Na różne sposoby.

Czy nie boisz się, że przez takie zachowania będziesz traktowany w „środowisku” jak błazen?

O tak, opinia „środowiska” spędza mi sen z powiek. I pewnie to, że nie śpię daje mi jeszcze więcej czasu na wymyślanie tych wszystkich dziwactw. A poważnie, serio uważasz, że powinien to być dla mnie jakiś argument? Powód do zmiany zachowania?  Presja otoczenia? Czy ja ci wyglądam na pozbawionego pewności siebie emo-nastolatka?

Facebook stał się twoim głównym sposobem na kontakt z publicznością. Czemu zrezygnowałeś z regularnych wpisów na blogu?

Bo nie miałem czasu ani pomysłu na pisanie notek. Dłuższe formy w postaci felietonów czy recenzji publikowałem czy to w „Nowej Fantastyce”, czy na portalu Hatak.pl, do krótkich wystarczał Facebook. Teraz jednak znalazłem „coś po środku” i znowu przeprosiłem się z blogiem. Od jakiegoś czasu pisuję tam w miarę regularnie.

Tytuł nowego Kłamcy to „Kill’em All”. Jesteś fanem Metallicy czy Internetowych memów?

Jestem fanem rocka i klasycznego metalu. A także fanem popkultury, która raz za razem wypuszcza i popularyzuje różne memy. Siłą połączonych mocy powstał kapitan Plan… znaczy podtytuł „Kłamcy 4”. Który zresztą całkiem nieźle pasuje do fabuły.

Loki to twój najpopularniejszy bohater. Mimo tego, że piszesz dużo i na różne tematy, duża rzesza czytelników kojarzy cię tylko jako twórcę „Kłamcy”. Nie boisz się tego, że tak już zostanie?

Wzorem Asparanoiksa boję to się tylko tego, żeby niebo nie spadło mi na głowę.  Fakt, że jestem kojarzony przede wszystkim z „Kłamcą” to dla mnie coś oczywistego. Mój debiut, najdłuższa z dotychczasowych seria i do tego książka o największym spektrum potencjalnych odbiorców. Zamiast się obawiać, wystarczy nadal konsekwentnie budować swój wizerunek i od czasu do czasu go wzbogacać o nową ścieżkę. Wtedy będę mógł powiedzieć samemu sobie – jak to robię dzisiaj – nie ma wyzwań, których się boję.

Wątki Lokiego są już zamknięte. Fani nie mają co liczyć na choćby małe opowiadanie z nim w roli głównej?

Mogą, bo jest jeszcze wiele historii, które można wprowadzić między tomem pierwszym a drugim i drugim a trzecim. Ale nie zamierzam odcinać od tej serii kuponów. Niedługo zostanie wydany komiks z Lokim w roli głównej, ale to nie jest nic nowego, bo powstał on lata temu tylko nie mogłem znaleźć wydawcy, który chciałby go wydać na poważnych warunkach. Planuję też jeszcze jedną książeczkę gadżet, która połączy Kłamcę i… książeczki dla dzieci. Ale o tym, póki co, sza.

Promocja czwartej części Kłamcy ruszyła pełną parą już jakiś czas temu. Teraz wybierasz się w trasę po Polsce, gdzie odwiedzisz kilkanaście miast. Skąd pomysł na to, by wyjść „do ludzi”? Internet jako medium służące do promocji to jednak za mało?

Odwiedziłem sporo miast, czekają mnie jeszcze raz Warszawa i Lublin, na którym oficjalnie zamknę trasę promocyjną Kłamcy 4. I oczywiście, że Internet nie wystarcza, a poza tym tu nie chodzi tylko o samą promocję, ale także o spotkania z ludźmi. One dają mi energię, pokazują wyraźnie, że to co robię ma sens, przynosi wymierny, nie tylko finansowy efekt. I naprawdę nie umiem odpowiedzieć czy bardziej jeżdżę w trasę by móc dalej pisać  czy dalej piszę, by móc znowu pojechać w trasę.

Na uwagę zasługuje fenomenalna wprost okładka czwartego tomu? Miałeś wpływ na grafikę?

Tak, mogłem ją pochwalić. A poważnie, ja miałem na nią inny pomysł, ale Piotrek Cieśliński jak zwykle pokazał, że jest fachowcem jakich mało i robiąc po swojemu, wykonał fantastyczną robotę. Jedyne co mogę sobie przypisać to dwie, mało znaczące uwagi do pierwszego szkicu i prośba o młot i krew w nawiązaniu do płyty „Metallici”. Reszta to Piotrek. I jemu należą się oklaski.

Przez chwilę zastanawiałem się czy czwarta część kłamcy ukaże się pod skrzydłami „Fabryki Słów”. Jakiś czas temu miała miejsce niezbyt przyjemna wymiana zdań, pomiędzy tobą a wydawcą. Czyżby świat wydawniczy był bezwzględny, nieprzyjemny i nastawiony na zysk?

Bywa, a gdy się taki robi, nie należy kłaść uszu po sobie.  Ważne jest też, by ze wszystkiego umieć wyciągnąć wnioski i działać  dalej już po upgradzie. Tak właśnie stało się w tym przypadku. Zresztą ta ognista dyskusja sprawiła wiele dobrego nie tylko dla mnie, dlatego dobrze, że miała miejsce.  Bo ja umiem krzyczeć, inni niekoniecznie…

Jaki jest Bruce Willis, i jak udało ci się go spotkać?

Bruce Willis jest fantastyczny, dokładnie tak, jak można się było spodziewać. Jeżeli na podstawie jego filmów tworzy Ci się w głowie jakiś jego obraz, to z dużą dozą prawdopodobieństwa jest on zgodny z rzeczywistością. Bo Bruce to ten typ aktora, trochę jak John Wayne, trochę jak Clint Eastwood, którzy bardziej niż aktorami są pewnymi ikonami, archetypami. Zresztą miałem o tym kilka prelekcji, kiedyś też pewnie napiszę coś na temat kształtowania się wizerunku twardziela w kinie. A spotkałem Bruce’a za sprawą konkursu organizowanego na Facebooku przez Sobieski Vodka Poland, której Bruce jest ambasadorem. Wraz z grupą przyjaciół i moim duchowym bratem Marcinem „Juchasem” Juchniewiczem, nakręciliśmy reklamówkę i rozpętaliśmy środowiskową burzę, by ten konkurs wygrać. Udało się. Zawsze się udaje, jeśli wystarczająco mocno chcesz.

Na jakich książkach się wychowałeś? Zdarza ci się do nich wracać po latach?

Na wszelkich, bo czytałem bardzo dużo. Do niektórych, jak choćby do „Piotrusia Pana i Wendy” czy „Wielkiego marszu” Stephena Kinga wracam często, do innych nie wracam wcale, pomimo iż były dla mnie ważne.  Wyznaję zasadę 5000 tysięcy książek – ta liczba określa liczbę tytułów, które uda mi się w życiu przeczytać. Plus minus rzecz jasna, z solidną tolerancją błędu. Szkoda czasu na powtórki, skoro jest jeszcze tyle rzeczy wartych mojej uwagi, a wciąż niepoznanych…

Kto po Lokim? Powiesz parę słów o Dreszczu?

O „Dreszczu” – rockowym superbohaterze i „Chłopcach” – gangu motocyklowym rodem z krainy baśni będzie wkrótce na tyle głośno, że, mając to na uwadze, pozwolę ludziom jeszcze przez chwilę pocieszyć się względnym spokojem. Nazwij to ciszą przed burzą. Czy też dokładniej , ciszą przed uderzeniem pioruna.

Rozmowę przeprowadził: Bartosz Szczygielski

Autor zdjęcia: Mariusz Mucha

About the author
Bartosz Szczygielski
- surowy i marudny redaktor, który oglądałby świat najchętniej z perspektywy dachu psiej budy, oparty o maszynę do pisania. Czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce i ogląda wszystko, co wpadnie mu w oko. Chciałby kiedyś przytulić koalę i zobaczyć zorzę polarną – niekoniecznie w tym samym czasie.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *